Zmysły wypasam na łąkach

Chodzenie to obecność doskonała – mówi reporter Michał Książek. – Po marszu mogę powiedzieć, że gdzieś byłem.

09.04.2016

Czyta się kilka minut

Michał Książek / Fot. Mariusz Piotrowski
Michał Książek / Fot. Mariusz Piotrowski

Skowronek! Słyszysz? – ledwie trzasnęły drzwi samochodu, a Michał Książek już słyszy ptaki. – Był kiedyś w języku polskim przymiotnik „skrowny”, czyli „skryty”.

Wydaje mi się, że skowronek mógł być początkowo skrownkiem. Tym, który się skrywa. Chciałbym, żeby tak było.

Planowaliśmy spotkanie od dawna. Kiedy nominowano go do Nagrody Literackiej im. Wiesława Kazaneckiego, akurat jechał do Białegostoku na rozdanie, a ja miałem dołączyć później w Białowieży. Okazało się, że nagrodę dostał. W międzyczasie dowiedział się o nominacji do reporterskiej nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. „Są pisarze, których nie sposób naśladować, bo można imitować frazę, ale nie sposób zapożyczyć zmysłowości. Takim pisarzem był Bruno Schulz. Takim reporterem jest Michał Książek” – napisał w jej uzasadnieniu przewodniczący jury, Maciej Zaremba Bielawski.

No, nieźle. Wszystko za „Drogę 816”, o której chciałem rozmawiać. Postanowił to jakoś uczcić. Dwa dni samotnie wędrował po Puszczy Białowieskiej. Słuchał ptaków, podziwiał budzącą się do życia przyrodę, spał w paśniku. Robił więc dokładnie to, o czym wcześniej napisał w książce.

Za drugim razem umówiliśmy się na dworcu w mazowieckim Tłuszczu, niedaleko jego domu. Osiedlił się tu po powrocie z Syberii. Przywiózł stamtąd materiał na literacki debiut – reportaż „Jakuck. Słownik miejsca”. Padło na powiat wołomiński, bo tu półtora wieku wcześniej urodził się Wacław Sieroszewski, późniejszy zesłaniec syberyjski i pisarz. To nazwisko pierwszy raz Książek zobaczył na grzbietach książek w rodzinnym domu pod Sieradzem. Po latach szukał jego śladów na Syberii. Ale przede wszystkim z Tłuszcza blisko jest nad Bug, a to o wędrówce wzdłuż Bugu – choć dużo dalej na wschodzie – opowiada „Droga 816”.

Państwo wody

Jest marzec, na niżu pierwszy naprawdę słoneczny i ciepły dzień w tym roku.

Parkujemy auto we wsi Młynarze i ruszamy pieszo bitą drogą w stronę rzeki wzdłuż jej lewego dopływu, Fiszora. Bug wije się tu jak pijany wąż, zmienia koryta, a jakieś 30 km dalej kończy bieg w Narwi. Powieściopisarz Adolf Dygasiński nazwał kiedyś te tereny „prawdziwym państwem wody”, a kardynał Stefan Wyszyński często spędzał tu urlop. Nie da się ukryć, że to bardzo malownicza prowincja. A tam, gdzie woda, tam i ptaki, które niedawno rozpoczęły wiosenne powroty do Europy. Książek jest zaś nie tylko pisarzem i poetą, ale też leśnikiem i ornitologiem.

– Idziemy w stronę Jakucji? – pytam, bo słyszałem, że do Syberii odnosi czasem również swoje bliższe wędrowanie.

– Co ty, przez Berlin? Idziemy na zachód.

Maszerujemy, ja pytam, on odpowiada, równocześnie przeszukując wzrokiem okolice.

W tym czasie mój dyktafon rozpaczliwie łowi rzucane na świszczący wiatr zdania.

Chcę wiedzieć, skąd wzięły się w jego życiu te ptaki.

– Urodziłem się na wsi i kiedy byłem dzieckiem, bardzo mnie ekscytowało to, że za oknem żyją jakieś stworzenia, o których nic nie wiem. Byłem przekonany, że mają gdzieś swój odrębny świat, że też mieszkają w domach, że żyją tak jak my.

Niepokojące były ich związki z owadami, które także latały. To sprawiło, że szukałem ich kryjówek, czyli gniazd. Robiłem je nawet sam i wieszałem na drzewach, ale nie korzystały. Poza tym tak działa nasze spojrzenie, że zwraca uwagę na ruch. Na coś, co zakłóca statykę widoku.

Na spojrzeniach oparta jest cała „Droga 816”. Pisze tam: „Spojrzenie nie działa jak sieć rybacka, raczej ma naturę strzału, zawsze wybiera sobie jakiś cel. Zatem nie widok, a raczej punkt w widoku”.

– Uwaga to wzrok, wzrok to też najbardziej dalekosiężny z naszych zmysłów – mówi. – Czyli to, co widzisz, zwykle decyduje o tym, co piszesz. Często przy okazji rozmów o reportażu pojawiają się pytania, czy reporter był obiektywny, czy subiektywny. Może dyskusję trzeba by zacząć od tego, jakie zasady rządzą spojrzeniem? Weźmy sójkę. To ceglasty, może beżowy ptak z białym kuprem. Jedynie kawałek jego pokryw skrzydłowych jest niebieski. A ludzie relacjonując spotkanie z sójką mówią o niebieskim ptaku. Tak działa percepcja.

Często powołuje się na Rolanda Barthes’a, który w „Świetle obrazu” pisze, że oczy zawsze szukają widoku. A potem w tym widoku czegoś szczególnego, punctum. Na czym więc Książek teraz zatrzymuje wzrok?

– Na słupie linii energetycznej przed nami. Bo wiem, że na takich słupach często siadają drapieżniki. Na przykład rybołów lub pustułka. Tego typu ekstremum szukam w krzywej horyzontu. Wierzchołków, szpic, szczytów. Tak powstawał też tekst mojej książki.

Improwizacja o kacu

Dodaje, że taka forma opowieści nawiązuje także do tradycji, którą obserwował wśród koczowniczych ludów Syberii: jakuckich myśliwych i pasterzy koni oraz Ewenków, pasterzy reniferów. Często śpiewają podczas pracy, która jest niczym innym jak przemieszczaniem się. Książek nagrywał te pieśni, próbował tłumaczyć, a potem pytał znajomych o tytuły, teksty. Dostawał tylko wymijające odpowiedzi. Po czasie okazało się, że to improwizacje. Ewenkowie śpiewają o tym, co widzą i co im się przytrafia. O dolinie, rzece, brodzie, ale i o kacu po wczorajszym piciu. Melodie też nie zawsze są tradycyjne. Czasem to usłyszane w radiu hity lub szkolne piosenki. Twierdzi, że taka jest również jego książka, że to po prostu interpretacja kawałka Polski. Nie zbiór prawd objawionych, a raczej wygibas.

– Zobacz, gęsi białoczelne! Liczymy? – woła, a ptaki na niebie znów mieszają nam wątki. – Mam taką metodę. Od skraju liczysz do dziesięciu, a potem widok tej dziesiątki nakładasz wielokrotnie na pozostałe ptaki w kluczu. I wychodzi mi pięć, dziesięć... siedemdziesiąt. Sprawdzisz? Złapałem się na tym, że nawet jaskółki na obrazie Tadeusza Makowskiego liczę w ten sposób, choć wiem, że jest ich tam piętnaście: siedem na górze i osiem poniżej. Widokówkę z reprodukcją tych jaskółek z jakiegoś powodu często mam przy sobie.

Zanim wypytam go o Bug, chcę wiedzieć, jak trafił do Jakucji.

– Wyjechałem na studia, żeby uczyć się języków syberyjskich. Trzy lata tam mieszkałem, a jeszcze ze trzy lata się szwendałem. Za każdym razem na miesiąc, dwa. Ciekawe, że przyroda jest tam bardzo podobna do naszej. Są gatunki zwierząt, które u nas już wyginęły, a tam jeszcze nie. Jak rosomak czy jesiotr. Ptaków jest dużo mniej niż u nas, ale to te same gatunki. Bogatka z Jakucji odzywa się tak samo jak ta z Mazowsza. To jakby spotkać znajomego – mówi, gdy drogę niespodziewanie przegradza nam jęzor wody. Wiosna jeszcze na dobre się nie rozkręciła, a łąki już zamieniły się w rozlewiska. Z tym „państwem wody” chyba rzeczywiście jest coś na rzeczy. Książek ma wysokie kalosze, ja nie, ale woda sięga poniżej kolan.

– Mogę cię przenieść. Często tak robię, gdy prowadzę wycieczki – proponuje, ale nie daję się namówić. Ściągam buty, podwijam nogawki i przechodzę. Woda jest lodowata, pamięta jeszcze zimę.

– Pośród tajgi spotyka się czasem ałasy. Polany, które powstają, gdy plackowato roztopi się wieczna zmarzlina. Tworzą się jeziora, z których Jakuci potrafią spuszczać wodę. Robią z nich łąki dla koni i krów. Jak te nadbużańskie. W efekcie tam czujesz się jak tu. Zasięgi występowania roślin, owadów, zwierząt łączą nas z Syberią.

Drzwiami czy oknem

Kilka lat po „Jakucku” ukazał się tomik jego poezji. Tytuł? „Nauka o ptakach”. „Po raz pierwszy od dawna wyrazić mogę swoją radość z lektury wierszy poety, który nie wydał dotąd żadnego zbiorku, a tak godzien jest poparcia” – zrecenzowała go Julia Hartwig, a na poparcie jej słów przyszły nominacja do Nagrody Literackiej Nike i wrocławski Silesius w kategorii poetyckiego debiutu.

– Kolega miał domowy adres pani Hartwig i wysłaliśmy te wiersze. Napisała do mnie pięć listów – wspomina.

– E-maili?

– Nie. Mam pięć długich, papierowych listów od Julii Hartwig. Ale chyba nie udźwignąłem tej korespondencji.

A kiedy zaczął pisać wiersze?

– Pewnie wtedy, kiedy zacząłem je czytać. Zresztą, czy ta forma jest taka ważna?

Wiersz czy reportaż... Jeśli mam wejść do środka, do sedna, to jaka różnica drzwiami czy też oknem? – mówi. – Idziemy tam przez łąkę do Bugu, na przełaj?

„Droga 816” jest kontynuacją stylistyki z „Nauki o ptakach”. Wzięła się z przypadku. Był grudzień 2013 r., Książek pojechał do Lublina na spotkanie autorskie z „Jakuckiem”.

– Zarobiłem z trzysta złotych, zadzwoniłem do żony i usłyszałem, że nie muszę jeszcze wracać do domu, że mam trzy dni wolnego. A tam niedaleko są przecież Lasy Strzeleckie.

Przytulony do granicy polsko-ukraińskiej kompleks to mieszanka dębin i borów. Książek jeździł tam w czasie studiów leśnych w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Pod okiem wybitnego ornitologa, nieżyjącego już dr. Marka Kellera szukał gniazd drapieżnych ptaków. Orlików krzykliwych, myszołowów, jastrzębi. Droga 816 zwana Nadbużanką była wówczas dla niego granicą powierzchni badawczych. Teraz postanowił tam wrócić i wędrować wzdłuż niej. Przeszedł do Horodła i wcale nie wiedział jeszcze, że powstanie z tego książka.

– Na drugi, trzeci dzień pomyślałem, że chyba coś napiszę. A potem pojechałem tam znowu i już byłem pewien – mówi. W kolejnych tygodniach przewędrował całą Nadbużankę, choć nie za jednym podejściem. Najdłużej szedł dziesięć dni.

Słabsi od lebiody

Bohaterem „Drogi” jest przyroda pogranicza, ludzie to tylko margines. Pytam, czy człowiek jest dla niego zbędnym elementem krajobrazu.

– Może nie zbędnym – odpowiada po chwili namysłu – ale śmiesznym, niepoważnym. Żałosnym z tą swoją koroną stworzenia. Zobacz, co po nas zostaje. Ludzi już nie ma, a rośliny trwają. Resztki człowieczego bycia. Gatunki synantropijne roślin, ptaków, owadów. Gdzieś za Włodawą spotkałem pająka, kątnika domowego. Ruina, opuszczona chałupa, trzy kąty już tylko miała, a ten kątnik sobie w niej żył. Gdzieś indziej po obejściu został sad, może trzy jabłonki i grusze, a w nim krętogłów. Z roślin miechunka, miesięcznica, malwa potrafią się latami same wysiewać, bez udziału człowieka. Tam, gdzie była obora czy śmietnik, rosną zwykle rośliny baldaszkowe, pokrzywy, czarny bez. Ledwo widoczne ślady po ludziach.

I upór nasion. Nasiona lebiody potrafią czekać na warunki dogodne do kiełkowania 30 lat!

W tym duchu część „Drogi” zatytułował zresztą „Kenozoik”.

– Bo fakt, że trwa właśnie kenozoik, który zaczął się kilkadziesiąt milionów lat temu wraz z wymieraniem dinozaurów, przemawia do mnie o wiele bardziej niż to, że mamy marzec 2016 r. Nasza data jest w tabeli stratygraficznej dziejów Ziemi rodzajem nanosekundy.

– A czujesz się człowiekiem Wschodu? Bo o Wschodzie głównie piszesz.

– Tutejszy. Czuję się tutejszy, tyle że w skali Eurazji. Choć tak naprawdę całe życie byłem przyjezdny. Byłem gościem, przechodniem, słoikiem. Tak samo jest tu na Mazowszu. Ale jak patrzę sobie wieczorem na mapę, to w skali euroazjatyckiej jestem jednak gdzieś stąd, tutejszy. Między Wschodem a Zachodem. Fajna perspektywa. Nadaje się do każdego miejsca na Ziemi.

Idąc przez łąki, co rusz musimy zbaczać z obranej marszruty, omijać rozlewiska. Książek porównuje to do chodzenia wzdłuż fiordów. W oddali majaczy już Bug, przez lornetki widzimy ptasi kocioł, a on pokazuje i wylicza kolejne gatunki: czajki, gęgawy, szpaki, białoczółki, zbożówki. Z nieba dobiega „cilip! cilip!” – pierwsza w tym roku pliszka siwa. Co rusz potykamy się też o ślady intensywnego życia. Truchło lisa („Lis, nie pies, bo wąski pysk i długaśny ogon”), pióra.

– Kaczka krzyżówka. Zeżarło ją coś tu na ziemi. Możesz napisać, jak rozpoznają to polscy Indianie. Gdyby pióra wyrwał jastrząb, dutka byłaby cała. A tu jest nadgryziona, więc kaczkę zjadł pies lub lis. Niespodziewane znaczenie, prawda?

Tuje zamiast wierzb

Niektórzy zarzucają mu, że jego książki udają reportaże, że to tylko pisanie o ptakach i owadach. „Jakuck” ktoś w internecie nazwał nawet żartobliwie „Dziennikiem leśniczego”.

– Mnie reportaż podróżniczy trochę zniechęca. Niemal wszyscy już podróżują, sprawozdają. I ta troska o atrakcyjną formę, o czytelnika czy widza, którego mózg potrzebuje dużo wrażeń i prostych słów. Nie chcę pisać anegdot. Interesuje mnie reportaż podróżniczy, ale z miejsca zamieszkania. Wymaga to pewnej wrażliwości, spostrzegawczości, pozwalających opowiedzieć o twoim miejscu na Ziemi. Współtworzyć je nie tylko w tekście.

– To znaczy jak?

– Trudno czytać o ginących gatunkach gdzieś w świecie, skoro wiem, że kraski zostało w Polsce pięćdziesiąt par, kulona już nie ma, a z trzydziestu gatunków polskich trzmieli połowa będzie w czerwonej księdze. Staram się więc o tym pisać, mówić i działać lokalnie. Pszczoły i trzmiele giną między innymi dlatego, że nasze sady i ogrody zastąpiły tuje, cyprysy, ozdobne iglaki. Porzeczki, śliwy, jabłonie trzeba wykarczować i zamiast nich wsadzić ozdobne cudo. Jakby Polska była za brzydka i wymagała ozdabiania. Lekką ręką wycinamy stare wierzby i grusze na miedzach, a w wielu z nich zimują owady, lęgną się ptaki. Masowe, kompulsywne sprawozdanie z dalekiego świata odwraca uwagę od naszych nizin, wyżyn i rzek. A ja uważam, że podróżować powinno się niezbyt często i niezbyt daleko.

– Dlaczego?

– Bo te dalekie podróże, które odbywa się ponoć po to, żeby spotkać Innego, to mydlenie oczu. Jeszcze jedno uzasadnienie tego, żeby sobie zrobić dobrze, zaspokoić swoje chcenie. Ludzie jeżdżą na koniec świata, szukać życiowych odpowiedzi. Może ta wielka przestrzeń coś komuś da, ale jeśli w domu sam ze sobą nie dojdziesz do porządku, to ona nic ci nie powie. Post, wstrzemięźliwość i inne elementy szamanizmu mamy też w prawosławiu czy w katolicyzmie. Wolę franciszkanizm niż szamanizm. A najważniejszy Inny, którego spotkałem, to własne dzieci. W nich można się przejrzeć jak w lustrze.

Drogę do Bugu ostatecznie odcina nam duże bajoro. Odwracamy się na pięcie, a ja zaczynam pytać o jeszcze jeden motyw przewodni „Drogi 816”: wędrówkę. Dlaczego Nadbużankę przeszedł pieszo?

– Chodzenie to jest obecność doskonała. Po marszu mogę powiedzieć, że gdzieś byłem. Poza tym chodzenie to ustawiczny dotyk, dotykanie ziemi. Najbardziej intensywny, nieuświadomiony, choć często obuty. Kiedy jeszcze dotykamy tak jak w czasie marszu? Może tylko trzymając dziecko na rękach czy, no, swawoląc w pościeli albo gdzie tam kto woli.

– Ale co mamy z tego dotyku?

– Bliskość, intymność, zjawiska i fenomeny. I percepcję w High Definition. Zaś ta zza szyby samochodu jest dziwna, choć też przynosi wspaniałe efekty. Samochód to jednak rodzaj pokrowca, może nawet prezerwatywy. Nie lubię prowadzić.

Podczas pierwszego, grudniowego etapu wędrówki spał po domach. Ale już na wiosnę pod mostem, na ławce, w paśniku. Nocowanie nazywa zresztą kwintesencją marszu, bo nocne obserwacje bywają ważniejsze niż dzienne.

– Nie było w tobie lęku przed drugim człowiekiem? – pytam.

– Czasami. Chodzenie jest czynnością, która charakteryzowała dziadów, najbiedniejszych. Dziadem mnie czasem zresztą nazywano. Polska często jest wobec pieszych nieprzyjazna. Te wszechobecne tabliczki o złym psie, kamery, ochrona. To powszechne „spieprzaj, dziadu!”. Ludzie myślą: nie ma nawet passata, po cholerę on idzie? Coś mi pewnie chce ukraść.

– Miałeś tego typu epizody?

– Rzadko, ale rozmowy z pogranicznikami bywały wyzwaniem. Mówiłem: proszę pana, tu jest czerwony szlak, a on na to, że szlaki to się w Sudetach liczą, a nie nad Bugiem. Jaka złość, jakie niedowierzanie! Co pan tu robi? – pytali. Ja na to, że zmysły pasę na łąkach. Nie wierzyli, że tam coś może być, a przecież to jedne z najcenniejszych przyrodniczo terenów w Polsce.

Pasowanie na czytelnika

Kiedy podczas warszawskiego wieczoru autorskiego w bibliotece przy Koszykowej ktoś zapytał go, czy planuje dalej prowadzić obecny styl życia, odpowiedział twierdząco. Wbrew intencji pytającego nie miał na myśli wędrówek, lecz rodzinę.

Książek często mówi zresztą o sobie, że jest gospodynią domową, a jego poezja pełna jest córki i syna. Teraz myśli o napisaniu czegoś dla nich.

– Widziałeś kiedyś zaczytanego nauczyciela? Prędzej z papierosem. A polityka? Piłkarza? To są autorytety naszych dzieciaków. Mój syn, pierwszoklasista, poszedł we wrześniu zapisać się do szkolnej biblioteki. Pani kazała mu wrócić w lutym. Dzwonię więc i pytam uprzejmie, o co chodzi? Dlaczego nie może się zapisać już teraz? I słyszę, że dopiero w lutym będzie pasowanie na czytelnika. I to wszystko w kraju, w którym 60 proc. obywateli w ogóle nie czyta książek.

Kiedy dochodzimy z powrotem do samochodu, nad głowami widzimy kołującego myszołowa.

– Pewnie tu zimował, bo przy takich zimach, jak ostatnio, myszołowy nie muszą koczować. Do nas z kolei przylatuje gatunek z północy, myszołów włochaty. Tu jest mu po prostu ciepło, a to kolejne potwierdzenie tego, że sina dal, ten odległy świat jest właśnie w Polsce. ©

MICHAŁ KSIĄŻEK (ur. 1978) jest pisarzem i przyrodnikiem. Publikuje w „Kontynentach”. Za debiutancki „Jakuck” był nominowany do Literackiej Nagrody Gdynia, za wiersze „Nauka o ptakach” nagrodzony Silesiusem oraz nominacją do Nike. Za „Drogę 816” otrzymał białostocką Nagrodę Literacką im. Kazaneckiego, nominacje do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego i Nagrody Literackiej Warszawy oraz Travelera „National Geographic Polska”. Zdecydowany przeciwnik disco polo w świetlicach i dyskotekach szkolnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2016