Zmartwychwstanie to nowe stworzenie

O. SZYMON HIŻYCKI, opat tyniecki: Św. Augustyn mówi, że Wigilia Paschalna jest matką wszystkich czuwań. Oczekujemy – i zmartwychwstania, i paruzji. Czekamy na powrót Pana, na sąd ostateczny, na Jego przyjście w chwale.

01.04.2023

Czyta się kilka minut

Procesja rezurekcyjna wokół klasztoru jasnogórskiego. Częstochowa, 21 kwietnia 2019 r.  / KAROL PORWICH / EAST NEWS
Procesja rezurekcyjna wokół klasztoru jasnogórskiego. Częstochowa, 21 kwietnia 2019 r. / KAROL PORWICH / EAST NEWS

ARTUR SPORNIAK:Co świętujemy w Wielkanoc?

O. SZYMON HIŻYCKI: Zmartwychwstanie Pana. Wyznajemy wiarę w to, że umarł i powrócił do życia.

Mówiąc o zmartwychwstaniu, o czym tak naprawdę mówimy?

Do końca nie wiemy. Tak zresztą, jak o wszystkich rzeczach, które mówimy o Panu Bogu. Powtarzamy formuły, które przekazuje nam tradycja. Znajdujemy je przede wszystkim w Piśmie Świętym, ale też w sposobie rozumienia, który Kościół wypracował w ciągu dwóch tysięcy lat. Np. wypowiadamy formułę: „Zmartwychwstał trzeciego dnia, jak oznajmia Pismo” – tak mówi wyznanie wiary. Co to oznacza, ostatecznie dowiemy się w momencie, kiedy sami zmartwychwstaniemy.

A czego się spodziewamy?

„Czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało” (1 Kor 2, 9).

Jakaś nadzieja jednak w wierzących jest.

Wiąże się ona z wyznawaniem prawdy, że Jezus jest zbawicielem człowieka. Jest to więc tak naprawdę medytacja nad tym, co oznacza zbawienie, czyli: uratowanie człowieka w sytuacji bez wyjścia; naprawienie rzeczy, których naprawić się nie da; odrobienie tych wszystkich strat, których odrobić nie potrafimy. To wszystko jest udziałem zmartwychwstania. Jak opowiada Ewangelia, Jezus zmartwychwstając nie ogląda się wstecz i nie wraca do przeszłości. Nie mówi, że Piłat się mylił, a faryzeusze zrobili źle. Jakby podawał rękę swoim uczniom i ciągnął ich za sobą, żeby też się nie oglądali, tylko szli za Nim. Jest w tym więc nadzieja, że to, co złego się stało, co myśmy zrobili czy co nam uczyniono, zostanie przez Pana Boga naprawione.

A jak Ojciec myśli o swoim zmartwychwstaniu?

Przy okazji tych świąt myślę o swojej śmierci. Po to, żeby się do niej dobrze przygotować. Św. Benedykt mówi, żeby śmierć nadchodzącą mieć codziennie przed oczami. Gdy odprawiam mszę – zwłaszcza podczas ofiarowania darów – staram się złożyć moją przyszłość, a więc i moje zmartwychwstanie w ręce Boga. Wierzę, że on da mi to, co najlepsze dla mnie i dla tych, z którymi żyję na co dzień. Nie staram się tego specyfikować ani sobie wyobrażać – wiem, że to byłoby raczej niewskazane. Ale wiem też, że to wszystko, czego mi potrzeba, zostanie mi dane. To wszystko, czego nie byłem w stanie zrobić, zostanie zrobione. Tak jak mówi Paweł, że Bóg będzie „wszystkim we wszystkich”. A jak to będzie wyglądało – któż to wie?

Dlaczego lepiej sobie nie wyobrażać przyszłości?

Bo to prowadzi do jakiejś ułudy. Słyszałem niedawno, jak ktoś się zastanawiał, czy można było nagrać zmartwychwstanie Jezusa. Pytanie niepoważne. Jeśli zdajemy sobie sprawę, że nie wiemy, kim jest Bóg, to jak można pytać o możliwość nagrywania zmartwychwstania?

Jeśli rzeczywiście nasza wiara się spełni, to zmartwychwstanie będzie najważniejszą dla nas „sprawą”. Więc nas to ciekawi...

Oczywiście, że ciekawi. Tylko co z tego?

Rozumiem, że wartością jest tu nadzieja bez oparcia w wyobrażeniach – zawieszona jedynie na wierze w Boga, o którym niewiele wiemy. Ona ma przekroczyć koniec w postaci rozkładającego się trupa.

Wiemy, że Bóg jest Miłością. A jak to mówiła błogosławiona Hanna Chrzanowska: „Jak umrę, to nie chodźcie na cmentarz, bo mnie tam nie będzie”. Mówiła prowokacyjnie, bo wiadomo, że chodzimy na groby zmarłych po to, by właśnie wyrazić naszą wiarę w zmartwychwstanie. Ale fakt pozostaje faktem – tam ich nie ma, tam są tylko szczątki ich ciał.

Natomiast zastanawianie się, jak zmartwychwstanie będzie wyglądało, jest skazane na porażkę. Nasz język często prowadzi na manowce w naszym świecie, a zmartwychwstanie to świat, który nadchodzi – coś innego, więc nasz język zupełnie staje się bezradny.

Liturgia Triduum – bogata w symbole i znaki – jednak do czegoś nas przygotowuje.

Liturgia tego święta stara się przede wszystkim uzmysłowić nam wielką miłość Pana Boga. Ona jest na początku. Jest taki tekst – zapewne z XV w. – napisany prawdopodobnie na górze Atos przez anonimowego mnicha, który wyjaśnia modlitwę Jezusową, a dokładniej jej streszczenie: „Kyrie ­ eleison” – „Panie, zmiłuj się”. Ów mnich zastanawia się, dlaczego niewielu, którzy się tą modlitwą modlą, otrzymuje to, o co prosi. Odpowiada, że zwykle modlący skupiają się na „eleison” – „zmiłuj się”. Niewielu zastanawia się, do kogo się zwracają. I przypomina, kim jest Chrystus – jest Synem Bożym, Bogiem wcielonym, który umarł i zmartwychwstał, i zesłał Ducha Świętego. Potem ów mnich przypomina, kim jest człowiek – że zgrzeszył. Potem jest o wielkiej Bożej miłości i o tym, że Bóg chce zbawienia ludzi. Dopiero gdy wiesz, Kogo prosisz, wiesz też, o co prosisz.

Sądzę, że liturgia Triduum, ukazując ludzką historię, przede wszystkim chce pokazać, kim jest Bóg. Przygotowuje nas do spotkania z Nim. Rozważamy, co On zrobił dla ludzkiego zbawienia, a dopiero wtórnie, żebyśmy pomyśleli o sobie. Nie jest celebrowaniem własnych słabości czy trosk. Pokazuje piękno Boga, który nas porywa i przemienia na swoje podobieństwo.

Liturgia Triduum zaczyna się w Wielki Czwartek mocnym symbolicznym gestem: umycia uczniom nóg.

Podstawowym tematem wielkoczwartkowego wieczoru jest jednak najpierw celebracja eucharystyczna. To przypomnienie misterium Ostatniej Wieczerzy, a więc okazja do przypomnienia, czym jest msza. Liturgia słowa opowiada o Passze, czyli przejściu. Dokonuje go Jezus. Kiedyś Benedykt XVI zauważył, że święto Paschy było świętem rodzinnym, które spędzało się w domu. Obowiązywało w nim tabu – nie wolno było wyjść z mieszkania aż do świtu. W ten sposób przywoływano wydarzenia z niewoli egipskiej, gdy na zewnątrz szalał anioł zagłady – ci, którzy mieli drzwi naznaczone krwią baranka, byli w stanie przetrwać. Jezus właśnie w ten mrok wychodzi, idzie do Ogrodu Oliwnego po to, żeby stawić czoło siłom ciemności, diabłu i złu, które w sobie nosimy. I ostatecznie zwycięża. A my podążamy za Nim, czego misterium jest Eucharystia.

Natomiast symbole charakterystyczne tylko dla Wielkiego Czwartku, a więc obrzęd umycia nóg czy przeniesienie Najświętszego Sakramentu do ciemnicy, stanowią uszczegółowienie tego wieczoru. Umywanie nóg odczytujemy jako symbol służby – pochylania się nad sobą nawzajem. Ale pamiętajmy też, że ten gest nie jest jednoznaczny – istnieje wiele różnych interpretacji, co takiego św. Jan miał na myśli, kiedy opisał tę scenę w Ewangelii. A z drugiej strony mamy zakorzeniony bardziej w naszej polskiej liturgii zwyczaj adoracji Chrystusa w ciemnicy, który podkreśla, że obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie jest rzeczywistością trwałą. Trochę takie podejście Pascalowskie, że Chrystus trwa w Ogrojcu aż do skończenia świata.

Umywając uczniom nogi, Jezus pokazuje, na czym mają polegać relacje między nimi. To była czynność niewolników – my na to nie zwracamy uwagi, bo we współczesnych tłumaczeniach czytamy o sługach, a nie o niewolnikach. Więc gest Jezusa na owe czasy był szokujący.

Można to też tak odczytywać.

Przejdźmy do Wielkiego Piątku. Tam w centrum liturgii stoi krzyż, który jest symbolem paradoksalnym, bo jest narzędziem tortur i okrutnej śmierci, a zarazem symbolem zwycięstwa.

W potocznym rozumieniu, gdy mówimy: „Weź swój krzyż!”, to mówimy przede wszystkim o cierpieniu. Ale zastanawiam się, zwłaszcza czytając Pawła, czy krzyż przede wszystkim nie jest symbolem miłości. Jezus na krzyżu pokazuje, że nie istnieje siła na świecie, która byłaby Go w stanie powstrzymać od tego, żeby kochać. Krzyż zatem jest wyrazem miłości pomimo wszystko. Zawsze kocha się pomimo wszystko, a nie za coś. Krzyż zatem jest też rachunkiem sumienia: w którym momencie przestaję kochać? Co takiego powoduje, że z tej miłości się wycofuję?

Kiedy adorujemy krzyż, adorujemy miłość Chrystusa, który nie cofnął się przed niczym. Wszystkie wydarzenia biblijne czytane w liturgii wielkopiątkowej pokazują, że powinno być na odwrót – powinien porzucić tę drogę, bo nie warto. A jednak uznał, że warto umrzeć za każdego człowieka...

W pierwszych wiekach, zwłaszcza na Zachodzie, pojawiło się pytanie, czy rzeczywiście Chrystus umarł za wszystkich. Jeden z synodów wyraźnie stwierdził: „Nie było, nie ma i nie będzie człowieka, za którego Chrystus nie oddał życia”. Krzyż przypomina o wartości każdego człowieka – wartego krwi Syna Bożego.

Osłuchani jesteśmy ze stwierdzeniem, że Jezus umarł za mnie. Ale jaki związek ma to, co się stało z Jezusem 20 wieków temu, ze mną dziś?

Można zredukować Ewangelię tylko do społecznego wyzwania, a w Chrystusie widzieć jedynie nauczyciela moralności, który leczy ludzkie relacje. Czyli kogoś, kto przemawia do nas z kart Pisma Świętego z perspektywy dwóch tysięcy lat. Natomiast sam fakt, że Jezus podejmuje się umrzeć za każdego człowieka – złożyć ofiarę z samego siebie na ołtarzu krzyżowym, jak to mówią stare formuły – zmusza mnie do tego – mówię o sobie – żebym nie rozmawiał tylko z dawnym mistrzem, kimś takim jak Seneka, który być może ma wciąż coś ciekawego do powiedzenia. Rozmawiam z kimś, komu na mnie zależy, komu rzeczywiście mogę powierzyć życie, z kim chciałbym nawiązać relację. Kim On jest, że za mnie oddał życie? Czy tak jak mówi Augustyn w „Wyznaniach”: Boże, kim jestem dla Ciebie, że chcesz, abym Cię kochał? Jesteś nieskończony, przedwieczny, wszechpotężny, wszechwiedzący, a ja jestem tylko grzesznym, skończonym człowiekiem. Nic Ci nie mogę dać, a jednak chcesz, żebym Cię kochał. Dlaczego?

Dla mnie tu, w cieniu krzyża, zaczyna się taki dialog: kim jestem dla Chrystusa, że za mnie życie oddaje? I w związku z tym: czego On ode mnie oczekuje? To początek spotkania, od którego zaczyna się w ogóle chrześcijaństwo. Gdyż to, jak buduję swoją relację z Bogiem, rzutuje na to, jak funkcjonuję pomiędzy ludźmi.

Podczas liturgii Wielkiego Piątku jest moment, gdy ludzie podchodzą do krzyża i go całują. Abp Grzegorz Ryś kiedyś zinterpretował ten gest w taki sposób, że to pomaga pocałować także własny krzyż, rozumiany jako nieuniknione cierpienie.

Krzyż Chrystusowy pomaga kochać. Nie cierpienie jest ważne, tylko to, jak człowiek kocha. Wydaje mi się, że wielu ludzi ma takie doświadczenie, iż mnóstwo wydarzeń w ich życiu próbuje odciągnąć ich od tego, żeby kochać. Nie warto temu ulegać.

Właśnie cierpienie często odciąga od kochania.

Cierpienie także. Ale mam nadzieję, że mój krzyż jest jakoś związany z Chrystusowym krzyżem.

W Wielką Sobotę jest wielkie milczenie liturgii...

U nas w Polsce związane z zapachami różnych wiktuałów z koszyków wielkanocnych, przynoszonych do kościoła do poświęcenia. Pamiętam, gdy po raz pierwszy Wielkanoc spędzałem za granicą w jednym z naszych klasztorów, wielkie wrażenie zrobił na mnie pusty kościół w Wielką Sobotę. Obnażone ołtarze, wyniesiony Najświętszy Sakrament, pogaszone świece, zgaszona wieczna lampka – nie ma nic. Nie ma żadnych czynności liturgicznych. Nie można udzielać komunii (chyba że ktoś umiera). Pustka Wielkiej Soboty ma przypomnieć o zstąpieniu Jezusa do otchłani.

W Polsce trudno wyobrazić sobie święta bez święconki.

To ważny i piękny zwyczaj. Chcemy wspólnie zjeść, posiedzieć przy stole, dzieląc się jedzeniem pobłogosławionym, spędzać wspólnie czas. Zresztą gdy przeglądniemy opisy chrystofanii, to zauważymy, że Jezus po zmartwychwstaniu bez przerwy je. Robi uczniom śniadanie nad Jeziorem Galilejskim. Gdy przychodzi przez drzwi zamknięte, chce pieczonej ryby. W Emaus dzieli się chlebem. Nacisk jest tu położony na wspólnotę stołu.

Wigilię Paschalną rozpoczyna liturgia światła, która działa na zmysły – pod warunkiem, że jest sprawowana po zmroku.

Światło w liturgii chrześcijańskiej od początku pełniło ważną rolę. Przykładem hymn, który cytuje św. Paweł, a który jest na pewno starszy: „Zbudź się o śpiący i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus”. Także słowa z prologu św. Jana: „Światłość w ciemności świeci, a ciemność jej nie ogarnęła”. Albo starożytny hymn grecki, do dziś używany w liturgii: „Radosna światłości”. We wszystkich tych przypadkach zmartwychwstały Chrystus jest porównywany do światłości, rozświetlającej mroki świata.

Na początku jest obrzęd błogosławienia ognia, zapalenie paschału, który będzie towarzyszył potem wspólnocie podczas liturgii przez cały rok – także przy chrztach i przy pogrzebach, czyli na początku życia ludzkiego i u jego kresu. Mamy też od razu bardzo piękne wyznanie wiary: „Chrystus wczoraj i dziś, początek i koniec, Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność. Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków”. Potem dzielimy się światłem, zapalając świece od paschału. Jeśli nie podasz swojej świeczki innym, będzie mniej światła. Podobnie jeśli nie będziesz wspierał wiary i budował wspólnoty, to tej wiary będzie mniej – będzie ciemniej. A jak przekażesz światło, które otrzymałeś, to będzie jaśniej.

I słyszymy piękny hymn o pracowitej pszczole: Exsultet.

Typowo łaciński, którego Grek by nie zaśpiewał...

Dlaczego?

Bo jest w nim np. mowa o szczęśliwej winie – to ujęcie typowo zachodnie. Ale znowu: hymn ten stawia w centrum Chrystusa Pana, który wybawia od grzechu.

Podczas Wigilii Paschalnej liturgia słowa jest wyjątkowo rozbudowana.

Św. Augustyn mówi, że Wigilia Paschalna jest matką wszystkich czuwań. Główna myśl jest taka, że oczekujemy – i zmartwychwstania, i paruzji. Czekamy na powrót Pana, na sąd ostateczny, na Jego przyjście w chwale. Czekamy, modląc się, a więc także słuchając Słowa, które rozpoczyna się opisem stworzenia świata. Zmartwychwstanie to nowe stworzenie. To, co było, przeminęło, wszystko stało się nowe – mówi apostoł. Właściwie słuchamy historię święta w skrócie: od stworzenia świata, przez ofiarę Abrahama, przejście przez Morze Czerwone do proroków. Gdy dochodzimy do epistoły, biją dzwony, zapalamy ponownie świece i przechodzimy do celebrowania zmartwychwstania.

Ewangeliczne opisy zmartwychwstania różnią się w szczegółach. To trudność czy bogactwo?

Bogactwo...

...które jednak może sprawiać trudność. Może prowokować pytanie, czy tak było naprawdę. Najwcześniejsze świadectwa zostały spisane dopiero 30 lat po śmierci Jezusa.

Ludziom, którzy redagowali ewangelie czy potem układali kanon Pisma Świętego, nie przeszkadzały te różnice. Przecież mogli je ujednolicić. Widać, nie to jest istotne. Kościół jest starszy od Nowego Testamentu – żył wiarą w zmartwychwstanie na długo przed spisaniem pierwszych świadectw. A one nie były traktowane jak reportaż z wydarzeń, tylko jak przekaz wiary. Istotna jest jedna prawda: Jezus Chrystus został zabity, ale naprawdę powrócił do życia.

Jak przygotowanie do świąt wygląda w opactwie tynieckim?

Każdy z mnichów podejmuje zobowiązania wielkopostne, które zgłasza opatowi – np. do większej ilości modlitwy. Decyduje się także, że będzie pracować nad jakąś cnotą i że podejmie jakieś wyrzeczenie, z czegoś np. zrezygnuje.

Spisuje się te zobowiązania?

Tak, a opat błogosławi. Mamy też rozmowy wielkopostne – przychodzi się do opata na rozmowę, która zwykle trwa godzinę albo dłużej, jeśli ktoś tego potrzebuje. Mówi się o swoich zobowiązaniach albo o innych sprawach, które niepokoją. W każdy piątek Wielkiego Postu jest nabożeństwo pokutne po komplecie, czyli modlitwie wieczornej. Wspólnie wtedy śpiewamy psalmy pokutne.

Przed Triduum przygotowujemy kościół, liturgię, śpiewy, kazania. Tego jest sporo, więc rzeczywiście mamy przedświąteczny kołowrotek. Ale potem w oktawie wielkanocnej można cały tydzień się cieszyć Zmartwychwstaniem. ©℗

O. SZYMON HIŻYCKI (ur. 1980) jest benedyktynem, opatem klasztoru w Tyńcu. Studiował teologię, filologię klasyczną oraz starożytny monastycyzm w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Autor wielu książek, ostatnio wydał „Zrozumieć Ojców Pustyni”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Powrócił do życia