Anty-Narnia

Philipa Pullmana uznano za krypto-satanistę, autora „czegoś znacznie niebezpieczniejszego niż Harry Potter”. Jednocześnie jego prozy bronił arcybiskup Canterbury, jako ostrzeżenia przed religijnym fundamentalizmem.

25.11.2019

Czyta się kilka minut

Kadr z serialu „Mroczne materie” / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z serialu „Mroczne materie” / MATERIAŁY PRASOWE

W powieści C.S. Lewisa „Lew, czarownica i stara szafa” tytułowy mebel, zbierający kurz w wiejskim domu pewnego angielskiego profesora, krył w sobie portal prowadzący do alternatywnej rzeczywistości. W baśniowym królestwie Narnii zwierzęta mówią ludzkim głosem. Panuje dobrotliwy feudalizm – choć na razie dyktatorską władzę uzurpuje sobie zła czarownica Jadis – a nad wszystkim czuwa opatrznościowa postać lwa Aslana.

W serialu HBO „Mroczne materie” niedaleko współczesnego Oksfordu znajduje się okno prowadzące do alternatywnego świata. Zamieszkują go czarownice, można też w nim spotkać inteligentne, mówiące ludzkim głosem i szczególnie uzdolnione w sztuce obróbki metalu niedźwiedzie polarne. Literacki pierwowzór, na jakim opiera się serial – trzy powieści Philipa Pullmana wydane między 1995 a 2000 rokiem – jest jednak filozoficznie i ideowo tak odległy od świata Narnii, jak to tylko możliwe.

Baśń rewolucyjna

Pullman nigdy nie krył swojej otwartej antypatii do Lewisa. W 1998 r., w stulecie urodzin pisarza, opublikował tekst zatytułowany „Mroczna strona Narnii”. O powieściach Lewisa z baśniowej krainy pisze tam: „to jedna z najokropniejszych i najbardziej toksycznych rzeczy, jakie kiedykolwiek czytałem”.

Oburzenie Pullmana budził zwłaszcza finał ostatniego tomu narnijskiego cyklu, „Ostatniej bitwy”. Lewis uśmierca tam swoich bohaterów, by na zawsze mogli pozostać w świecie Aslana, utożsamianego przez pisarza z chrześcijańskim rajem. Pullman widzi w tym jakąś perwersyjną fiksację Lewisa na „niewinnym dzieciństwie”, lęk przed dorosłością i tym, co się z nią wiąże – na czele z seksualnością. Jedna z bohaterek cyklu, Zuzanna, nie przenosi się do narnijskich zaświatów. Przestaje wierzyć w Narnię, jak ujmuje to jej przyjaciółka: „Teraz interesują ją tylko nylonowe pończochy, szminki i zaproszenia na przyjęcia. Zawsze strasznie chciała być dorosła”. Dziewczynka zmienia się w kobietę, a dla kobiety nie ma miejsca w wymyślonym przez Lewisa baśniowym raju.

Zdaniem Pullmana trudno dziś akceptować tak głęboko podszytą mizoginią wizję. Zwłaszcza że wszystkie narnijskie powieści afirmują patriarchalny porządek i podporządkowaną pozycję kobiet: cykl zaczyna się przecież od historii obalenia uzurpatorskiej władzy złej czarownicy i przywrócenia „naturalnego”, patriarchalnego porządku.

Z takim odczytaniem Lewisa można się oczywiście nie zgadzać czy uznać za skrajnie zideologizowane i jednostronne.


Czytaj także: Podróż pytań - Beata Anna Pokorska (Polak) i ks. Tomasz Węcławski (Tomasz Polak) o "Opowieściach z Narnii"


Dobrze je jednak znać, czytając Pullmana i oglądając jego filmowe i telewizyjne adaptacje. Pozwala bowiem lepiej zrozumieć, jak pisarz konstruując fantastyczne światy ustawia swoje ideowe stawki. Lewis, podobnie jak J.R.R. Tolkien, sięgał po baśniową fantastykę i mitologiczne narracje, szukając w nich potwierdzenia chrześcijańskiego objawienia i wyrażanych przez nie niezmiennych prawd i uniwersalnych wartości. Podejście Pullmana jest inne, w fantastyce, micie i baśni szuka opowieści, które mogłyby zainicjować emancypacyjną zmianę społeczną. Przypomina w tym brytyjską postmodernistkę Angelę Carter, pisarkę, która w swoich opowiadaniach dokonywała feministycznych reinterpretacji baśni i odwiecznych, mitycznych narracji.

Jedno z opowiadań Carter, „W serce lasu”, przepisuje znaną z Księgi Rodzaju historię Adama i Ewy, jakby była baśnią braci Grimm. U Carter historia ta nie jest jednak alegorią grzechu i upadku, ale inicjacji: w nieznane, dorosłość, seksualność. Wejście w tytułowe serce lasu – przestrzeń tyleż obcą i niebezpieczną, co budzącą ciekawość i fascynację – i pozostawienie za sobą bezpiecznych, oswojonych krajobrazów dzieciństwa jest przedstawione przez pisarkę jako coś raczej dobrego i fascynującego niż jako nieodwracalna strata. To króciutkie opowiadanie mogłoby posłużyć za streszczenie trylogii „Mrocznych materii”. Inaczej niż Lewis – niepozwalający swoim dziecięcym bohaterom dorosnąć – Pullman pozytywnie przedstawia w niej historię inicjacji w dorosłość i wszystko to, co się z nią wiąże.

W cieniu Magisterium

Zamiast, jak w Narnii, fascynacji wyidealizowanym średniowieczem i chrześcijańskiej apologetyki, w „Mrocznych materiach” mamy obraz opresyjnych, średniowiecznych w rodowodzie, kościelno-politycznych instytucji. Pierwszy tom cyklu, „Zorza północna”, rozgrywa się w równoległym świecie przypominającym nasz: są w nim podobne do naszych państwa i miasta, akcja zaczyna się w Oksfordzie.

Świat ten jednak wyraźnie różni się od naszego. Panuje w nim coś w rodzaju współczesnego, nowoczesnego średniowiecza. Wszystkim rządzi wszechwładna kościelna instytucja – Magisterium, bezwzględnie ścigające wszelkie przejawy herezji. Władza Magisterium kontroluje i tłumi rozwój nauki – choć w równoległym świecie mamy mniej więcej te same czasy, co w naszym, zamiast samolotów ciągle po niebie szybują tam sterowce, nie ma też żadnej elektroniki. Nikt też nie słyszał o kolejnej fali feminizmu – społeczeństwo pozostaje silnie patriarchalne.

Świat z „Zorzy północnej” przypomina trochę ten z fantastycznej powieści Kingsleya Amisa „Alteracja” (1976). Historia Europy potoczyła się w nim inaczej niż w rzeczywistości. Kościół, by poradzić sobie z Lutrem, wybrał go na papieża. Nowa głowa Kościoła, jako Germanik I, twardą ręką tłumi herezję w Europie i zaprowadza quasi-teokratyczne rządy. Nie buntuje się nawet Anglia. Artur, starszy brat Henryka VIII, nie umiera jako nastolatek i wspólnie z Katarzyną Aragońską płodzi katolickiego następcę tronu.

W XX w. w „Alteracji” Kościół sprawuje quasi-totalitarną władzę. Na indeksie trzyma między innymi dzieła Szekspira, zabrania też badań nad elektrycznością, które budzą lęk pobożnego ludu bożego. Co ciekawe, Amis w „Alteracji” daje wyraz swojej niechęci nie tylko do Kościoła, ale i do lewicy – czołowi kościelni hierarchowie nazywają się tak samo jak lewicowi politycy z lat 70. Papieżem jest Brytyjczyk, w którym czytelnik z tamtego czasu bez problemu rozpozna karykaturę lidera Partii Pracy w latach 1963-76, Harolda Wilsona. Jego sekretarzem stanu jest kardynał Berlinguer, a czołowym doktorem Kościoła dominikanin, ojciec Sartre. Jedyną enklawą wolności w świecie „Alteracji” jest protestancka Nowa Anglia w Ameryce Północnej, biedna, surowa, ale pielęgnująca obywatelskie, republikańskie cnoty, gwarantująca wolność słowa i sumienia.

W świecie „Zorzy północnej” papieżem, jak sugeruje w pewnym momencie Pullman, miał zostać Jan Kalwin. Jedyną enklawą wolności, nieopanowaną przez Magisterium, jest nie Nowa Anglia, lecz daleka, arktyczna Północ, zamieszkana przez wolne czarownice i inteligentne niedźwiedzie. Tam właśnie z Oksfordu wyrusza główna bohaterka „Zorzy”, jedenastolatka Lyra Belacqua.

Między małym a wielki ekranem

Północnej przygodzie Lyry poświęcony jest pierwszy tom serii. Ze wszystkich części trylogii jego struktura narracyjna najbardziej przypomina klasyczną baśń. Lyra jest sierotą, wychowywaną w jednym z kolegiów uniwersytetu w Oksfordzie. Jej jedyny krewny, wuj Lord Asriel, jest skonfliktowanym z Magisterium uczonym, prowadzącym badania na dalekiej Północy. Jak to jednak często bywa w baśniach, prawdziwe rodzinne pochodzenie Lyry okazuje się znacznie bardziej skomplikowane, a przeznaczenie dziewczyny wiąże się z losami całego jej świata – i nie tylko tego.

Fabuła „Zorzy północnej” pod wieloma względami wygląda jak trawestacja baśni o królowej śniegu. Lyra, tak jak Gerda, wyrusza na Północ w poszukiwaniu zaginionego przyjaciela – sieroty służącej w oksfordzkim kolegium, gdzie się wychowywała. Chłopak został porwany, jak wiele dzieci pozbawionych wpływowych rodzin. Anglię nawiedza fala porwań, za którym stoi – jakże by inaczej – Magisterium.

Tę historię po raz pierwszy przeniesiono na ekran w kinowym filmie „Złoty kompas” (pod takim tytułem wydano „Zorzę” w Stanach) z 2007 r. Mimo gwiazdorskiej obsady z Nicole Kidman, Evą Green i Danielem Craigiem oraz sporego budżetu (180 mln dolarów) film nikogo nie zachwycił, a finansowo jak na tego typu produkcję poradził sobie słabo.

Co wtedy nie zadziałało? W formule trwającego niecałe dwie godziny widowiska nie udało się zbudować świata przedstawionego, w który widz mógłby się zanurzyć, stopniowo poznając rządzące nim reguły i stawki, o jakie toczy się w nim gra. Tak jak udało się to królującym wtedy na ekranie w podobnym segmencie widowni kolejnym filmom z cyklu o przygodach Harry’ego Pottera. Serial pokazywany właśnie w HBO będzie miał więcej czasu, by zaciekawić widzów światem przedstawionym, by wznieść konstrukcję, której kolejne piętra widz będzie chciał eksplorować.

Twórcom serialu udaje się to całkiem nieźle. O ile na poziomie narracyjnym wiele rzeczy można by w produkcji poprawić, to widać, że w budowę świata przedstawionego włożono wiele wysiłku i staranności. Pod względem wizualnym – scenografii, kostiumów – świat Lyry z serialu jest o wiele bardziej dopracowany niż ten z filmu. Robi wrażenie zwłaszcza rządzony przez Magisterium Londyn z modernistyczną, monumentalną architekturą, kojarzącą się z tą, jaką wznosiły systemy totalitarne z pierwszej połowy ubiegłego wieku.

Obcowanie z rozwijającą się powoli serialową narracją, której na ogół dokonujemy w przestrzeni domowej, a za sprawą streamingu coraz częściej samotnie, przed swoim laptopem, bardziej przypomina relację, jaką nawiązujemy z powieścią niż uczestnictwo w zbiorowym seansie w publicznej przestrzeni kina. A Pullman wielokrotnie podkreślał, jak ważny jest dla niego moment intymnego kontaktu z tekstem, gdy nie niepokojony przez nikogo czytelnik lub czytelniczka sami w wolnym procesie lektury konstruują jego znaczenia.

Teodycea agnostyka

Pytanie, jak z wizją Pullmana serial poradzi sobie w dalszych sezonach, sięgając po kolejne tomy trylogii, które bardziej niż „Królową śniegu” przypominają „Raj utracony” Miltona, czy wizje gnostyków. Razem z bohaterami podróżujemy przez kolejne alternatywne światy (w tym nasz), gdzie toczy się coś w rodzaju wielkiej metafizycznej wojny.

Mieszkańcy wszystkich uniwersów buntują się przeciw rządom uzurpującego sobie władzę nad każdym istniejącym światem złego demiurga, quasi-boskiej postaci. W efekcie upada Królestwo Niebieskie i stojące na jego straży Magisteria i Kościoły, by w ich miejsce powstać mogła Republika Niebios, zamieszkana przez różne, lecz równe, wolne i solidarne istoty – od ludzi do aniołów. W tym punkcie Pullman nie może być już dalej od chrześcijańskiego Lewisa. Jak sam przyznawał, zależało mu na stworzeniu świeckiego, emancypacyjnego mitu, w miejsce monarchicznego obrazu boskiej władzy Aslana, oferującego młodym czytelnikom radykalnie demokratyczny ideał.

Współczesna telewizja wprowadzała już nieraz na ekrany anioły, demony, konflikty piekielno-niebieskie i dalekie od ortodoksji, wywiedzione z religii wizje. Czy jednak kierowany głównie do młodszych widzów serial uniesie tak filozoficznie ważką narrację? Producenci filmu kinowego z 2007 r. trochę wystraszyli się religijnych wątków z prozy Pull­mana i znacznie ocenzurowali motywy krytyki religii w adaptacji. Choć i tak dostało się im od fundamentalistycznych grup.

Te zawsze atakowały Pullmana jako wroga religii, krypto-satanistę, autora „czegoś znacznie niebezpieczniejszego niż Harry Potter”. Jednocześnie jego prozy broniły takie osoby jak Rowan Will­iams, w latach 2002-12 arcybiskup Canterbury i głowa Kościoła anglikańskiego, który chwalił prozę pisarza jako celne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwami religijnego fundamentalizmu.

 

Sam Pullman lubi mówić, że jest „anglikańskim agnostykiem”. Co ciekawe, jego proza nie jest pochwałą płaskiego materializmu, światopogląd, jaki wyraża, jest raczej panteistyczny. W świecie Lyry z „Zorzy północnej” każdy człowiek ma swojego demona – zwierzęcą, mówiącą ludzkim głosem postać innej płci niż człowiek, z którym jest związana. Demon jest dopełnieniem duszy swojego właściciela. Człowiek, który oddala się od niego, czuje trudny do zniesienia fizyczny ból, a gdy traci swojego demona, sam także ginie. Tak jak Lyra potrzebuje dopełniającego ją demona, tak każdy, by móc znieść materialny świat, potrzebuje „dopełnienia” w postaci poezji, wyobraźni, cudowności czy np. idei sprawiedliwości – mówi ostatecznie Pullman. Pytanie teraz, jak to wszystko pokazać w telewizji? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2019