Zgubne skutki nieufności

1 marca rozpoczyna się w Belgii proces Marca Dutroux, pedofila-mordercy. Sprawa Dutroux i rzekomej potężnej organizacji, która miała za nim stać, sprawiła, że Belgowie uwierzyli w opinię o skorumpowaniu i niewydolności ich państwa. Czy słusznie?.

29.02.2004

Czyta się kilka minut

Laetitia Delhez, 12-letnia dziewczynka z miasteczka Bertrix w walońskich Ardenach, zniknęła 9 sierpnia 1996 r. Jadąc do domu z pływalni, nagle poczuła, jak ktoś z tyłu ściąga ją z roweru, zakrywa usta, wrzuca do samochodu i zmusza do połykania tabletek. Kilkadziesiąt minut później samochód zatrzymał się, dwóch mężczyzn wepchnęło ją do metalowej skrzynki, zaniosło do domu i przymocowało łańcuchem do łóżka. Po kilku godzinach trafiła do wąskiej skrytki w piwnicy. Tam siedziała już inna dziewczyna, Sabine Dardenne, która zaginęła bez śladu ponad rok wcześniej. Obie były regularnie gwałcone przez porywaczy, którzy twierdzili, że porwali dziewczynki dla okupu, a ich rodzice odmówili jego zapłacenia. Porywacze nigdy okupu nie zażądali. Chodziło im jedynie o gwałcenie.

Przewrót wisi w powietrzu

Ktoś widział podejrzany samochód dostawczy w okolicach pływalni, nawet zanotował fragment numeru rejestracyjnego. Po kilku dniach policja porównując rejestry samochodów i skazanych szybko dociera do 40-latka Marca Dutroux, kilkakrotnie skazanego za gwałty na nieletnich, kradzieże samochodów i paserstwo. Kilka milionów wstrząśniętych Belgów obserwowało w telewizji, jak policja uwalnia z piwnicy Dutroux dwie przerażone, przytulone do siebie dziewczynki. Policja odkryła też pięć grobów: czterech dziewcząt, które zaginęły wcześniej, i wspólnika Dutroux, zamordowanego podczas kłótni o łup.

Kierujący śledztwem prokurator obiecuje, że “wszystko wyjaśni do końca", dodając: “o ile mi na to pozwolą". Właśnie na tę część wypowiedzi zwraca uwagę opinia publiczna. Kraj obiegają pogłoski, że za grupą porywaczy kryje się potężna siatka organizująca porwania dzieci i dostarczająca je na seks-orgie wysoko postawionych osób z polityki i gospodarki. Po niezliczonych “sygnałach od społeczeństwa", o które prosi rzutki i cieszący się zaufaniem sędzia śledczy Marc Connerotte, policja miesiącami przekopuje ogrody podejrzanych. Dorośli nie odzywają się na ulicy do dzieci, by nie narazić się na podejrzenie o pedofilskie skłonności; obserwowanie dzieci bawiących się w piaskownicach grozi linczem.

W tej atmosferze Trybunał Kasacyjny odbiera prowadzenie śledztwa Connerotte’owi, bo przyjmując talerz spaghetti od rodziców jednej z ofiar rzekomo naraził na szwank niezawisłość śledztwa. Nazajutrz do Brukseli maszeruje kilkaset tysięcy ubranych na biało oburzonych Belgów. W rządzie jedna narada kryzysowa goni drugą. Przewrót wisi w powietrzu. Tworzą się białe komitety, rodzice porwanych wyrastają na autorytety moralne. Przyjmuje ich król, organizujący okrągły stół. Parlament ustanawia specjalną komisję śledczą.

Wychodzą na jaw karygodne zaniedbania w śledztwie. Policja wiedziała już wcześniej od informatora, że Dutroux przetrzymuje dzieci w piwnicy. Podczas przeszukiwania domu jeden z policjantów usłyszał nawet dziecięce głosy, ale przekonany, że dochodzą z ulicy, nie znalazł skrytki. Dutroux siedział wówczas w więzieniu za bójkę. Jego żona oraz wspólnik, Michel Lelievre, mieli się opiekować dziećmi. Ale zanim Dutroux wrócił z więzienia, dwie dziewczyny zmarły z wycieńczenia.

W efekcie “gorącej linii", rozpoczętej przez sędziego Connerotte, zgłasza się kilka kobiet opowiadających o orgiach, na których dochodziło do gwałtów na nieletnich i zabójstw. Regina Louf, która zachorowała psychicznie po gwałtach, opowiadała jedną przerażającą historię za drugą. Niektóre zgadzały się z wynikami innych śledztw. Zeznania są utajnione, świadkowie dostają kryptonimy. Mimo to akta wyciekają do prasy, która upublicznia je pod nazwą “akta X".

Media podzieliły się na dwa obozy. Jedni wierzą w “akta X" i istnienie spisku handlarzy dziećmi, zmierzającego do ograniczenia śledztwa do osoby Dutroux i jego wspólników. Inni odrzucają “akta" i ostrzegają, że zbytnie rozszerzenie śledztwa utrudni znalezienie winnych, pozwalając Dutroux przerzucić odpowiedzialność na uczestników rzekomego spisku. Dowodów na istnienie spisku, sięgającego według niektórych domu królewskiego, do dzisiaj brak. Dla zwolenników teorii spiskowej jest to jedynie dowód skuteczności spiskowców, utrudniających śledztwo, niszczących dowody i zastraszających świadków.

Nie ufam, nie powiem, nie zapłacę

Afera Dutroux przewróciła belgijski system polityczny do góry nogami. Ze sceny znikają twarze znajomych polityków i z dnia na dzień robią kariery “biali rycerze" - mało znani, których jednak nie kojarzono z “belgijską chorobą", np. młody przewodniczący komisji śledczej parlamentu, późniejszy minister sprawiedliwości, Marc Verwilghen. Zaufanie do instytucji państwa - szczególnie wymiaru sprawiedliwości - spadło do poziomu najniższego w Europie. Wielu Belgów jest przekonanych, że żyją w skorumpowanym kraju z nieudolną policją i wymiarem sprawiedliwości, rządzonym przez mafię i nieuczciwych polityków.

Odkąd amerykański politolog Robert Putnam opublikował na początku lat 90. badania o włoskiej prowincji, wiemy, że między zaufaniem międzyludzkim i zaufaniem do instytucji państwa istnieje ścisły związek. Putnam odkrył, że “kapitał społeczny", oparty o więzi ludzkie w postaci stowarzyszeń, pomocy sąsiedzkiej i innych form samoorganizacji, owocuje większym uczestnictwem w procesach politycznych. Badania belgijskich socjologów dowodzą, że rozluźnienie więzi międzyludzkich i związany z tym spadek zaufania do instytucji zaczęły się w Belgii na długo przed 1996 r. Przyczyniły się do tego sekularyzacja, zmiana modelu rodziny i zanik więzi społecznych, opartych dotychczas na pięciu filarach światopoglądowych: katolickim, laickim, socjalistycznym, liberalnym i konserwatywnym. W ramach określonych przez światopogląd rodzina mogła spędzić życie od kołyski do grobu, zapisując się, np. do katolickiego klubu sportowego i katolickiej kasy chorych; ucząc się w katolickim liceum i pracując dla przedsiębiorstwa z chadeckiej sfery wpływów.

Ten model zakończył żywot w latach 80. Belgia rozpadła się na część flamandzką i frankofońską, Kościół stracił na znaczeniu, a gwałtowne przemiany gospodarcze uczyniły z rolniczej Flandrii jedno z najbardziej dynamicznych i kosmopolitycznych centrów usługowych Europy. Władzę stracili chadecy, pojawiły się nowe partie, np. Vlaams Blok flamandzkich nacjonalistów i Zieloni. Jak dowodzi flamandzki socjolog Luc Huyse, choć w wyniku globalizacji państwo ma coraz bardziej ograniczony zasięg władzy, oczekiwania obywateli wobec niego rosną. Państwo obarczono oczekiwaniami, których inne, tracące na znaczeniu instytucje, np. Kościoły i związki zawodowe, nie mogły spełnić. To musiało doprowadzić do rozczarowania.

Głośna czy nagłośniona?

Następstwa afery Dutroux nie wyniknęły z obiektywnych rozmiarów skandalu, lecz faktu, że wybuchł on w chwili, gdy Belgię drążył kryzys zaufania na linii obywatele - państwo. Przestępstwa polegające na tym, że grupa ludzi porywa, gwałci i zabija kilkoro dzieci zdarzały się już wcześniej. Nietrudno też wymienić afery, które sięgały szczytów władzy we Włoszech, Austrii, Francji i Belgii, ale nie wywołały takiej histerii. W 2002 r. przed brukselskim sądem stanął pochodzący z Węgier ksiądz, oskarżony o zgładzenie rodziny i zgwałcenie córek. Echo medialne było umiarkowane. W latach 1996-98 Belgowie poświęcali aferze Dutroux tyle uwagi nie dlatego, że była głośna - raczej wyolbrzymiono ją dlatego, że Belgowie poświęcali aferze tyle uwagi. A zainteresowanie dyktowało przekonanie, że ich państwo nie zasługuje na zaufanie.

Kryzys zaufania odbił się też negatywnie na skuteczności organów państwowych: unikanie płacenia podatków jest w Belgii niemal sportem i to uprawianym przez niektórych czołowych polityków. Policja jest nieskuteczna, bo mało kto zgłasza przestępstwa lub zgadza się zeznawać jako świadek, wychodząc z założenia, że policja i tak nie przykłada się do łapania sprawców. To woda na młyn populistów Vlaams Blok, głoszących politykę twardej ręki i dbających o to, by Belgowie nie zapomnieli, że ich państwo nie zasługuje na zaufanie. Mechanizm wzmacnia fakt, że niemal wszystkie partie flamandzkie opowiadają się za rozwiązaniem Belgii i niezależnością Flandrii - popierając nieufność wobec instancji federalnych i siejąc brak zaufania w Walonii, która jest w dużej mierze uzależniona od federalnych transferów.

Zatrzymanie spirali nieufności jest znacznie trudniejsze niż jej uruchomienie - do tego często wystarczy jedno, odpowiednio naświetlone wydarzenie. Zawrócenie błędnego koła wymaga lat starań, a przede wszystkim zmiany odruchowych reakcji. Bo polityk, któremu zarzuca się lekceważenie przestępczości, zawsze będzie reagował żądaniem bardziej restrykcyjnych ustaw, surowszych sankcji i przekazaniem większych środków dla policji. Powszechna o tym dyskusja przyczyni się zaś do pogłębienia nieufności obywateli i przygotuje grunt pod sukcesy populistów.

Budowa zaufania, stworzenie lepszych warunków dla inicjatyw oddolnych, wytwarzających “kapitał społeczny", to działania mniej widowiskowe niż spektakularny rajd na grupę przestępczą lub głośne domaganie się przywrócenia kary śmierci. Ale na dłuższą metę i skuteczniejsze, i bardziej odpowiednie dla demokracji.

KLAUS BACHMANN jest historykiem i politologiem. W latach 90. był korespondentem prasy niemieckiej w Polsce, specjalizuje się w problematyce integracji europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor nauk społecznych na SWPS Uniwersytecie Humanistyczno–Społecznym w Warszawie. Bada, wykłada i pisze o demokratyzacji, najnowszej historii Europy, Międzynarodowym Prawie Karnym i kolonializmie. Pracował jako dziennikarz w Europie środkowo–wschodniej, w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2004