Taniec z duchem

We wrześniu Chile obchodzi święto niepodległości i rocznicę zamachu stanu. W kampanii przed referendum w sprawie zmiany konstytucji podziały sprzed 47 lat przypominają o sobie szczególnie mocno.
Z Santiago de Chile

21.09.2020

Czyta się kilka minut

Cueca sola tańczona przez kobiety podczas marszu upamiętniającego chilijski zamach stanu w 1973 r. Santiago, 11 września 2016 r. / MAURICIO GOMEZ / NURPHOTO / AFP / EAST NEWS
Cueca sola tańczona przez kobiety podczas marszu upamiętniającego chilijski zamach stanu w 1973 r. Santiago, 11 września 2016 r. / MAURICIO GOMEZ / NURPHOTO / AFP / EAST NEWS

Przychodzę tutaj co roku – mówi 34-letnia Javiera. Poznaję ją 11 września, w dniu rocznicy przewrotu wojskowego, który w 1973 r. dał początek dyktaturze. Jesteśmy na cmentarzu Głównym, w samym sercu Santiago de Chile. W powietrzu czuć już nadchodzącą na południowej półkuli wiosnę. Stoimy z Javierą tuż obok potężnej tablicy pamiątkowej, poświęconej osobom zabitym i „znikniętym” (desaparecidos) w latach wojskowego reżimu (1973-90). Wygrawerowano na niej kilka tysięcy nazwisk – las liter, który kryje za sobą polityczne zabójstwa, porwania, tortury, zaginięcia i wiele innych ludzkich tragedii. Na środku marmurowej ściany widnieje nazwisko obalonego przez juntę prezydenta, Salvadora Allende.

Javiera trzyma w ręku bukiet czerwonych goździków, będących symbolem pamięci o ofiarach tamtego ponurego czasu. Na piersi ma kartkę z czarno-białym portretem mężczyzny, poniżej imię i nazwisko: Leopoldo Raúl Benitez Herrera.

– To mój dziadek – zaczyna opowiadać, gdy widzi, że zawiesiłam dłużej wzrok na zdjęciu. – Gdyby dożył dzisiejszych dni, miałby 84 lata. Był architektem i wykładowcą na wydziale architektury na Papieskim Uniwersytecie Katolickim. Policja aresztowała go kilka dni po przewrocie, 17 września. Przyszli po niego wieczorem, znajdując go w domu teściów. Przewieźli dziadka na Stadion Narodowy [w pierwszych miesiącach reżimu mieściło się tam centrum tortur – MB], gdzie został rozstrzelany. Bardzo żałuję, że nigdy nie miałam okazji go poznać, pozostały mi tylko rodzinne historie i trochę zdjęć. Między innymi to, które stało mi się najbliższe – zawsze tu z nim przychodzę.

Zostali w golfach

Moja rozmówczyni jest jedną z wielu uczestniczek i uczestników marszu, co roku organizowanego tego dnia nie tylko w stolicy, ale też wielu innych miastach Chile, m.in. w Valparaíso, Concepción, Temuco i Punta Arenas. Tym razem, w związku z panującymi restrykcjami (m.in. zakazem organizowania zgromadzeń liczniejszych niż 50 osób), obchody są szczególne. Zamiast jednego masowego marszu zorganizowano w Santiago kilka mniejszych, w różnych miejscach i o różnych godzinach. Jedno się jednak nie zmieniło: większość osób, podobnie jak Javiera, trzyma w dłoniach fotografie bliskich oraz czerwone goździki.

Czarno-białe portrety ofiar reżimu mają w sobie coś boleśnie nostalgicznego. Fryzury z lat 60. i 70., charakterystyczne dla tej epoki makijaże, styl ubrań. Zaginieni i zabici, w swoich golfach, koszulach i sztruksowych marynarkach, zostali już na zawsze zaklęci w przeszłości. Większość fotografii jest opatrzona nakreślonym na transparentach pytaniem, które tego dnia powraca ze szczególną mocą: „Dónde están?” (Gdzie są?). Co się z nimi stało? Kto wreszcie odpowie za ich śmierć? Dla wielu Chilijczyków brzmią te pytania już tylko retorycznie, ale dla tych, którzy dziś maszerują, oznaczają dużo więcej: trudny spadek po nierozliczonej historycznej przeszłości, walkę o pamięć, rytuał ocalający bliskich od zapomnienia.

Samotna cueca

Jednym z takich rytuałów pamięci jest cueca sola, czyli samotna cueca. Stanowi interpretację chilijskiego tańca narodowego, będącego nieodłącznym elementem celebracji Fiestas Patrias – Świąt Niepodległości, hucznie obchodzonych od 17 do 19 września. To czas rodzinnych i towarzyskich spotkań, przyrządzania wspólnego asado (czyli grilla) i kultywowania wielu innych narodowych tradycji, do których Chilijczycy podchodzą w tych dniach z wyjątkową sumiennością. Jednym ze zwyczajów jest właśnie tańczenie cueki, porównywanej do tańca godowego koguta bądź zalotów. Mężczyzna zbliża się do partnerki, tupie ostrogami i skocznie ją okrąża. Ona ma dość pasywną rolę – przyjmuje adorację, kokieteryjnie unosi rąbek spódnicy i powiewa białą chusteczką.

Tańczona 11 września samotna cueca jest wykonywana w pojedynkę, przez samą kobietę. W przeciwieństwie do tradycyjnej wersji, nie ma w sobie nic z radosnego celebrowania wspólnoty: upamiętnia dzień, w którym została ona gwałtownie przełamana i zburzona. Samotna tancerka zdaje się obejmować powietrze – jakby trzymała w objęciach ciało mężczyzny. Na bluzce ma jego czarno-białe zdjęcie. Towarzysza tańca już nie ma, bo zabrała go dyktatura, został „zniknięty” bez śladu lub zabity. Taniec wskrzesza nieobecnych partnerów: chłopaków, mężów, ojców czy braci. Unaocznia dotkliwą pustkę po ich zniknięciu.

– Cueca jest dla Chilijczyków tańcem szczególnym mówi mi Ana Nenén Cartes, pracowniczka socjalna związana z ośrodkiem kulturalnym ­Kutral Perün w Santiago. Tańczy ­cuecę i inne tradycyjne tańce chilijskie, jest zafascynowana rodzimym folklorem. – Symbolicznie łączy nasz długi kraj, z północy na dalekie południe. Każdy region ma swoją własną odmianę tego tańca, bo istnieje m.in. ­cueca północna, portowa (tańczona w Valparaíso), ­cueca chilote (związana z wyspą Chiloé), cueca campesina (wiejska), brava (określana też „cuecą ubogich”). Poza „kogucimi” ruchami ważne są też teksty śpiewanych do tańca piosenek. Bliskie rzeczywistości Chilijczyków i zakorzenione w ich codzienności, często trudnej i mozolnej. Powszechność i uniwersalność tego tańca sprawiły, że stał się on podatny na różne „adaptacje” – w tym samotną ­cuecę, która nadała mu charakter już nie tradycyjny, ale głęboko polityczny. Cueca sola stała się wyrażeniem bólu i odzwierciedleniem żałoby – tłumaczy Ana.

Samotną cuecę odtańczono po raz pierwszy parę lat po przewrocie wojskowym – 8 marca 1978 r. w stołecznym Teatrze Caupolicán. Pomysłodawczynią i zarazem wykonawczynią pokazu była Gala Torres, młoda kobieta, pragnąca opowiedzieć o cierpieniu po stracie narzeczonego, który w październiku 1973 r. zaginął bez śladu. Nie mogła wykrzyczeć swojego smutku wprost, więc postanowiła go wytańczyć i wyśpiewać. Wkrótce, wraz z każdym następnym pokazem, dołączały do niej kolejne kobiety, tańczące o swojej utracie i wystukujące rytm z całych sił – jakby tym tańcem jeszcze można było odwrócić bieg historii i ją odmienić.

Wirtualne spotkania

Samotny taniec Chilijek, którym reżim Pinocheta zabierał ukochanych mężczyzn, stał się ezopowym językiem protestu i głosem politycznego sprzeciwu. Po raz pierwszy oficjalnie wybrzmiał w 1988 r., stanowiąc część kampanii prowadzonej przed plebiscytem, który okazał się historyczny: zadecydował o tym, że Chilijczycy zamiast dalszych rządów generała wybrali demokratyczne wybory. Kobiety zatańczyły wówczas w krótkim filmie, który nagrano do kampanijnego spotu, prezentowanego w telewizji. Ich pierwszy pokaz przed masową, kilkutysięczną publicznością odbył się zaś już po powrocie demokracji – 13 marca 1990 r. na Stadionie Narodowym. Był to dzień zaprzysiężenia nowego prezydenta Patricia Aylwina, przed którym wystąpiło wówczas kilkanaście kobiet, m.in. Gala Torres, Anita Rojas, Mireya Ramírez i zmarła w zeszłym roku Violeta Zúñiga – czołowa działaczka Zgrupowania Rodzin Ofiar Dyktatury, która przez lata pielęgnowała rytuał i w ciągu trzech dekad wzięła udział w ponad stu występach.

W ostatnich latach tę tradycję kultywuje też m.in. Kolektyw Cueca Sola, który każdego 11 września organizuje pokazy tańca w przestrzeni publicznej, m.in. na głównych placach miast, w pobliżu dawnych ośrodków tortur i pod pałacem prezydenckim. W tym roku, w związku z okolicznościami, samotna cueca przeniosła się do internetu. Organizatorzy stworzyli coś na kształt wirtualnej mapy pamięci, prosząc chętne osoby o nadsyłanie swoich nagrań i zdjęć. Spłynęło do nich kilkadziesiąt materiałów rejestrujących samotne występy z całego Chile, m.in. z pustynnej północy, znad Pacyfiku, z jednej z wiosek leżących u podnóży Andów i dalekiej Patagonii. Z powodu pandemii i obowiązujących obostrzeń wiele innych organizacji i instytucji też postanowiło przenieść tegoroczne obchody do wirtualnej przestrzeni. Tak zrobiło np. Muzeum Solidarności im. Salvadora Allende, które zorganizowało m.in. cykl wykładów i seminariów poświęconych zarówno postaci socjalistycznego prezydenta, jak i późniejszym rządom junty wojskowej. Muzeum Pamięci i Praw Człowieka zorganizowało m.in. specjalny przegląd filmowy, czytanie korespondencji z tamtego czasu oraz całodniową transmisję odtwarzającą 11 września 1973 r. Minuta po minucie można było posłuchać m.in. pierwszych radiowych komunikatów junty, która ogłosiła przejęcie władzy, ostatniego przemówienia Allende czy bombardowania i ostrzelania pałacu prezydenckiego – dźwięków, które w wielu Chilijczykach pozostaną do końca życia.

Trzęsienie ziemi

– Oczywiście, że ten dzień pamiętam. Nie sposób go zapomnieć. Miałam wrażenie, że Chile zadrżało, jakby przez kraj przeszło potężne trzęsienie ziemi. Na ulice wyjechały czołgi, a niebo wypełniło się myśliwcami. Wszyscy byliśmy w szoku. Czuliśmy, że nadejdzie jakiś przełom, bo ostatnie miesiące rządów Allende to był ciągły chaos i kryzys. Co chwilę strajki, walki bojówek. Pamiętam, że wszyscy byliśmy tym zmęczeni. Ale nikt chyba nie sądził, że ta zmiana będzie tak brutalna – opowiada María, moja sąsiadka, która w dniu przewrotu wojskowego miała 21 lat i mieszkała z rodzicami w centrum Santiago, kilka minut spacerem od dzielnicy rządowej. – Z dnia na dzień wszystko bezpowrotnie się zmieniło. Wiele domów w okolicy opustoszało: jedni wyjechali, inni nagle zniknęli. Ale było też wielu takich, którzy poczuli tego dnia przede wszystkim radość i ulgę – dodaje.

Po Chile do dziś krążą historie ludzi, którzy na wieść o bombardowaniu pałacu prezydenckiego wchodzili na pobliskie góry, aby lepiej ogarnąć ten spektakl wzrokiem. Byli też tacy, którzy otwierali w radości szampana i pili toast za nowe czasy. Coś, co dla jednych oznaczało początek strachu i represji, dla innych było bowiem zmianą na lepsze. Wielu Chilijczyków pragnęło upadku socjalistycznych rządów, które godziły w ich ekonomiczne interesy lub niepokojąco ich zdaniem zmierzały w stronę komunistycznej Kuby. Przejęcie władzy przez wojskowych było dla nich zapowiedzią nowego porządku, a Pinochet – wyzwolicielem, który w tej nagłej zmianie pomógł.

Podziały, które istniały jeszcze przed 1973 rokiem i mocno się wyostrzyły w latach reżimu, są w chilijskim społeczeństwie nadal silnie obecne. Przypomniały o sobie w październiku zeszłego roku, gdy wybuchły masowe, wielomiesięczne manifestacje. Ujawniają się również teraz, gdy kraj stoi w przededniu ważnego plebiscytu, wywalczonego m.in. właśnie dzięki protestom. 25 października Chilijczycy zdecydują, czy chcą zachować dotychczasową konstytucję, czy napisać ją na nowo. Jest to zmiana fundamentalna, bo ­tutejsza ustawa zasadnicza została odziedziczona jeszcze po rządach Pinocheta. Weszła ona w życie na początku 1981 r., a jej głównym autorem był ­Jaime Guzmán – ideolog reżimu i patron skrajnej chilijskiej prawicy. Choć od tego czasu jej treść była wielokrotnie modyfikowana, to i tak według wielu Chilijczyków pozostaje ona kluczowym spoiwem dzisiejszego Chile z reżimową przeszłością, znakiem tego, że mimo nadejścia demokracji niewiele się tak naprawdę zmieniło.

Choć kampania dotycząca plebiscytu dopiero ruszyła, już teraz czuje się, że społeczne nastroje – nieco uśpione przez pandemię – znów stają się coraz bardziej gorące. Było to widoczne też podczas wydarzeń upamiętniających wrześniową rocznicę. W całym kraju doszło do kilkunastu brutalnie tłumionych przez policję manifestacji, 16 mundurowych zostało rannych i ponad 100 osób trafiło do aresztu. W centrum stolicy, gdzie doszło do najliczniejszych starć, przez cały wieczór unosił się duszący zapach gazu pieprzowego. Mocno też dały o sobie znać ideologiczne różnice. Podczas gdy jedni szli tego dnia w marszach pamięci lub tańczyli samotnie cuecę, inni celebrowali rocznicę puczu jak radosne święto. Największe zgromadzenie zwolenników minionego reżimu odbyło się pod Akademią Wojskową. „Dziękujemy, generale!”; „Nie dla nowej konstytucji!”; „Porządek i ojczyzna” – okolica monumentalnego budynku uczelni wypełniła się portretami Pinocheta i transparentami tych, którzy z nostalgią wspominają jego epokę.

Jakkolwiek optymistycznie nie podejdziemy do zmian, które może przynieść nowa konstytucja, to jedno jest pewne: po 30 latach chilijskiej demokracji proces narodowych rozrachunków oraz zabliźniania ran wciąż trudno uznać za zakończony. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2020