Znajdujemy tylko śmietniki

Dr Magdalena Moskal-del Hoyo, archeobotaniczka: Pojawienie się rolnictwa to jedna z kilku rewolucji, które zmieniały nie tylko nasz sposób życia, ale całe środowisko i planetę. Historię ludzi możemy odczytać ze szczątków roślin.

02.11.2020

Czyta się kilka minut

Odsłonięty przez archeologów zarys długiego domu, lato 2020 r. /  / MARTA KORCZYŃSKA / PAN
Odsłonięty przez archeologów zarys długiego domu, lato 2020 r. / / MARTA KORCZYŃSKA / PAN

MICHAŁ KUŹMIŃSKI: Zakończył się tegoroczny sezon wykopalisk w Biskupicach pod Wieliczką, którymi Pani kierowała. Rezydowała tam kultura ceramiki wstęgowej rytej.

MAGDALENA MOSKAL-DEL HOYO: Mówimy o kulturze kojarzonej z początkami rolnictwa na naszych terenach. Tworzyła ją ludność, która przybyła z południa, z obszaru dzisiejszych Węgier, przechodząc przez Bramę Morawską. Szukali zapewne nowego miejsca na osiedlenie się. Wiemy, że była to duża migracja, bo w tym samym czasie kultura ta dotarła na południe Polski, ale też na Kujawy, później na Ukrainę i na Zachód: przez Niemcy, Austrię po Francję, Holandię i Belgię. Pojawiła się ok. 7,5 tys. lat temu.

Co nam mówi nazwa tej kultury?

Zadziwiające jest to, że gdziekolwiek archeolodzy napotkali ślady jej osadnictwa, tam widać było bardzo duże podobieństwa – właśnie w ceramice: lepionej ręcznie, charakterystycznie zdobionej rytymi wstęgami. Ale taki sam był też sposób budowy domów – o konstrukcji słupowej, zwanych „długimi domami”, bo liczących nawet do 20-30 m długości, zawsze usytuowanych na linii północ–południe i podzielonych na strefy: mieszkalne, gospodarcze, dla zwierząt.

Ale co najbardziej istotne – w osadach tej kultury po raz pierwszy odnajdujemy kości bydła, świń, owiec bądź kóz i równocześnie ślady po pierwszych uprawach. W archeologii mówimy o tzw. pakiecie neolitycznym: ci ludzie przyszli z całą znajomością rolnictwa. Do tego okresu w naszej części Europy go nie było.

Ci przybysze byli pionierami, którzy szli na dziki północny zachód?

Tak, a wymagało to dużej adaptacji. Rolnictwo zaczęło się na Bliskim Wschodzie ok. 10 tys. lat temu, na terenach obecnej Syrii, Izraela, Iraku i Turcji, gdzie doszło do udomowienia dzikich roślin i zwierząt. Dotarcie do Polski zajęło ludziom kilka tysięcy lat – oczywiście etapami. Szli przez Bałkany, zatrzymali się na terenie dzisiejszych Węgier, gdzie neolit – epoka pierwszych rolników – zaczął się ok. 500 lat wcześniej niż u nas. Po drodze obserwujemy, że np. dominująca na terenach południowych hodowla owiec i kóz przestawia się u nas na bydło i świnie – ze względu na inne warunki środowiskowe. Podobnie z roślinami: na południu, w klimacie śródziemnomorskim, spotykamy głównie uprawy ozime, co wynikało z dostosowania do okresów suszy i deszczów. Tymczasem w naszym klimacie niektóre gatunki czy odmiany zbóż mogły nie przetrwać mrozów – musiało więc dojść do adaptacji tych roślin na uprawę jarą.

Znad Dunaju ci ludzie przynieśli nie tylko ziarna. Państwa spektakularnym odkryciem z Biskupic jest fragment ceramiki przedstawiający rogatą twarz. Dlaczego jest wyjątkowy?

Uważamy, że mamy do czynienia z kawałkiem naczynia, bo zachowany jest fragment wylewu. Tego typu naczynia na terenach Węgier, Słowacji czy Austrii występują stosunkowo często, jest to tzw. ceramika twarzowa, czyli naczynia zdobione ornamentem twarzy ludzkiej czy przedstawieniem zwierzęcia. Natomiast nasze znalezisko jest unikatowe przez rogi. Takiego przedstawienia jak dotąd nie znaleziono. Nie znamy też takich połączeń elementów rytych i plastycznych, jak tutaj, gdzie nos jest tak wiernie oddany, że widać nawet dziurki. Na Węgrzech czy Słowacji odnaleziono przedstawienia z rogami, ale były to wizerunki zwierząt lub miały inaczej zarysowane oczy. Na początku braliśmy nawet pod uwagę, że to też może być zwierzę, np. lis. Ale ten nos jest niezwykle ludzki.

Na co właściwie patrzymy? Skoro to była pierwsza społeczność rolnicza, to rogacizna była dla nich ogromnie cenna – a więc ludzka twarz ze zwierzęcymi rogami to niemal intuicyjny wizerunek bóstwa…

Pole do interpretacji jest bardzo szerokie, ale pierwsze, co się nasuwa, to faktycznie związek z sacrum. Gdyby to było naczynie codziennego użytku, znajdywalibyśmy znacznie więcej fragmentów takiej ceramiki. A tymczasem w Polsce jest tylko kilka przedstawień postaci ludzkiej pochodzących z tej kultury i są one – jak np. znalezisko z Brzezia pod Krakowem – schematyczne. W Gwoźdźcu koło Dunajca znaleziono część figurki – stopę.

Kolejne ważne znalezisko z Biskupic to kawał obsydianu, wulkanicznego szkła, wielkości cebuli. Też wyjątkowy?

To największy obsydianowy rdzeń znaleziony w Polsce na stanowiskach kultury ceramiki wstęgowej rytej. Rdzeń to bryła ukształtowana przez człowieka – z tzw. pięty dokonywano szeregu odbić, żeby uzyskać niezbędne narzędzia. Widać wyraźnie, że z tej bryły odłupywano długie, cienkie wióry, które mogły być używane jako wkładki do sierpów czy elementy noży. Rzecz w tym, że narzędzia zwykle robiono u nas z krzemienia. Obsydianowe były rzadkością, bo najbliższa Polsce wychodnia obsydianu znajduje się na pograniczu słowacko-węgierskim, w rejonie Tokaju. A to znaczy, że tutejsza ludność miała kontakty z mieszkańcami terenów na południe od Karpat.

I że ktoś zadał sobie trud, żeby, mając pod ręką krzemień, pozyskać obsydian. Takie wyjątkowe narzędzie mogło świadczyć o jego randze?

Tak myślę. I co ciekawe – znajdywane dotąd rdzenie obsydianowe były wyeksploatowane do cna, zachowały się głównie ogryzki wielkości połowy kciuka, a ten nasz jest wyjątkowo duży, i w dodatku znaleźliśmy go poza domostwem: w głębokim obiekcie w kształcie wanny, w którym prawie nic innego nie było. Ten obiekt od razu skojarzył się nam z grobem. Niestety, skład chemiczny gleby na południe od Wisły sprawia, że nie zachowują się w niej kości, ale wiemy z innych stanowisk tej kultury, że w osadach mogą się pojawiać pojedyncze pochówki.

Przenieśmy się do wnętrza długiego domu. Znaleźli Państwo ślady po trzech takich domostwach. Jak mogło wyglądać w nich życie?

Dziś widzimy tylko pozostałości tego, co było zagłębione w ziemi: np. miejsca, w których zgniły wbite w ziemie słupy i które są ciemniejsze niż jama dookoła. Taki słup miał ok. 20-30 cm średnicy, a czasem i więcej – najczęściej był z drzewa dębowego, wykorzystywano też jesion. Dom otaczały jamy, z których być może wybrano glinę do zrobienia ścian między słupami. Te jamy w czasie użytkowania osady były otwarte, spływała do nich deszczówka. Niektóre były zadaszone, więc mogły się w nich znajdować paleniska – stwierdzamy w nich ślady działania ognia. Mogły też służyć jako toalety.

Domy były przykryte dwuspadowym dachem. A ponieważ były tak duże i długie, to sądzimy, że część domu była stajnią czy stodołą, gdzie zwierzęta mieszkały przy ludziach. Potwierdzają to badania geochemiczne.

Ilu ludzi mogło w takim domu ­mieszkać?

Duża, wielodzietna rodzina. Były tam też strefy do magazynowania jedzenia. W pobliżu domu obrabiano krzemień – nie na większą skalę, bo kawałki krzemienia powbijałyby się w stopy, ale np. w jednej z jam trafiliśmy na kilkaset drobnych wiórów i drobnicy po łupaniu – które ktoś uprzątnął jak do śmietnika.

Taki śmietnik to pewnie skarbiec dla archeologa?

W zasadzie wszystko, co znajdujemy, to śmietniki. Stanowisko, które badamy, zostało zapewne opuszczone i pozostawiono w nim to, co się nie nadawało do zabrania.

Pracuje Pani w Instytucie Botaniki PAN – nie bez przyczyny to botanicy prowadzili badania w Biskupicach: bardzo ważną częścią znalezisk jest to, co pozostało po działalności rolniczej i zwyczajach kulinarnych ludzi z neolitu. Nasiona, ziarna…

Pojawienie się rolnictwa to jedna z kilku rewolucji, które zmieniały nie tylko nasz sposób życia, ale całe środowisko i planetę. Niestety badania archeo­botaniczne prowadzi się nadal rzadko. To żmudny proces. Więc chcę tu podziękować mojemu zespołowi młodych archeologów: Marcie Korczyńskiej, Magdzie Kapci i Robertowi Kenigowi, oraz wspierającym nas badaczom neolitu: dr hab. Agnieszce Czekaj-Zastawny i dr. hab. Markowi Nowakowi.

Pobieraliśmy próby ziemi z każdego obiektu, z każdej warstwy, którą odsłanialiśmy. Łącznie ponad 800 próbek, a każda musi zostać przeszlamowana, czyli przepłukana na sitach, z których najmniejsze ma średnicę 0,5 mm. Gdy rozpuszczamy osad w wodzie, szczątki roślinne wypływają. Następnie wysuszoną próbę trzeba przebrać pod lupą i wybrać z niej szczątki roślinne, takie jak m.in. nasiona, owoce i węgle drzewne, często bardzo drobne. Dopiero wtedy można je oznaczyć, czyli stwierdzić, z jakiej pochodzą rośliny.

Na stanowiskach, gdzie osadnictwo trwało przez wieki, może dojść do wymieszania materiału. Nasiono z jednej warstwy do drugiej może zostać przetransportowane nawet przez dżdżownicę. Np. na stanowisku w Miechowie, które jest wielokulturowe, bardzo się kiedyś ucieszyłam, znalazłszy w jednym z obiektów neolitycznych ziarno prosa. Owszem, wątpiliśmy, czy jest neolityczne, ale dopiero datowanie radiowęglowe powiedziało nam, że to ziarno było znacznie młodsze, pochodziło z epoki brązu.

Dlaczego wątpiliście?

Wiemy dziś, dzięki dziesięcioleciom badań, że jęczmień i pszenica mają blisko­wschodnie pochodzenie. Natomiast proso wywodzi się z Dalekiego Wschodu, związane jest z terenami Chin. Do udomowienia musiało dojść tam, gdzie roślina występuje naturalnie, a nie znamy dzikich przodków prosa na Bliskim Wschodzie. Na większą skalę pojawia się ono w epoce brązu, co łączy się z najazdem na Europę koczowniczych plemion ze Wschodu. Potwierdzają to zresztą ostatnie datowania.

Co zatem rosło w neolitycznych Biskupicach?

Np. pszenica płaskurka, jedna z pierwszych pszenic, która uprawiana była od Bliskiego Wschodu po Europę. Potwierdziły to już wstępne badania zebranych próbek. Płaskurka wydaje się głównym zbożem tej społeczności. Często towarzyszy jej inna stara pszenica oplewiona – samopsza. Obie mają podobne wymagania ekologiczne i zakłada się, że mogły rosnąć na tych samych polach.

Mamy też nasiona roślin uważanych dzisiaj za chwasty, ale być może znaleźliśmy i rośliny strączkowe, choć jeszcze musimy to potwierdzić. Wiemy z innych stanowisk, że wśród pierwszych roślin uprawnych były groch i soczewica, powinny się też znaleźć na naszym stanowisku. Strączkowe są ważnym źródłem białka, a ówczesna dieta najpewniej oparta była głównie na roślinach. Mięso, podobnie jak jeszcze w XIX i na początkach XX w., było luksusem. Można spokojnie przeżyć na diecie roślinnej, sama zresztą jestem weganką.

A czy ówcześni ludzie ­przynieśli z Bliskiego Wschodu technikę wypieku chlebków-podpłomyków?

Trudno powiedzieć, bo nie znaleźliśmy ich pozostałości… choć kto wie? W naszych próbach znajdujemy masę tzw. materiałów niezidentyfikowanych. Przed Biskupicami prowadziłam badania w Moz­gawie, na terenie Niecki Nidziańskiej, nad późniejszą kulturą neolityczną – kulturą pucharów lejkowatych. Tam trafiliśmy na zwęglone amorficzne grudki będące pozostałością po nieokreślonej masie, w której znajdowały się fragmenty lub nawet całe ziarna.

Mogły to być okruchy chleba?

Chleba lub mącznej bryjki. Trwają właśnie międzynarodowe badania, które mają wśród podobnych resztek, dość często znajdowanych w próbach archeobotanicznych, rozróżnić, czy mamy do czynienia z chlebem, ze starym zakwasem, czy np. z zaczynem do piwa. Produkcji tego ostatniego możemy się niekiedy domyślać, gdy znajdujemy nagromadzenie skiełkowanych ziaren zbóż. Z kolei gdy widzimy pod mikroskopem, że nasze amorficzne fragmenty mają w środku dużo przestrzeni, możemy się domyślać wyrośniętego chleba. Wiele odkryć jeszcze przed nami.

Co jeszcze wiemy o neolitycznych praktykach kulinarnych?

Zwykle znaleziska dzielimy tak, jak obecnie: na rośliny uprawne, zbierane dzikie i np. chwasty. Tymczasem coraz więcej badań pokazuje, że wśród tzw. chwastów jest dużo roślin, które były przez człowieka spożywane. Brałam udział w badaniach dr hab. Aldony Mueller-Bieniek z naszego Zakładu, na stanowisku tej samej kultury ceramiki wstęgowej rytej, tyle że na jej północnych rubieżach – na Kujawach. W próbach bardzo dużo było komosy białej, Chenopodium album, czyli lebiody. Udało się nam potwierdzić, że nie był to jedynie chwast, lecz jedna z roślin, które – zwłaszcza w momentach kryzysów, gdy zbiór się nie uda, spleśnieje lub spłonie – stanowiły żywieniowy plan B. O tym, że „chwasty”, których ślady znajdujemy, jak lebioda, stokłosa żytnia czy rdestówka powojowata, były spożywane, świadczą także znaleziska ludzkich mumii z torfowisk: w ich jelitach zachowało się bardzo dużo nasion dzikich roślin.

Pierwsi rolnicy zawsze mieli opcję powrotu do zbieractwa?

Tak, musieli dysponować ogromnym spektrum możliwości wyżywienia. Uprawa była ważna, ale przypuszczam, że wykorzystywali wszelkie możliwe rośliny. Zresztą część roślin, których ślady odnajdujemy w towarzystwie zbóż, badacze uznają za archeofity – czyli rośliny zawleczone na nasze tereny przez pierwszych rolników. Nie były częścią naszej oryginalnej flory, trafiły tu, bo ich nasiona wymieszane były z ziarnem na zasiew – ale być może ziaren nie oczyszczano z nich celowo.

Zbierane były też jabłka czy gruszki – nasiono najstarszego jabłka w Polsce znaleziono w Gwoźdźcu. Ze stanowisk innych kultur znamy też pozostałości poziomek, jeżyn, malin, orzechów laskowych – one też były istotnymi składnikami diety.

Biskupice są ciekawe, bo po pierwsze są stanowiskiem jednokulturowym – nie znaleźliśmy tu śladów innych kultur. A po drugie są dla tej kultury nietypową lokalizacją.

Dlaczego?

Ponieważ zaczyna się tu już Pogórze. Jeszcze ok. 20-30 lat temu sądzono, że kultura ta w ogóle nie wchodziła w Pogórze i trzymała się dolin dużych rzek, takich jak Wisła. Aż nagle odkryto pierwsze stanowiska nad Dunajcem. Okazało się wtedy, że ci ludzie docierali nawet w góry. Swoje górskie osady zakładali wysoko, jak w Biskupicach, na stoku wzgórza. To interesujące, co nimi kierowało.

Da się to stwierdzić?

Nie jest to łatwe. Specjalizuję się głównie w antrakologii – która polega na określaniu, z jakich drzew pochodzą fragmenty węgli drzewnych znalezionych na stanowiskach archeologicznych, i która pozwala na rekonstrukcję dawnych lasów. Jeszcze przy okazji poprzednich badań stanowisk kultury najstarszych rolników zastanawiało mnie, że powtarza się to samo spektrum drzew i krzewów: dąb, sosna, brzoza, trochę leszczyny, jesion, wiąz. Rzecz w tym, że te stanowiska archeologiczne okazały się być skupione tam, gdzie występowały lessy. A na lessach występują najżyźniejsze gleby: czarnoziemy. Już w neolicie ludzie wiedzieli, gdzie ich szukać.

Moja teoria była taka, że obszary lessowe musiały się jakoś wyróżniać na tle tych terenów, gdzie rozwijały się wielogatunkowe, gęste lasy liściaste. Na podstawie badań palinologicznych (dotyczących pyłków roślin) wiemy, że ów okres był optymalny dla rozwoju właśnie takich lasów – a tu nagle odkrywam mnóstwo pozostałości drzew, które według diagramów palinologicznych w ówczesnych lasach raczej nie przeważały. Obrazy dominującej roślinności leśnej się więc nie zgadzały. Ale lessy to właśnie enklawy, na których las niekoniecznie był tak zwarty, mógł być bardziej świetlisty. Co więcej, na takich obszarach mogły wytworzyć się nawet dogodne warunki do przetrwania roślin stepowych, jeszcze z okresu plejstocenu i początków holocenu. Zresztą może to być powrót do tzw. teorii stepowej rozprzestrzeniania się neolitu, sformułowanej już ok. stu lat temu. Być może pierwsi rolnicy dostrzegali w takim krajobrazie coś podobnego, gdyż z takim typem lasu parkowego mieli do czynienia nad Dunajem czy Cisą. Takie lasy są też naturalnym środowiskiem dla traw, czyli przodków zbóż – na Bliskim Wschodzie płaskurka czy samopsza rosły dziko właśnie w świetlistych, rzadkich lasach.

A zarazem taki las był łatwiejszy do wykarczowania pod uprawę niż gęsta knieja?

I być może wskazywał na typ gleby pod spodem. Przecież ludzie nie pobierali jej próbek. A przynajmniej tak zakładamy, bo potrafili być bardzo sprytni. ©℗

DR MAGDALENA MOSKAL-DEL HOYO jest archeolożką i etnolożką, specjalizuje się w analizie szczątków roślin ze stanowisk archeologicznych. Pracowała m.in. na Uniwersytecie w Walencji, obecnie w Instytucie Botaniki im. W. Szafera PAN w Krakowie. Badania w Biskupicach finansowane były przez Narodowe Centrum Nauki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2020