Zgredozwierzenia

Minister Błaszczak nie zaimponuje nam charakterem. Nie od dziś odmawiamy przyjęcia, zwłaszcza z rana, przyznawanych sobie samym odznak, np. „Zasłużony dla gorzelnictwa RP”, i nie robimy z tego halo na pół kraju.

05.06.2017

Czyta się kilka minut

Fakt, że gdy już sobie odmówimy, stajemy się ciut smętniejsi, wpadamy w nastroje dalece zasadnicze i w takich to momentach rozmyślamy sobie arcykonserwatywnie o dawnej i dzisiejszej młodzieży.

Oto w czasach cudnych z różnych powodów braliśmy w charakterze jurorskim udział w skromniuśkim konkursie na dziennikarza miejskiego. Rola nasza sprowadzała się do wymyślenia kilku pytań, rozdania ich w formie testu rzeszom milusińskich (często już ozdobionych magisteriami), a następnie do sprawdzenia onego testu i wyłonienia czołówki najświatlejszych. Pytanie najtrudniejsze dotyczyło stylu, w jakim został wybudowany kościół Mariacki w Krakowie. Zważyć bowiem należy, że zwycięzca miał pracować w tym właśnie mieście, w wymienionym powyżej charakterze. Do wyboru były trzy odpowiedzi, w tym dla ułatwienia tylko jedna z nich była prawidłowa.

Z dumą tu zaznaczyć wypada, że pytanie to przeforsowaliśmy, choć zwierzchnicy uważali je za bezsensowne i upokarzające nie tyle dla zdających, co dla zadających. Zmysł absolutnej przenikliwości podpowiadał nam jednak, że jest ono, owo pytanie, absolutnie na miejscu i spełni rolę sita o największym oku. Dla naszych milusińskich, którzy dzielili się podczas mozołu egzaminacyjnego swymi wrażeniami na gorąco, zabicie im takiego gwoździa w rozum było szokujące i niesprawiedliwe, by rzec też: bardzo niestosowne. W oczach kilku osób pojawiły się łzy, odczuć takoż można było na sali pewne rozsierdzenie i rozczarowanie. Ponieważ od zawsze naszą zaletą była brutalność oraz skrajna wulgarność, ogromną większość, która z zagadnieniem stylowości kościoła Mariackiego sobie nie poradziła, zrzuciliśmy ze schodów. Dzięki temu zabiegowi zostaliśmy w gronie kilku delikatnych erudytów, z którymi przeszliśmy do pogwarek o charakterze mniej rudymentarnym.

Historyjkę tę opowiedzieliśmy onegdaj pewnemu rzutkiemu zagranicznemu humaniście i biznesmenowi, pracującemu w branży wrażliwej na kwestie demokracji i praw ludzkich. Rzekł on na to, że od jakiegoś czasu na stanowiskach najprostszych zatrudnia wyłącznie ludzi z doktoratami. Wcześniej jednak przeprowadza badanie ich rzeczywistego wykształcenia za pomocą dwu pytań: w którym roku zakończyła się II wojna światowa i ile jest 12 x 12. „Zasadnicza część egzaminowanych – mówił humanista – nie rozumie, że nie wolno im korzystać z ułatwiających odpowiedź urządzeń elektronicznych”. Znakomita część popada, poprzez prymitywizm tego zakazu, w stan sflaczenia, reszta zaś wygina się w łuk histeryczny, tak zgrabnie ongiś opisany przez profesora Charcota ze szpitala Salpêtrière w Paryżu. „Na placu boju zostaje mi – mówił wtedy ów biznesmen – garstka, z którą mogę omówić sprawy nieco bardziej zawiłe, w tym tajniki obsługi kserografu”. Oto dobre to były czasy, gdy za pomocą tak prostych chwytów można było milusińskiego przekonać, by zajął się w życiu tym, co lubi, a co zawsze umieszcza w swym CV, a mianowicie tańcem towarzyskim, solaryzacją i skaryfikacją ciała, zdrowym jedzeniem, podróżowaniem i tzw. szeroko pojętą kulturą.

Do tych pięknych wspomnień skłoniły nas oczywiście niedawne wystąpienia przedstawicieli kolejnego pokolenia milusińskich w tutejszym sejmie dla dorosłych. Dziwi nas starczo ta delegacja, zważywszy, że nasz parlament winien mieć od dawna status lokalu wyłącznie dla pełnoletnich. Oto w ich wystąpieniach najbardziej nas zainteresowało ostateczne wyeliminowanie z psychiki ucznia polskiego najmniejszej choćby obawy przed intelektualną kompromitacją. Można jednak rzec też inaczej: że kompromitacja intelektualna jest już dziś po prostu niemożliwa. W tym sensie zabrakło nam wśród tych wystąpień solidnych opinii na temat plackowatości Ziemi, rehabilitacji Łysenki czy Lepieszyńskiej, wygłoszonych przez prymusów w muszkach, a następnie publicznej pochwały tych bzdetów przez wiceminister edukacji panią Machałek. Jest to brak do nadrobienia i gorąco wierzymy, że się doczekamy. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2017