Albo równość, albo pokój

WALTER SCHEIDEL, historyk: Jeśli w najbliższej przyszłości dojdzie w świecie do zmniejszenia nierówności społecznych z użyciem przemocy, stanie się tak za sprawą kryzysu klimatycznego.

29.03.2021

Czyta się kilka minut

Czterogwiazdkowy hotel King Charles Boutique, niegdyś cel podróży zagranicznych turystów, w czasie pandemii  przyjmuje bezdomnych, którzy są chorzy na COVID-19 lub przechodzą kwarantannę, Praga, marzec 2021 r. / MICHAL CIZEK / AFP / EAST NEWS
Czterogwiazdkowy hotel King Charles Boutique, niegdyś cel podróży zagranicznych turystów, w czasie pandemii przyjmuje bezdomnych, którzy są chorzy na COVID-19 lub przechodzą kwarantannę, Praga, marzec 2021 r. / MICHAL CIZEK / AFP / EAST NEWS

PAWEŁ PIENIĄŻEK: Nim przejdziemy do koronawirusa, porozmawiajmy o katastrofach w ogóle. Jak to się dzieje, że niektóre stają się, jak Pan to nazywa, „wielkimi wyrównywaczami” – znacznie zmniejszają nierówności społeczne?

WALTER SCHEIDEL: Najbardziej tradycyjnym i niezawodnym sposobem był upadek państwa. W epoce przednowoczesnej to państwa tworzyły i konserwowały nierówności, faworyzując ludzi bogatych i potężnych. Gdy upadały, ludzie ci tracili możliwość wyzyskiwania innych. W rezultacie nierówności się zmniejszały. Wszyscy stawali się biedniejsi, ale bogaci mieli więcej do stracenia.

W epoce przednowoczesnej do wyrównania społecznego dochodziło także na skutek pandemii. Z powodu czarnej śmierci zmarła jedna trzecia Europejczyków. Zaczęło brakować rąk do pracy. To spowodowało wzrost płac, spadło zapotrzebowanie na ziemię. Bogaci zarabiali mniej, a biedni więcej.

A jakie są nowoczesne sposoby?

Pierwszy to dwie wojny światowe, czyli wojny totalne z masową mobilizacją, a drugi – blisko z nimi związane – rewolucje komunistyczne. Jeśli chodzi o te drugie, nie wymagają wielu wyjaśnień. Komuniści chcieli zmniejszyć nierówności redystrybucji, nacjonalizować, kolektywizować itd.

A jak dwie wojny światowe zredukowały nierówności?

Z powodu wstrząsów, które załamały międzynarodowy system gospodarczy, nie można było liczyć na takie zwroty z kapitału i inwestycji, jak przed wojną. Rządy interweniowały w gospodarkę – znacząco podniosły podatki od majątku i przychodów dla najbogatszych, bo musiały zapłacić za wojnę. W tym samym celu drukowały dużo pieniędzy, przez co rosła inflacja. Było pełne zatrudnienie i do pracy potrzebny był każdy, niezależnie od wykształcenia. Zniszczono wiele fabryk i domów, których właścicielami często byli bogaci ludzie. Oni stracili swój majątek i nie uzyskali rekompensat.

Po wojnie powstały państwa dobrobytu, silne i dobrze zorganizowane związki zawodowe, a także solidarność będąca rezultatem strasznych doświadczeń. To spowodowało, że od roku 1914 do lat 70. XX w. nierówności zmniejszały się niemal na całym świecie.

Mówimy o dystrybucji bogactwa. Czy te wydarzenia wpływały też na zmniejszanie innych nierówności?

Niekoniecznie. Komunistyczne reżimy zredukowały nierówności społeczne poprzez ograniczenie praw osobistych, masowe mordy i gospodarkę planową. W krajach zachodnich nierówności społeczne były mniejsze, a przy tym było więcej swobód demokratycznych – np. powszechne prawo głosu.

Czyli mniejsze nierówności ekonomiczne nie oznaczają z zasady lepszego miejsca do życia?

To zależy, czego się szuka. Na Zachodzie nierówności ekonomiczne rosną od ponad 40 lat. Jednak w wielu państwach mamy np. większą równość płci czy rasową, w niektórych miejscach pary tej samej płci mogą zawierać śluby. Pewne nierówności mogą się zmniejszyć, a inne wzrosnąć. I odwrotnie.

Jak długo utrzymuje się trend wyrównywania wywoływany wydarzeniami katastroficznymi?

Im dalej cofniemy się w przeszłość, tym wszystko porusza się wolniej. Gdy upadło Cesarstwo Rzymskie, nierówności zmniejszyły się prawdopodobnie na jakieś 500 lat. Potrzeba było dużo czasu, by nowi wpływowi ludzie odbudowali struktury wyzysku i opresji. W przypadku czarnej śmierci możemy śledzić płace pracowników rok po roku, więc wiemy, jak to się rozwijało. Ich sytuacja poprawiła się na jakieś 150 lat. Trzeba było czekać, aż epidemia się skończy i liczba ludności wróci do poziomu sprzed czarnej śmierci.

Jeśli spojrzymy na XX wiek, wszystko dzieje się znacznie szybciej. Kompresja nierówności wywołana przez wojny światowe i komunistów była gwałtowna. W niektórych przypadkach do ogromnych zmian doszło w ciągu pięciu, dziesięciu lat. Ale jednocześnie okres wielkiej równości – zależnie od kraju – trwał od 30 do 50 lat.

W latach 1918-20 grypa hiszpanka pochłonęła nawet 100 mln ofiar. Dotąd Pan o niej nie wspomniał.

Przez to, że pojawiła się pod koniec I wojny światowej, bardzo trudno rozdzielić skutki tych dwóch wydarzeń. Na państwach uprzemysłowionych hiszpanka nie odcisnęła dużego piętna ani pod względem nierówności, ani PKB. Miała mniejszy wpływ na gospodarkę niż np. obecna pandemia.

Mimo tylu ofiar, nie była to skala porównywalna do czarnej śmierci. To nie hiszpanka doprowadziła do ogromnych braków siły roboczej, tylko wojna – z powodu masowego poboru. Szczególnie w krajach zachodnich znacznie więcej młodych mężczyzn udało się na wojnę, niż umarło z powodu grypy hiszpanki. Demograficznie wojna była w tych latach większą siłą. Grypa nie trwała też tak długo, bo ponad rok. Mogło to mieć wpływ na kraje takie jak Indie, gdzie śmiertelność była dużo wyższa, ale nie jest to jasne, bo brakuje danych.

Czyli to liczba ofiar decyduje o tym, czy pandemia stanie się wyrównywaczem?

Mówiąc wprost, musi umrzeć tylu ludzi, żeby płace wzrosły na długi czas. W przypadku hiszpanki do tego nie doszło. Pandemii na taką skalę nie było od XVI w., gdy większość ludności Ameryk została przetrzebiona przez choroby rozniesione przez europejskich kolonizatorów.

W eseju dla magazynu „Foreign Affairs” pisał Pan: „W październiku 1918 r. grypa hiszpanka pojawiła się na Uniwersytecie Stanforda. Mieszkańcy założyli maski, mecze footballu zostały anulowane, a studenci zostali poproszeni o poddanie się kwarantannie na kampusie”. To brzmi jak rok 2020.

Grypa hiszpanka była bardzo niebezpieczna dla dwudziesto- i trzydziestolatków, co odróżnia ją od COVID-19. W tym sensie była bardziej przerażająca i zadawała większe szkody. Można było się obawiać, że będzie miała poważne skutki. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, wszystko powinno zostać zamknięte. Jednak działo się coś zupełnie odwrotnego.

„Zajęcia i zebrania nadal się odbywały. Oprócz wypełniania zwykłych obowiązków akademickich, uczniowie szkolili się do walki w I wojnie światowej przeciwko niemieckim karabinom maszynowym i gazowi trującemu” – pisał Pan dalej.

Trudno nam to dzisiaj zrozumieć, ale ludzie byli bardziej przyzwyczajeni do chorób zakaźnych, które były powszechne, nadchodziły znikąd i bez ostrzeżenia. Z ospą uporano się w XIX w., ale wówczas wciąż występowały żółta gorączka, odra, tyfus czy polio.

Oczywiście, ludzie bali się chorób, ale zazwyczaj kontynuowali pracę. Rządy były mniej skłonne do zamykania miast, a ich mieszkańcy bardziej gotowi, by podejmować ryzyko. W rezultacie nie miało to aż tak dużego wpływu na gospodarkę, choć jednocześnie oznaczało większą śmiertelność. Ludzie po prostu uznawali, że nic na to nie można poradzić. To zaczęło się zmieniać ponad 50 lat temu, gdy pojawiły się szczepienia i antybiotyki na masową skalę. Wówczas przywykliśmy do myśli, że nic nam nie grozi. Dlatego tak bardzo zaskoczyła nas obecna pandemia.

To zglobalizowana gospodarka i rozwój medycyny powodują, że pandemie nie mogą stać się wielkimi wyrównywaczami?

Myślę, że takich czynników jest więcej. Po pierwsze, wpływają na to mechanizmy redystrybucji bogactwa. Wsparcie zależy od tego, jak zamożny jest kraj, ale nawet w tych biednych jest zazwyczaj pewna ochrona socjalna, choćby dla bezrobotnych. W bogatych funkcjonuje państwo dobrobytu – ono często uniemożliwia gwałtowny wzrost biedy z powodu masowej utraty pracy, a tym samym stabilizuje sytuację. Przez to nie ma w społeczeństwie takiej złości, która mogłaby doprowadzić do rewolucji.


Polecamy: serwis specjalny o koronawirusie i Covid-19


Drugi czynnik wiąże się z poluzowaniem polityki pieniężnej. Państwa mogą drukować miliardy dolarów czy euro, dzięki temu biznes się kręci, jest więcej zasiłków dla bezrobotnych i jest z czego zapłacić za szczepionki. Status quo zostaje podtrzymany, a jeśli w jego ramach nierówności były wysokie, to oznacza, że takie pozostaną. Wreszcie: nauka i technologie pozwalają szybko przeciwdziałać pandemii.

Dzięki technologiom wiele osób może też pracować nie wychodząc z domu.

Ale też zwiększyła się luka między korzystającymi z tego postępu – zarabiającymi z domu – a tymi, którzy muszą wciąż wychodzić na zewnątrz, spotykać się z innymi, załatwiać sprawy osobiście. Ci drudzy częściej chorują, ale także częściej tracą pracę, bo sektory gospodarki, w których znajdują zatrudnienie – usługi, restauracje czy turystyka – są najbardziej dotknięte przez kryzys. To częściej biedni, gorzej wykształceni i młodsi ludzie, a np. w Stanach Zjednoczonych także innego koloru skóry niż biały.

Są więc grupy, które znajdują się w niekorzystnej sytuacji i pandemia dotknęła je mocniej. Zamiast redukować nierówności, COVID-19 je zwiększył poprzez ochronę górnej połowy populacji, miliarderów uczynił jeszcze bogatszymi i bardziej wpływowymi.

Niedawno organizacja Oxfam opublikowała raport pt. „Wirus nierówności”. Jego autorzy piszą: „Wzrost majątku 10 najbogatszych miliarderów od początku kryzysu jest bardziej niż wystarczający, aby zapobiec ubóstwu każdego mieszkańca Ziemi spowodowanemu przez wirus i zapłacić za szczepionkę przeciwko COVID-19 dla wszystkich”. Czy był moment w historii, kiedy bogaci byli aż tak zamożni?

Trudno to obliczyć, ale prawdopodobnie dwa tysiące lat temu najbogatsi ludzie w Cesarstwie Rzymskim dysponowali mniej więcej takimi samymi udziałami w ogólnym majątku narodowym jak współcześni miliarderzy typu Jeffa Bezosa czy Elona Muska.

Wydaje mi się, że pandemia przyczynia się do dwóch rodzajów nierówności. Jedne, o których Pan mówił, to te wewnątrz państw. Są też inne – międzypaństwowe. Przykładem są szczepionki – im biedniejszy kraj, tym w dłuższej kolejce po nie musi czekać.

Może się okazać, że te zwiększające się nierówności międzypaństwowe będą bardziej długotrwałe. Jest to szczególnie niefortunne, bo one akurat spadały od jakiegoś czasu. Istnieje ryzyko, że pandemia ten proces spowolni czy nawet odwróci.

Tylko że nie ma tu oczywistej alternatywy. To naturalne dla krajów bogatych, by zaszczepić własnych obywateli w pierwszej kolejności, bo albo są demokracjami i głosujący tego wymagają, albo są paternalistycznymi autokracjami jak Chiny i Rosja, więc też muszą to robić.

Uważa Pan, że nierówności wewnątrzpaństwowe powstałe w wyniku pandemii będą trwały krótko?

Jest szansa, że w miejscach takich jak Europa będą one tymczasowe. Gospodarka się ożywi, wszyscy ci młodzi i gorzej wykształceni ludzie będą mogli wrócić do sektorów gospodarki, w których znajdowali zatrudnienie, i po pewnym czasie sprawy wrócą na stare tory.

Na początku pandemii często było słychać, że pandemia może doprowadzić do dużych zmian. Spodziewano się nawet radykalnych reform.

To było modne przez jakiś czas, ale ludzie szybko spostrzegli, że nic takiego się nie dzieje. Zamiast głębokich zmian, instytucje i rządy robią, co mogą, by wszystko wróciło do tego miejsca, w którym znajdowaliśmy się przed rokiem. Radykalne reformy nie pojawiły się na horyzoncie.

Najlepszym przykładem były wybory w Stanach Zjednoczonych. Ludzie mówili, że teraz wybiorą postępowców, którzy dokonają reform na miarę Nowego Ładu z lat 30. XX w. – a zagłosowali na polityka bardzo konserwatywnego. Jakby tego było mało, w Kongresie trwa impas. Dużych zmian prawdopodobnie nie będzie. W innych krajach jest podobnie. To dlatego, że ten kryzys nie jest wystarczająco poważny, by zdestabilizować istniejący porządek i doprowadzić do radykalnych reform.

Pod tym względem wydaje się Pan pesymistą i nie widzi możliwości, by ludzie dokonali tych reform z własnej woli. Potrzebują do tego katastrofy.

Bo tak wynika z historii. Można podjąć pokojowe i polityczne działania na rzecz zmniejszania nierówności, ale są one skromniejsze, stopniowe i powstają w ramach kompromisu. Jeśli ktoś chce wielkich zmian, to pomoże mu w tym zryw, który przerwie ciągłość panującego porządku. To musi być ekstremalny wstrząs, jak wojna, rewolucja, upadek państwa czy zaraza. To bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe, by znaleźć alternatywne mechanizmy, które będą tak potężne i skuteczne w realizacji tego celu.

Pandemia to już drugie wydarzenie w ostatnich latach, które ma potencjał zmniejszenia nierówności, ale nic z tego nie wychodzi. Pierwszym był kryzys finansowy z 2008 r. Czy „wielki wyrównywacz” stracił swoją moc?

Czytelnicy mojej książki narzekają – i mają rację – że nie napisałem wiele o zmianach klimatu. Myślę, że kryzys ekologiczny może być prawdziwie destrukcyjną siłą. To nie będzie nagły, tylko stopniowy proces, ale bez wątpienia mogący wywrzeć ogromną presję na istniejący porządek. Może go zdestabilizować. Najpierw uderzy w uboższe kraje w strefie podzwrotnikowej, ale w kolejnych dekadach zapewne też w bogate państwa.

Zmiany klimatu mogą uruchomić na nowo wspominane przeze mnie procesy. Państwa mogą zacząć upadać, czego zapowiedź było widać w Syrii i Jemenie, gdzie susze napędziły wojny domowe. Zmiany klimatu mogą doprowadzić do powstania nowych chorób, ruchów rewolucyjnych i wywołać kolejne wojny. Jeśli w najbliższej przyszłości dojdzie w świecie do zmniejszenia nierówności społecznych z użyciem przemocy, stanie się tak za sprawą kryzysu klimatycznego.

Czyli jedyną nadzieją na zmniejszenie ogromnych nierówności jest totalna katastrofa?

Mam nadzieję, że to się nie wydarzy! Wolę mieć nierówne społeczeństwo niż kolejną wojnę światową. Trudno oczekiwać stabilności, pokoju i większej równości, bo to połączenie, którego raczej nie da się uświadczyć. Jeśli historia ma nas czegoś nauczyć, to tego, że są małe szanse, by mieć te wszystkie rzeczy naraz. ©

WALTER SCHEIDEL jest profesorem kultury klasycznej i historii na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii. Szczególnie interesuje go łączenie nauk humanistycznych, społecznych i przyrodniczych. Autor książek, w tym „The Great Leveler” (Princeton, 2017).

TYSIĄC ŻYĆ TO MAŁO, CZYLI WIRUS Z KORZYŚCIĄ DLA BOGATYCH

Pandemia napełnia kieszenie miliarderów i powiększa nieustannie rosnącą lukę między nimi a resztą społeczeństwa – to wnioski z raportu pt. „Wirus nierówności” przygotowanego przez międzynarodową organizację humanitarną Oxfam.

Majątki tysiąca najbogatszych miliarderów, głównie białych mężczyzn, wróciły do poziomu sprzed pandemii w ciągu dziewięciu miesięcy (po kryzysie z 2008 r. trwało to 5 lat). Mało tego: gdyby we wrześniu 2020 r. Jeff Bezos wypłacił każdemu z 876 tys. pracowników należącego do niego Amazona premię w wysokości 105 tys. dolarów (niemal 400 tys. zł), to byłby tak samo zamożny jak przed początkiem pandemii. Od połowy marca do końca grudnia 2020 r. majątek wszystkich miliarderów wzrósł o 3,9 bln dolarów. Dzięki temu posiadają łącznie 12,9 bln dolarów, co jest kwotą porównywalną z wydatkami państw z grupy G20 na przeciwdziałanie pandemii.

Już przed kryzysem wywołanym przez koronawirusa majątki dwóch tysięcy miliarderów były tak duże, że nie byliby oni w stanie wydać tych pieniędzy, nawet gdyby mieli po tysiąc żyć. Jednocześnie niemal połowa ludzkości musi przeżyć dzień za mniej niż 5,5 dolara (20,50 zł). Od 40 lat jeden procent najbogatszych zarabia ponad dwukrotnie więcej niż biedniejsza połowa ludzkości. I jak nikt inny dokłada się też do kryzysu klimatycznego – w ciągu ostatniego ćwierćwiecza prowadzone przez ten jeden procent biznesy wyemitowały dwa razy więcej dwutlenku węgla niż mniej zamożne 50 proc. populacji Ziemi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2021