Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W czym innym rzecz. W pytaniu-zdziwieniu: jakie "świętowanie"? Czyżbyśmy mieli zapomnieć o wszystkich, którzy zginęli, o mieście, które zniknęło z powierzchni ziemi, o 3 października? Tak, obchody można świętować, przywołując to tylko, co napełnia dumą i podziwem. Ale czcić pamięć i uczyć się od nich - już nie.
Bo ilekolwiek położylibyśmy wieńców i zapalili lampek, i przypięli krzyży nielicznym ocalałym do dzisiaj, nie pogodzimy się ze stratą tych, których nie ma i których nie da się zastąpić. A także z tym, by lekcja patriotyzmu, którą od nich bierzemy, była tylko lekcją umierania i zagłady. Kilkunastolatki chodzą po Muzeum, ale niechże z niego wynoszą nie złudzenie przygody, tylko nakaz zadbania o Polskę bezpieczną dla dzieci i starych ludzi, fascynującą perspektywami; kraj dróg bez pijanych kierowców, szkół bez dilerów, najpiękniejszych w Europie kościołów, mieszkańców przyjaznych sąsiadom, lasów niezagrożonych zniszczeniem. Żeby zaś tego się nauczyć, muszą pamiętać nie tyle o pomnikach, co o cmentarzach z kwaterami "Zośki" i "Parasola", zasypanym szpitalu u Sakramentek, kronikach powstańczej Woli.
Najpiękniejszym wierszem o Powstaniu Warszawskim pozostanie dla mnie króciutki wiersz ks. Twardowskiego o Jurku, Wojtku i Janku. Spotkanie z całym wymiarem ofiary, żalu i zobowiązania.
"...Świecę lampkę rękami obiema
Gdzie pod hełmem dawnych oczu
nie ma".
Ks. Jan chodził na cmentarze.