Apoteoza po irlandzku

Debiutancki "Głód" McQueena odnosi się do konkretnych politycznych wydarzeń, ale wykracza poza konwencję filmu zaangażowanego.

05.01.2010

Czyta się kilka minut

Odtwórca filmowego Bullita byłby dumny ze swego imiennika. Knut Hamsun też pewnie by przyklasnął, choć "Głód" nie jest adaptacją jego powieści. Czarnoskóry Steve McQueen wszedł do kina bocznym wejściem - jako uznany w Wielkiej Brytanii twórca wideoartu - i z miejsca nakręcił film, o jakim marzą zarówno adepci sztuki reżyserskiej, jak i zasłużeni mistrzowie. "Głód", jeden z najciekawszych filmów europejskich 2008 roku, nagrodzony w Cannes za reżyserię, ogląda się w najwyższym skupieniu i pomimo wyrafinowanego okrucieństwa - w największym zachwycie. Czy w kinie da się dziś opowiedzieć o człowieku składającym ofiarę ze swojego życia, nie tworząc przy tym martyrologicznego oleodruku? Czy historia Bobby’ego Sandsa z IRA, który w 1981 roku zagłodził się na śmierć w brytyjskim więzieniu, dzisiaj przemówi do nas: bezpiecznych, wolnych i sytych? Wizualną maestrią, oszczędnym dozowaniem filmowych środków, a także głębokim, ponadpolitycznym przesłaniem McQueen odpowiada na oba pytania: tak!

W "Głodzie" młodzi irlandzcy więźniowie, półnadzy, zarośnięci, żarliwi niczym w gorączce, przypominają biblijnych apostołów. Sam Bobby, walczący o to, by on i jego współtowarzysze uzyskali status więźniów politycznych, kojarzy się z postawą Chrystusa, który dał się ukrzyżować i zawisł pomiędzy łotrami. Jednakowoż McQueen przyglądając się głodującemu bojownikowi, pokazuje również niebezpieczne strony męczeńskiego aktu. Ujawnia to pasjonująca, zrealizowana na jednym oddechu scena rozmowy Bobby’ego z księdzem, kiedy to bojownik zdradza szczegóły akcji głodowej, która najprawdopodobniej pochłonie wiele ofiar. Kiedy oglądamy ten pojedynek dwóch racji: trzeźwego pragmatyzmu i romantycznego szaleństwa, jakże łatwo wyobrazić sobie innej maści dzisiejszych bojowników zdeterminowanych do największych poświęceń, ale na którymś etapie zawsze boksujących się z sumieniem. Takim głosem sumienia jest w filmie ów rozumny kapłan, stawiający ostre jak brzytwa pytania - o odpowiedzialność za innych i prawdziwy sens ofiary. A jednak nie ulega wątpliwości, że to Bobby Sands jest moralnym zwycięzcą. Człowiekiem, który dostrzegł inną cenę ludzkiego życia. We wspomnianej rozmowie niemal cytuje naszego poetę: "Możesz go zabić, narodzi się nowy". Ofiarnicza postawa pozwoli mu kiedyś zmartwychwstać, odrodzić się w nowych wcieleniach.

Długa, powolna śmierć Bobby’ego filmowana jest w halucynacyjnych przenikaniach, przypominających widzenia świętego. Brytyjski reżyser już od pierwszych scen rozegranych w niepokojącym milczeniu odtwarza atmosferę zakładu karnego w Maze, jakby była ona projekcją indywidualnego stanu umysłu, wizualizacją sennego koszmaru. W czystych, raz po raz zastygających w stopklatce kadrach odsłaniają się pojedyncze fragmenty więziennej egzystencji, z których każdy zdaje się kwintesencją upodlenia. Ale też każda scena przynosi jakiś zaskakujący element. Kiedy strażnicy więzienni urządzają buntownikom "ścieżkę zdrowia", kamera wyłapuje jednego z oprawców, który schował się za winklem i nie może powstrzymać płaczu. Kiedy członkowie IRA wykonują wyrok na więziennym sadyście, dopadają go w… domu starców, gdy potwór odwiedza właśnie swoją matkę. Przemoc wybucha w filmie "Głód" znienacka i jest niemal dotykalna, fizycznie bolesna. Prawie czujemy odór wylewającego się z cel moczu czy woń nagich męskich ciał niemytych na znak protestu. Gryzie nas zapach jajek na bekonie spożywanych przez brytyjskiego kata, kiedy w uszach ciągle brzęczą dźwięki pustych naczyń, którymi głodujący więźniowie uderzali w betonowe ściany swoich cel. Debiut McQueena odnosi się do konkretnych politycznych wydarzeń, ale wyraźnie rozsadza konwencję filmu zaangażowanego. Reżyser nie zajmuje się tą jedną konkretną sprawą, która Bobby’ego Sandsa uczyniła legendą. Pokazując jego umieranie w formie mistycznej apoteozy, składa hołd wszystkim cierpiącym za swoje przekonania, gnijącym w kazamatach. Reżyser w wywiadach nie ukrywa, że pośród duchowych braci Bobby’ego są także bezprawnie przetrzymywani w obozie Guantanamo czy torturowani w irackim Abu Ghraib. Rozbrzmiewające w filmie słowa Thatcher "Nie ma czegoś takiego jak polityczna przemoc. Jest tylko przemoc kryminalna" nabierają uniwersalnego znaczenia.

"GŁÓD" ("Hunger") - reż. Steve McQueen, scen. Enda Walsh i Steve McQueen, zdj. Sean Bobbitt, muz. David Holmes, wyst. Michael Fassbender, Stuart Graham, Liam Cunningham i inni. Prod. Irlandia/Wielka Brytania 2008. Premiera 8 stycznia. Film zapoczątkuje objazdowy przegląd najlepszych filmów z ostatniego festiwalu Era Nowe Horyzonty. Szczegóły na www.enh.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2010