Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wszystko, co przetrawione u Lyncha, Almodóvara, von Triera, u nas przyjmowane jest niczym objawienie. "Nieruchomy poruszyciel" - trzeci, długo wyczekiwany film Łukasza Barczyka, w geście protestu niezgłoszony na festiwal w Gdyni (czym rozpętał pożyteczną dyskusję nie tylko o tej imprezie), trafił na ekrany w aurze pożądanego skandalu. Stał się papierkiem lakmusowym, którym testuje się dojrzałość polskiego widza. Jeśli film odrzucasz, pewnie jesteś kołtuńską ciotką albo złośliwym spowalniaczem przemian w polskim kinie.
A przecież podczas oglądania sadomasochistyczno-onirycznego spektaklu, rozgrywającego się pomiędzy dyrektorem huty (Jan Frycz) a jego podwładną (Marieta Żukowska), bynajmniej nie pospolite zgorszenie staje się problemem. "Poruszyciel" jest obrazem w jakiś sposób typowym dla polskiego kina: imponującym w szczegółach, lecz rozczarowującym jako pełnowartościowa opowieść o człowieku. Bo nie jest to przecież interwencyjny film o tym, co ma miejsce za zamkniętymi drzwiami obitych skórą gabinetów dyrektorów i polityków, ani o tym, co dzieje się w ich głowach. Barczyk chciałby pokazać, co dzieje się w naszych głowach. Chciałby zadać widzowi gwałt, obnażyć w nim podglądacza, tropiciela perwersji i sensacji, wreszcie sędziego wyrokującego w pozornie jednoznacznej sprawie. Wytacza przy tym istny arsenał: Arystotelesa (patrz tytuł), dialektykę kata i ofiary, studium zależności pomiędzy władzą i seksem, przypowieść o złu w stanie czystym i zaskakującym odkupieniu... W tle zaś rozbrzmiewają buddyjskie mantry i mroczne frazy Hanny Kulenty ścierające się z pastelowymi piosenkami Seweryna Krajewskiego czy Ordonki.
Wszystko to jednak zostało zespawane ze sobą na siłę, na zasadzie całkowitej umowności. Lynchowi, Kubrickowi - mistrzom, na których otwarcie powołuje się Barczyk - udawało się wciągnąć nas w swój świat niczym w otchłań. Czuliśmy się obezwładnieni, zafascynowani, zawstydzeni tym, że tak łatwo daliśmy się uwieść. Dzieło polskiego reżysera imponuje wyobraźnią wizualną i osobliwym połamaniem filmowego języka, zniechęca jednak wyczuwalnym niemal w każdej scenie inscenizacyjnym mozołem. Powstał film zrobiony głównie z intencji. I mam wrażenie, że niemal wyłącznie o tych intencjach piszą dzisiaj jego chwalcy.
NIERUCHOMY PORUSZYCIEL - scen. i reż. Łukasz Barczyk, zdj. Karina Kleszczewska, muz. Hanna Kulenty, wyst. Marieta Żukowska, Jan Frycz, Andrzej Chyra, Katarzyna Gniewkowska, Stanisława Celińska i inni. Prod. Polska 2008. Dystryb. Vision Film.