Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
13 sierpnia 2009 r. na trzeciej stronie "Wyborczej" artykuł Renaty Grochal "Już PO związkach?". Podtytuł: "Platforma chce zmniejszyć liczbę związków zawodowych w zakładach pracy. Ale na radykalne ograniczenie praw związkowych w tej kadencji Sejmu nie ma szans". Trzy pierwsze zdania: "»Gazeta« dowiedziała się, że PO przygotowuje nowelizację ustawy o związkach zawodowych. To ma być pierwszy krok do ograniczenia praw związkowych. -Chcemy podnieść próg reprezentatywności dla związków zawodowych - mówi nam szef klubu PO Zbigniew Chlebowski".
W głębi numeru, na stronie 18, artykuł Michała Kokota "Porażka związków KGHM", z którego redakcja wydobyła w formie chorągiewki opinię prof. Stanisława Gomółki: "Problem polega na tym, iż związkowcy uważają, że wiedzą lepiej, co jest dobre nie tylko dla pracowników KGHM, ale także dla całego kraju. To pomieszanie ról". Niżej krótkie rozmowy z prezesem KGHM ("Prywatyzacja nie jest groźna") i szefem zakładowej Solidarności ("Prywatyzacja zniszczy KGHM"). Na stronie następnej - portret jednego "z najbardziej znanych menedżerów w górnictwie". Raz jeszcze znaczący tytuł ("Prezes, co związkom się nie kłania") i podtytuł ("Dla jednych to chłop z jajami, bo wypowiedział wojnę związkom. Dla związkowców - karierowicz, ale nikt nie powie tego pod nazwiskiem").
Tak, w największym skrócie, wyglądają dzisiaj stosunki między związkowcami z jednej strony, a rządem i pracodawcami z drugiej. I związkowcy, i rząd czują się spadkobiercami Solidarności z roku 1980.
3 Nie sądzę, by warto było powtarzać, że związkowcy z roku 2009 nie są związkowcami z roku 1980 (działacze związkowi ze Stoczni Gdańskiej udowodnili to przy okazji rocznicy Czerwca ’89, działacze z KGHM przed rocznicą wydarzeń sierpniowych). Nie mam też ochoty przypominać po raz kolejny, że współudział w rządzeniu bardzo zaszkodził Solidarności i zniszczył ogromną część jej mitu. Ale też: ryzykowne wydaje mi się bezrefleksyjne wspieranie antyzwiązkowych pomysłów rządzących.
Na razie jest tak, że związki szantażują rząd, który (w ramach rewanżu) stara się je przestraszyć. Nic dobrego z tych zapasów nie może wyniknąć. Zapewne byłoby lepiej, gdyby obie strony zmieniły zasady wzajemnych relacji. Bo potrzebny jest sprawny rząd, mający poczucie odpowiedzialności za sprawy kraju, i potrzebne są w miarę silne związki zawodowe, reprezentujące interesy poszczególnych grup zawodowych i od tej strony kontrolujące władzę. Inaczej mówiąc: rząd powinien czuć opór związków, związki powinny pamiętać o sytuacji państwa i dostosowywać do niej swe żądania. Czy obecny rząd i związki w dzisiejszym kształcie potrafią wypracować takie zasady współpracy? Nie jestem aż tak naiwny, by w to wierzyć.