Życiowy dogmatyzm

Precyzyjny ikonkretny. Nie sypie anegdotami, media traktuje zdystansem. Prawnik zdorobkiem naukowym iwieloletnią praktyką adwokacką. Prof. Zbigniew Ćwiąkalski nie mieści się wszablonie dominującym we współczesnej polityce, wktórej najważniejszy bywa spektakl odgrywany wświetle telewizyjnych jupiterów.

27.11.2007

Czyta się kilka minut

Krytyczne uwagi prezydenta na temat kandydatury prof. Ćwiąkalskiego ściągnęły nań jednak uwagę mediów. Krytyka dotyczyła dwóch spraw: obrony poszukiwanego listem gończym biznesmena i byłego senatora Henryka Stokłosy oraz wydania ekspertyzy prawnej w sprawie Ryszarda Krauzego.

- Obie sprawy przyjąłem już wówczas, gdy moje nazwisko pojawiało się w gronie kandydatów na stanowisko szefa resortu sprawiedliwości - przyznaje prof. Ćwiąkalski. - Przyjąłem je widząc, że być może za parę tygodni staną się argumentem przeciwko mnie.

Obrona "źle widziana"

Obrony Stokłosy odmówił prof. Zbigniew Hołda, kierownik Katedry Prawa i Polityki Penitencjarnej UJ, którego nazwisko także pojawiło się wśród kandydatów na ministra sprawiedliwości: - Nie było w tym wyrachowania - uważam się przede wszystkim za obrońcę praw człowieka, a w tej roli nie wolno mi wszystkiego i prowadzenie głośnej sprawy tego rodzaju nie wchodziło w grę. Nie mam też pełnej praktyki adwokackiej, zajmuję się przede wszystkim nauczaniem i monitoringiem praw człowieka.

Nic jednak, jego zdaniem, nie stało na przeszkodzie, by prof. Ćwiąkalski wziął tę sprawę, nawet jeśli istniało ryzyko, że obrona będzie "źle widziana".

Hołda: - Kancelaria, którą z trzema wspólnikami prowadzi w Krakowie, jest jedną z najbardziej liczących się w kraju. Pomijając prawo do obrony, której każdy podejrzany może od adwokata oczekiwać, splot kwestii podatkowo-finansowych w przypadku sprawy Henryka Stokłosy, nieposiadającej przecież charakteru wyłącznie kryminalnego, jest dla takiej kancelarii wyzwaniem.

Krzysztof Stępiński, adwokat Janusza Kaczmarka w sprawie nie mniej gorącej politycznie, bo dotyczącej akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa, patrzy na problem szerzej: - Za 17 miesięcy, kiedy wejdzie w życie wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie asesorów, kadrę sędziowską trzeba będzie uzupełnić doświadczonymi prawnikami - także adwokatami. Skąd zamierzamy ich wziąć, jeśli z "castingu" na ministra sprawiedliwości niektórzy wykluczają doświadczonego prawnika nie z powodu tego, jak bronił, ale że w ogóle to robił?

Prof. Ćwiąkalski do sprawy Stokłosy już nie wróci - obejmując funkcję publiczną, zawiesił praktykę adwokacką. Ekspertyzę do sprawy Ryszarda Krauzego napisał na prośbę jego adwokata, jako naukowiec, opierając się na dwóch uchwałach Sądu Najwyższego. Jeśli prokuratura z ekspertyzą się nie zgodzi, może próbować ją podważyć w sądzie. Rola prof. Ćwiąkalskiego i tutaj się kończy.

Lista zadań

Z wykształcenia jest specjalistą prawa karnego; współautorem komentarzy do kodeksu karnego oraz ustawy o prawie autorskim. Wykłada na macierzystym Uniwersytecie Jagiellońskim (domeną jego zainteresowań jest prawo karne gospodarcze) i na Uniwersytecie Rzeszowskim, gdzie stworzył Katedrę Prawa Karnego. Pochodzi zresztą z nieodległego Łańcuta, dokąd jego rodzina przeniosła się po wojnie, wysiedlona z Buczacza, i gdzie jego ojciec był sędzią (orzekał w sprawach cywilnych). Prowadzenie zajęć na uczelni nieprzodującej w rankingach prof. Ćwiąkalski traktuje jako możliwość uformowania "pozamiejscowego" ośrodka krakowskiej szkoły prawa karnego - i podtrzymania kontaktów ze środowiskiem, w którym wyrastał.

Prowadzi mocno obsadzone słuchaczami seminaria magistranckie i doktoranckie oraz zajęcia w jednej z prywatnych szkół wyższych. Jako adwokat zajmuje się przede wszystkim prawem gospodarczym. Kancelaria, w której jest wspólnikiem, prowadzi sprawy dotyczące nieruchomości, podatków, bankowości i finansów, prywatyzacji, przejmowania spółek, obsługując m.in. duże zachodnie korporacje.

Prof. Andrzej Zoll, szef Katedry Prawa Karnego UJ, wieloletni przyjaciel Ćwiąkalskiego: - Przesadza z mnożeniem sobie obowiązków. A po nominacji na ministra sprawiedliwości nie będzie łatwiej - listę zadań przed nim stojących widzę długą, pracy - moc. Dwie sprawy są dla mnie szczególnie niepokojące: daleko posunięte psucie wymiaru sprawiedliwości przez ręczne nim sterowanie, jakiego poprzedni minister się dopuszczał, co szczególnie niebezpieczne, z motywacji czysto partyjnych. I nasz "grzech pierworodny" - połączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.

Czas się z tym pożegnać. I obciążyć ministra innymi obowiązkami, choćby nadzorem nad legislacją rządową, by mógł w porę blokować uchwalanie bubli prawnych. Zdaniem prof. Zolla, minister powinien z urzędu przewodzić Radzie Legislacyjnej. Do przemyślenia jest też sprawa Komisji Kodyfikacyjnej, w której poza uczonymi powinni się znaleźć praktycy, umiejący wskazać przyczyny niepowodzeń najbardziej koronkowych konstrukcji prawnych.

Zmiany, ale jakie?

Nominacja Ćwiąkalskiego prawdopodobnie zmieni ministerialne priorytety. Jego poprzednik wykreował prawo karne na główny przedmiot troski rządzących i zainteresowania społecznego. Tymczasem pilnej przebudowy wymaga nie tyle prawo karne, ile np. procedura cywilna.

Prof. Hołda: - Z powodu chaotycznych, nieżyczliwych ludziom przepisów sąd stał się automatem do odrzucania pism procesowych z powodu uchybień formalnych, nawet małego kalibru.

Problem jest niebagatelny, bo z dziesięciu milionów spraw, jakie rocznie pojawiają się w polskich sądach, dziewięć milionów podlega procedurze cywilnej. Nowy minister zna materię sądową z własnej wieloletniej praktyki adwokackiej - to duży plus.

Prof. Ćwiąkalski: - Procedura cywilna w sprawach gospodarczych jest przesadnie sformalizowana, przedsiębiorca bez profesjonalnej pomocy prawnej nie ma szans poradzić sobie w sądzie.

Pierwsze miesiące urzędowania zajmie mu jednak prawdopodobnie porządkowanie spraw zastanych. Czekają wszak i projekty zaostrzenia przepisów kodeksu karnego, i niespełniające oczekiwań sądy 24-godzinne, i zmiany w ustroju sądów powszechnych, dzięki którym minister m.in. może ingerować w skład orzekający i obsadzanie stanowisk prezesów sądów.

Prof. Zoll: - Takiej władzy wobec sądów nie miał nawet minister sprawiedliwości za PRL-u. A przecież jego rola jest inna - on ma wymiarem sprawiedliwości tylko administrować.

Czeka też problem asesorów, a także konsekwencje otwarcia zawodów prawniczych. Czasy, kiedy o przyjęciu na aplikację decydował "czynnik genetyczny", mamy już szczęśliwie za sobą. Przyjmując zasadę równego dostępu do zawodu, trzeba jednak równocześnie umożliwić samorządom zawodowym kontrolę sposobu, w jaki ten zawód jest wykonywany. Ktoś musi wyznaczać standardy, merytoryczne i etyczne, i ich pilnować. Mogłaby też powstać np. szkoła dla prokuratorów i sędziów - inicjatywa, na realizację której moglibyśmy bez trudu pozyskać środki unijne.

Prawo i sprawiedliwość

Prof. Ćwiąkalski był adwokatem komornika z Przemyśla posądzonego o przyjmowanie korzyści majątkowych oraz pilota śmigłowca, który uczestniczył w akcji ratowniczej pod Rysami. W obu sprawach oskarżeni na długo przed prawomocnym wyrokiem zostali skazani przez media, stracili dobre imię. W obu ostatecznie zapadły wyroki uniewinniające.

Ćwiąkalski: - Ale wtedy media już się nimi nie interesowały. Byli oni, ich rodzina i ja. W takich chwilach wiem, po co ten zawód wykonuję: dzięki mojej pomocy ludzie, którym zniszczono życie, mogą rozpocząć je na nowo. Mogą uwierzyć, że warto, skoro ostatecznie, choćby w tak małej skali, doszło do wymierzenia sprawiedliwości.

Podczas pierwszej wizyty w ministerstwie zapowiedział, że nie znosi pochlebstw ani lizusostwa. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" wymienił po imieniu prokuratury dyspozycyjne politycznie.

- Lepiej mówić wprost niż poza oczy. I cenię tych, którzy wolą ze mną polemizować, niż fałszywie przytakiwać.

Nominację prof. Ćwiąkalskiego, personalnie atakowanego przez ministra Ziobrę, zwolennicy tego ostatniego uważają za "powrót układu". A życiorys nowego ministra do mitycznego "układu" pasuje właściwie idealnie.

Z partii do "Solidarności"

Rozpoczyna studia w 1968 r., pół roku po Marcu - na filarach Collegium Novum długo jeszcze będą przebijać zza białej farby litery słowa "strajk". Życie studenckie nie było ani tak szybkie, ani tak zatomizowane jak obecnie: istniała gazetka wydziałowa, kabaret, organizowano konkursy na najlepszego studenta i asystenta (Ćwiąkalski był jednym z laureatów). Na roku, którego był starostą, studiują m.in. Kazimierz Barczyk - obecny poseł PO, Ryszard Czarny - późniejszy wicemarszałek Senatu i ambasador, Wiesław Nocuń i Krzysztof Kozdronkiewicz - dziś prokuratorzy apelacyjni, a także Jerzy Jaskiernia i Zbigniew Wassermann.

W 1972 r. Ćwiąkalski wstępuje do PZPR-u: - Wydawało mi się, że wyrąbuję szczelinę wolności osobistej w tamtym systemie. W komitecie wydziałowym wolno nam było mówić, co myślimy, i protestować - to już było coś, tym bardziej że ani ja, ani inni, którzy byli w partii, np. prof. Jan Woleński, nie wyobrażaliśmy sobie wówczas, że można się sprzeciwić całkowicie i coś osiągnąć.

Kiedy wybucha "Solidarność", staje się na uniwersytecie jej współzałożycielem, a po wprowadzeniu stanu wojennego oddaje legitymację partyjną i zaczyna zbierać na wydziale składki na podziemną działalność "Solidarności". Jego dzisiejszy wspólnik z kancelarii, prof. Tomasz Gizbert-Studnicki, działa w krakowskim komitecie arcybiskupim, pomagającym internowanym i ich rodzinom. Ćwiąkalski w postępowaniach dyscyplinarnych broni osób wyrzucanych z pracy za przynależność do "S". Prawnicy udzielają bezpłatnej pomocy w duszpasterstwach ludzi pracy.

Ćwiąkalski: - Nie uważam się za wielkiego opozycjonistę, a z tamtych czasów w głowie utkwiło mi jedno spotkanie, u mnie w domu, z Tadeuszem Syryjczykiem - pisaliśmy instruktaż zachowania się podczas przesłuchań. Chodziło o to, by zatrzymani wiedzieli, że mogą odmówić odpowiedzi na każde pytanie, nawet o imię i nazwisko, unikając w ten sposób wchodzenia w rozmowę z esbekami.

Tadeusz Syryjczyk, ekonomista, ćwierć wieku temu członek Zarządu Regionu małopolskiej "Solidarności", pamięta współpracę z Ćwiąkalskim przy tworzeniu koncepcji samorządu terytorialnego. W 1981 r. w każdą sobotę i niedzielę w Krakowie obradowały Obywatelskie Inicjatywy Ustawodawcze, pracujące nad przyszłym nowym porządkiem prawnym w Polsce.

- O tamtej pomocy pamiętałem w latach 90. - mówi Syryjczyk, który w latach 1992-93 został szefem zespołu doradców premier Hanny Suchockiej. - Nieraz prosiliśmy prof. Ćwiąkalskiego o konsultację bądź poradę. Odpowiedź przychodziła właściwie bez zwłoki, zawsze bezinteresowna, bez jakichkolwiek formalnych procedur.

Doświadczenia z lat 80. wykorzystano po 1989 r. Między innymi dzięki projektowi nowego kodeksu karnego, nad którym pracowali profesorowie Władysław Wolter i Andrzej Zoll, tak szybko udało się stworzyć obecny kodeks, obowiązujący od 1997 r. Ten sam, który rząd PiS-owski uznał za gorszy od peerelowskiego.

Prof. Juliusz Makarewicz, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, która opracowała kodeks karny z 1932 r. (jeden z najlepszych w Europie, w Polsce zastąpiony nową regulacją dopiero w 1969 r.), zwykł mawiać, że krakowscy prawnicy są kopiami niemieckich prawników-dogmatyków - żyją w świecie norm i rozważań teoretycznych, a nie problemów realnego świata. Paradoksalnie jednak, katedra oparta na twardej dogmatyce stała się "kuźnią kadr" dla funkcji publicznych: Rzecznika Praw Obywatelskich, sędziów Trybunału Konstytucyjnego, członków Komisji Kodyfikacyjnej, doradców, ministrów sprawiedliwości.

W czym tkwi siła? W sposobie nauczania, czym jest prawo karne: instrumentem ochrony wartości i dóbr istotnych dla społeczeństwa i gwarancją dla obywatela, że państwo nie potraktuje go bezpodstawnie jak przestępcę. Takie myślenie można oczywiście odrzucić, co pokazały minione dwa lata. Lepiej jednak wrócić do sprawdzonych zasad i pewnych reguł. Do świata norm i teorii - z doświadczenia bowiem wynika, że nie ma nic bardziej odpowiadającego życiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2007