Złe urodzenie

Historię z pogranicza tabloidu i greckiej tragedii Adrian Sitaru sprowadza do wymiaru boleśnie ludzkiego, a dylematy wokół aborcji przenosi na nieznany w Polsce poziom dyskusji.

08.01.2017

Czyta się kilka minut

Plakat filmu „Nieprawi” / Fot. Materiały dystrybutora
Plakat filmu „Nieprawi” / Fot. Materiały dystrybutora

Taka scena tylko pozornie mogłaby rozegrać się we współczesnym polskim filmie: podczas rodzinnego obiadu, pomiędzy przysłowiową wódką a zakąską, dorosłe dzieci wygarniają ojcu, że w minionym systemie był informatorem bezpieki.

W rumuńskim filmie „Nieprawi” rozpalone do czerwoności emocje wydają się łudząco znajome, różnice pojawiają się jednak nie tylko w użytych rekwizytach (bohaterowie popijają wino zamiast wódki), lecz także w historycznych detalach. Film odnosi się bowiem do niesławnego dekretu 770, który w komunistycznej Rumunii niemal całkowicie zakazywał aborcji, przyczyniając się do powstania barbarzyńskiego podziemia aborcyjnego i narodzin całego pokolenia sierot.

Victor, pięćdziesięcioletni owdowiały lekarz (gra go Adrian Titieni, znany z podobnej roli w „Egzaminie” Cristiana Mungiu), miał ongiś donosić na kobiety decydujące się nielegalnie usunąć ciążę.

Dziś twierdzi, że tylko „zapobiegał”, a film serwuje nam przy tej okazji pierwsze niewygodne pytanie. Czy dorosłe dzieci mają prawo oskarżać ojca, który funkcjonariuszem systemu stał się trochę mimowolnie, bo prywatnie sam był zwolennikiem pro-life? Zwłaszcza że dwójka z nich, bliźnięta Sasha i Romeo, mające dziś po 22 lata, mogłyby wcale się nie urodzić, gdyby nie ówczesna postawa ich ojca.

Ta rewelacja, rzucona przy stole pośród rodzinnych bluzgów i pretensji, zatruwa atmosferę bardziej nawet niż niegdysiejsze donosicielstwo Victora, ale reżyser i scenarzysta Adrian Sitaru jeszcze bardziej problematyzuje sprawę. Nad „źle urodzonym” rodzeństwem ciąży coś w rodzaju klątwy, która prowadzi do kazirodczego zbliżenia, a następnie każe całej rodzinie Anghelescu zmierzyć się z jego konsekwencjami. Sodoma i Gomora?

Nic z tych rzeczy. Tu właśnie tkwi specyfika rumuńskiego kina, które sytuację niby wypreparowaną z życia, podszytą ekstremalną transgresją i obyczajowym skandalem, potrafi przedstawić w sposób możliwie bliski życiu, niemal paradokumentalny. Historię z pogranicza tabloidu i greckiej tragedii sprowadza do wymiaru boleśnie ludzkiego, a dylematy wokół aborcji przenosi na nieznany w naszym kraju poziom dyskusji.

Sitaru na pierwszy rzut oka konstruuje sytuację idealną, w której rodzinne trzęsienie ziemi najpierw zmiata z powierzchni wszystko, a następnie sprawia, że na gruzach dawnych ambicji i poglądów zaczyna rodzić się coś w rodzaju krzepiącego „kochajmy się”.

Gruntowne przewartościowanie dotyczy w filmie przede wszystkim samego Victora. Oto w finale władczy i krewki patriarcha, mocno przeczołgany przez rodzinne perypetie, filozofuje zza kadru przy dźwiękach „Sonaty księżycowej” na temat zbawiennego działania czasu i pożytków płynących z otwarcia się na to, co w życiu przygodne, zrazu niepotrzebne i niechciane. Leje nam na serce oczyszczający balsam czy kpi z naszych oczekiwań? W każdym razie prowokuje do namysłu, bo trudno uwierzyć, że to już ostatni akt tragedii rodziny Anghelescu.

Opowieść o „złych” okolicznościach narodzin, o wybujałych oczekiwaniach rodziców wobec dzieci, o prawie tych ostatnich do własnej przyszłości, a tych pierwszych do własnej przeszłości powstała przy minimalnym budżecie, a scenariusz w dużej mierze tworzyli sami aktorzy.

Film Sitaru miał jednak pecha, bo pojawił się w tym samym roku co głośna „Sieranevada”, ciągle czekająca na polską dystrybucję.

„Nieprawi” wyraźnie blakną przy mistrzowskim, trwającym dwukrotnie dłużej filmie Cristiego Puiu. Brakuje im tej zagęszczonej obserwacji, która pusty religijny rytuał przy stole potrafiła wypełnić nową, zaskakującą treścią, a historii rodzinnej rozegranej w czterech ścianach nadawała moc wielkiej społecznej diagnozy i zarazem prawdziwej ekranowej symfonii.

Film Sitaru wyrasta z ambicji znacznie mniejszych i dokonuje gestu niejako odwrotnego: to, co polityczne, społeczne, publiczne sprowadza do skrajnie indywidualistycznej perspektywy. W dzisiejszym kinie polskim taka ucieczka nie byłaby możliwa. ©


NIEPRAWI (Ilegitim) – reż. Adrian Sitaru. Prod. Rumunia/Francja/Polska 2016. Dystryb. MADNESS. W kinach od 13 stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2017