Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Socjaldemokraci uzyskali najwięcej głosów w wyborach do Bundestagu (25,7 proc.). W niedzielny wieczór w berlińskiej centrali SPD wybuchła euforia. – Atmosfera jest fantastyczna – relacjonowała „Tygodnikowi” Klara Geywitz, członkini zarządu partii. – To pierwszy taki sukces od długiego czasu. Przypomina mi się rok 1998, gdy też wygraliśmy.
Wtedy kanclerzem został Gerhard Schröder. Ale później – po tym, jak w 2005 r. Angela Merkel pokonała Schrödera – dla SPD istotnie nastały lata chude, partia była w ciągłym kryzysie. Jeszcze na początku tego roku mogła liczyć tylko na kilkanaście procent poparcia. Dzisiejszy sukces to zasługa jej kandydata na kanclerza. 63-letni Olaf Scholz, minister finansów w rządzie Merkel, bardzo przypomina odchodzącą kanclerz. Jako doświadczony pragmatyk wstrzelił się w oczekiwania Niemców.
Trudno jednak byłoby stwierdzić, że SPD już wygrała, jeśli kryterium zwycięstwa ma być to, kto zostanie kanclerzem. Wyniki nie przesądzają, że Scholz przejmie schedę po Merkel. Następcą będzie ten, kto przekona do siebie Zielonych i liberałów z FDP. Przyszła koalicja – o ile nie ma być powtórką Wielkiej Koalicji chadeków i socjaldemokratów (a tego nikt nie chce) – musi składać się bowiem z trzech frakcji parlamentarnych, a nie jak dotąd z dwóch.
A tym kimś, komu ta sztuka się uda, może być również lider chadeków Armin Laschet – choć jego formacja uzyskała najgorszy wynik w swej historii. Chadecja zdobyła 24,1 proc. głosów, prawie 9 punktów procentowych mniej niż cztery lata temu, i musi pożegnać się z powojennym porządkiem, w którym rozdawała karty w polityce. Kiepski prognostyk dla jej przyszłości to także fakt, iż otrzymała głosy głównie ludzi starszych i spoza dużych miast. Mimo tak fatalnego wyniku Laschet zapowiedział, że jest gotów podjąć rozmowy z Zielonymi i liberałami, jeśli Scholzowi się nie powiedzie. – Oni nie odpuszczą, będą sondować i przekonywać te same partie, co i my, do zawiązania koalicji – Klara Geywitz przewidywała na gorąco rozwój wydarzeń. – Czekają nas długie negocjacje.
Wygląda na to, że „koronacji” przyszłego kanclerza dokonają więc Zieloni i FDP. Ci pierwsi uzyskali 14,8 proc. (to najlepszy wynik w ich historii, choć poniżej oczekiwań – jeszcze pół roku temu liczyli na zwycięstwo). Ci drudzy, skupiający się na liberalnej agendzie gospodarczej, uzyskali 11,5 proc. głosów. Pozornie obie partie bardzo się różnią, ale łączy je fakt, że od lat zbliżały się ku politycznemu centrum. W obu wyczuwalny jest też wielki apetyt na rządzenie. Ich politycy zapowiedzieli już, że najpierw chcą przedyskutować możliwe scenariusze we własnym gronie. Potwierdza to opinię, że na koniec to mniejsi koalicjanci zdecydują, czy wolą rządzić z Scholzem, czy z chadekami.
Klara Geywitz od lat działa na rzecz stosunków polsko-niemieckich. Po ogłoszeniu wyniku wyborów unikała jasnej odpowiedzi, co ewentualne przejęcie władzy przez SPD może oznaczać dla Polski. – W tym momencie najważniejsze, także dla polityki europejskiej, jest utworzenie stabilnego rządu. Na pewno będziemy chcieli wzmacniać UE – mówiła.
Olaf Scholz w trakcie kampanii twierdził, że jako kanclerz będzie chciał postawić na ścisłą współpracę Berlina z Paryżem. Może to oznaczać dalsze integrowanie strefy euro i próbę zmiany sposobu podejmowania decyzji w Unii, z jednomyślności na większość kwalifikowaną. To problematyczne plany z perspektywy Warszawy, skoro rząd PiS jest przeciwny pogłębianiu unijnej integracji.©