Zerwane więzy

Berliński festiwal był w tym roku wyjątkowo nierówny. Wśród filmów walczących o główną nagrodę znalazły się obrazy wybitne i opowieści wyjątkowo pretensjonalne. Ostatecznie Berlinale obroniło się, sięgając po sprawdzone tematy społeczne i polityczne.

20.02.2011

Czyta się kilka minut

Nagrodzenie Złotym Niedźwiedziem irańskiego dramatu "Jodaeye Nader az Simin" ("Nader i Simin. Separacja") w reż. Asghara Farhadiego nie wywołało zaskoczenia - film od początku prowadził w rankingach. Zdziwienie wzbudziło natomiast przyznanie jego twórcom nagród w aż trzech kategoriach: oprócz nagrody głównej, uhonorowani zostali Srebrnymi Niedźwiedziami odtwórcy głównych ról męskich i kobiecych - łącznie sześcioro aktorów.

Zwycięska separacja

W "Separacji" Farhadi kreśli złożony obraz irańskiego społeczeństwa. Podobnie jak w jego nagrodzonym na Berlinale dwa lata temu obrazie "About Elly" główni bohaterowie należą do irańskiej klasy średniej. Nadar i jego żona Simin żyją w separacji. Nader opiekuje się swoim chorym na Alzheimera ojcem i nastoletnią córką. Nie mogąc sprostać obowiązkom, zatrudnia opiekunkę - ubraną w czador Razieh (Sareh Bayat). Któregoś dnia Nader znajduje pozbawionego opieki i przywiązanego do łóżka ojca. Rozgniewany, popycha Razieh i wkrótce zostaje aresztowany pod zarzutem spowodowania u niej poronienia. Jej bezrobotny, sfrustrowany i zadłużony mąż żąda rekompensaty. Okazuje się, iż każda ze stron w imię subiektywnie pojmowanego wyższego dobra skrywa część prawdy. Konflikt dotyczy obrony honoru i prezentowania swoich racji w społeczeństwie, w którym islamska teokracja ściera się z modernizmem, przede wszystkim jednak w subtelny sposób opowiada o indywidualnych tragediach i rozpadzie związków. Chociaż Farhadi nie porusza bezpośrednio tematyki politycznej, to jego film - który będzie szeroko rozpowszechniany w Iranie - odbierany jest w Berlinie jako komentarz społeczny.

Jednym z jurorów miał być znany irański reżyser Jafar Panahi (m.in. "Offside") - władze nie pozwoliły mu jednak na wyjazd z kraju. W ubiegłym roku Panahi skazany został na 6 lat więzienia i objęty 20-letnim zakazem realizacji filmów. Organizatorzy festiwalu często przypominali o jego losie, m.in. organizując pokazy jego najważniejszych dzieł.

Prawdziwe męstwo

Berlinale rozpoczęto pokazywanym poza konkurencją westernem "Prawdziwe męstwo" braci Cohenów. Na konferencji prasowej reżyserzy wyraźnie dystansowali się od zrealizowanego w 1969 filmu Henry’ego Hathawaya z Johnem Waynem w roli głównej. "Chcieliśmy sięgnąć po pierwowzór literacki. Nie szukaliśmy natomiast żadnych odniesień do czasów współczesnych" - twierdzili jak zawsze oszczędni w słowach Cohenowie. Historia poszukującej zabójcy ojca 14-letniej Mattie (Hailee Steinfed) i wynajętego przez nią łowcy złoczyńców Cogburn (jak zwykle świetny Jeff Bridges), zaskakuje poprzez zmianę perspektywy. To bowiem rezolutna dziewczyna staje się siłą napędową pościgu, a towarzyszący jej, wiecznie zapity Cogburn i anachroniczny teksański zwiadowca LaBoeuf (Matt Damon) stanowią zaprzeczenie westernowych wyobrażeń. Film Cohenów nie tylko przywołuje nieco zapomniany gatunek filmowy, ale także opowiada o nieuchronnym przemijaniu.

W debiutanckim "Margin Call" JC Chandor ukazuje wydarzenia poprzedzające krach finansowy z jesieni 2008 roku. W tym kameralnym dreszczowcu finansowym od początku wyczuwa się atmosferę narastającego zagrożenia. W wyniku redukcji zwolnionych zostaje 80 proc. pracowników jednego z banków inwestycyjnych. Młody analityk odkrywa, iż bank znalazł się na skraju bankructwa. Tej samej nocy, po serii kryzysowych narad, zapada decyzja o wyprzedaży wszystkich "toksycznych" papierów. Lawinowa wyprzedaż bezwartościowych akcji musi doprowadzić do ruiny kolejne banki. Chandorowi udało się zebrać świetną obsadę: rolę bezwzględnego bankiera gra tu Jeremy Irons. Podległy mu kierownik działu (Kevin Spacey) kieruje się lojalnością względem firmy, lecz i on przymuszony zostanie do nieetycznego działania. Chandor w frapujący sposób ukazuje zbudowane na żądzy posiadania mechanizmy zależności i władzy. "Nie chodziło mi o pokazanie zachłanności bankierów, lecz całego społeczeństwa" - mówił reżyser. Dobrze oceniany przez berlińskich krytyków, "Margin Call" nie został niestety zauważony przez jurorów.

Jeśli nie my, to kto?

Berlinale od lat cieszy się opinią festiwalu o ambicjach politycznych. Nie inaczej było w tym roku - indywidualne dramaty miały szersze, społeczne tło. W meksykańsko-niemiecko-francusko-polskim obrazie "El Premio" ("Nagroda"), Argentynka Paula Markovitch sięga po wątki autobiograficzne. Jest rok 1976, Argentyną rządzi wojskowa junta. Żona uwięzionego dysydenta wraz z córką chronią się w ubogiej nadmorskiej miejscowości. Ukrywają się w opuszczonym domu na plaży. Zapisanie córki do szkoły zagrozi ujawnieniem ich prawdziwej tożsamości. Jury doceniło zdjęcia polskiego operatora, Wojciecha Staronia, przyznając mu Srebrnego Niedźwiedzia za wybitne osiągnięcia artystyczne. To właśnie jego praca tworzy sugestywną atmosferę osamotnienia, tymczasowości i odrzucenia, jakich doświadczają bohaterki.

Z wielkim zainteresowaniem oczekiwano w Berlinie na pierwszy fabularny film znanego niemieckiego dokumentalisty Andresa Veiela. W "Wer wenn nicht wir?" ("Jeśli nie my, to kto?"), podobnie jak w dokumencie "Black Box BRD", Veiel zagłębia się w biografię niemieckich terrorystów z lewackiej RAF. W odróżnieniu od sławnego "Baader-Meinhoff" Bernda Eichingera, zainteresowany psychologią postaci Veiel nie opisuje historii zamachów, które wstrząsnęły Niemcami w latach 70., lecz cofa się do wcześniejszej dekady, by zgłębić źródła radykalizmu. Reżyser koncentruje się na niestabilnym związku późniejszej terrorystki Gudrun Ensslin z lewicowym wydawcą Bernwardem Vesperem - synem pisarza sympatyzującego w czasie wojny z Hitlerem. Film Veiela buduje złożony portret psychologiczny Gudrun, u której uległości i oddaniu względem Vespera towarzyszy postępująca radykalizacja poglądów. Gdy w jej życiu pojawi się późniejszy terrorysta Andreas Baader, zostawi dla niego nie tylko partnera, ale też i ich syna. Jury wyróżniło film Veiela nagrodą im. Alfreda Bauera, przyznawaną za wskazywanie nowych perspektyw w kinematografii.

Amerykański reżyser Joshua Marston już podczas Berlinale w 2004 r. zwrócił na siebie uwagę krytyków filmem o młodych Kolumbijkach zmuszanych do przemycania narkotyków. Tym razem jury przyznało Amerykaninowi Srebrnego Niedźwiedzia za scenariusz do "The Forgiveness of Blood" ("Przebaczenie krwi"). Akcja filmu rozgrywa się we współczesnej Albanii. Ojciec 17-letniego Nika oskarżony zostaje o współudział w zabójstwie sąsiada. Ukrywając się przed policją, skazuje tym samym rodzinę na społeczne wykluczenie. Zgodnie z prastarą tradycją rodzinie nie wolno opuścić domu, dopóki ojciec nie zostanie ujęty i sprawiedliwie ukarany. Nik jest ciągle zagrożony zemstą sąsiadów i dom staje się dla niego więzieniem. Aby się z niego wydostać będzie musiał przeciwstawić się własnemu ojcu. Ceną wolności stanie się samotność i wygnanie.

Sala samobójców

W tym roku zaprezentowanych zostało wyjątkowo dużo polskich produkcji - niestety, żadna nie trafiła do głównego, konkursowego programu. Film Doroty Kędzierzawskiej "Jutro będzie lepiej" zdobył Grand Prix Deutsche Kinderhilfswerk - nagrodą przyznawaną dla najlepszego pełnometrażowego filmu fabularnego oraz The Peace Film Award. Obraz opowiada o trzech bezdomnych chłopcach, mieszkających na dworcu w jednym z rosyjskich miast. Chłopcy postanawiają uciec do Polski w poszukiwaniu lepszego losu. Film zaprezentowany został w przeznaczonej dla młodych widzów sekcji Generation Kplus, a jury doceniło połączenie poruszającej historii z momentami humorystycznymi, piękne zdjęcia i przekonująca gra młodych aktorów.

W bardzo popularnej wśród widowni sekcji Panorama przedstawiona została "Sala samobójców" Jana Komasy. Widzowie w Friedrichstadtpalast po projekcji nagrodzili twórców chyba najdłuższym aplauzem, jaki słyszałem podczas tegorocznego festiwalu. Film zaskakuje ekspresyjną, dopracowaną stylistyką, łączącą realistyczną fabułę z animacją komputerową w stylu manga. Główny bohater - 18-letni, egocentryczny maturzysta Dominik (Jakub Gierszał) gubi się w przybieranych przez siebie pozach i maskach. Wpierw bawi się udawanym homoseksualizmem, chcąc szokować otoczenie, wkrótce ucieka jednak przed szkolnym mobbingiem. Ostatecznie nie wytrzymuje presji otoczenia i zaszczuty chowa się w internetowym świecie. Nawiązanie kontaktu z wirtualnym klubem samobójców stanowić już będzie równię pochyłą, po której zsuwać się będzie w kierunku alienacji, uzależnienia i obłędu. Wobec problemów syna bezradni są zarówno rodzice, jak psychiatrzy. Zmierzającego do autodestrukcji Dominika nie będzie w stanie już nic powstrzymać. Film Komasy zapada w pamięć, chociaż sprawna animacja komputerowa czasami niepotrzebnie odciąga uwagę od "realnej" warstwy filmu.

Tego samego dnia wyświetlony został w sekcji Forum nowatorski film Przemysława Wojcieszka "Made in Poland". Reżyser określa swoje dzieło mianem eseju. Bawi się konwencjami i z ironicznym dystansem opisuje próby wywołania rewolucji przez demolującego auta blokersa z wytatuowaną na czole deklaracją: "Fuck Off". Animowane wstawki, komentarze z offu i powracające aluzje do twórczości Krzysztofa Krawczyka, którego fanką jest matka głównego bohatera, pogłębiają wrażenie groteski. O duszę zagubionego buntownika walczą osiedlowy proboszcz i deklamujący Broniewskiego, zapity nauczyciel-ateista.

***

Berliński festiwal postawił jak zwykle na tematy polityczno-społeczne i dokonując tego wyboru nie zawiódł widzów. Opowiadana z perspektywy konfliktu sądowego "Separacja" jest wnikliwą analizą irańskiego społeczeństwa. Ciekawie wypadły też niemieckie rozrachunki z przeszłością, jakie zaprezentował Andres Veiel. Zdecydowanie gorsze wrażenie robiły próby opowiadania o relacjach międzyludzkich - jak choćby w boleśnie nudnym "Un mundo misterioso" ("Zagadkowy świat"). Przyznając Srebrnego Niedźwiedzia - Wielką Nagrodę Jury dla hermetycznego obrazu "Turyński koń" (30 czarno-białych ujęć w ciągu 144 minut) węgierskiego reżysera Beli Tarra, w którym celebrowana jest powolność i przemijanie, festiwalowe jury wyraźnie pokazało jednak, jak ważna jest we współczesnym zunifikowanym świecie artystyczna różnorodność.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]