Zeno podkłada bombę

"Na ulicy miałem zwyczaj kupować wszystkie gazety, jakie mi podsuwano. Pewnego dnia zatrzymałem się przed budką sprzedawcy gazet i nagle ogarnął mnie niepokój, że on mógłby łatwo kazać mnie aresztować, ponieważ wziąłem od niego tylko jedną gazetę, a miałem pod ręką cały plik.

29.09.2007

Czyta się kilka minut

Gdy Zeno Cosini opowiada, zdaję sobie sprawę, że ze wszystkich bohaterów literackich XX wieku jego lubię najbardziej. Uosabia życiowy upór, któremu towarzyszy nieporadność, neurotyczne rozdwojenie jaźni na "ja-działające" i "ja-obserwujące". Świat wydaje mu się miejscem, w którym to on rozdaje karty, a komiczne figury tańczą taniec zadany przez niego; jednocześnie na siebie nie potrafi patrzeć inaczej niż wzrokiem innych, przekonany, że wszyscy czekają na jego potknięcie. Nie jest marzycielem ani romantykiem i potrafi być zadziwiająco praktyczny, gdy chodzi o własną wygodę, o rozwiązanie kwestii tak prozaicznych, jak ukrycie istnienia kochanki przed żoną czy urządzenie gabinetu na tyle daleko od sypialni, by krzyk dziecka nigdy nie zakłócał jego spokoju.

Zeno jest wrogiem wszelkich sentymentalnych złudzeń, które potrafi niszczyć jedną, okrutną uwagą. Komiczne rozmijanie się intencji i czynów nie bierze się u niego z roztargnienia, ale z przesadnej przezorności: w momencie, gdy Zeno powinien działać, jego myśl wciąż rozpatruje wszystkie warianty i konfiguracje, do momentu, gdy inni wybiorą za niego, na ogół na tyle trafnie, że sam nic na tym nie straci. Gdy po raz kolejny zapala ostatniego w życiu papierosa, możemy być pewni, że dopiero teraz, zaklinany przy pomocy magicznych formuł, jego nałóg wejdzie w decydującą fazę. Nie muszę dodawać, że ten hipochondryk dożyje późnej starości, którą przez całe życie przyzywał.

"Zeno Cosini" Itala Sveva (1923) to jedna z pierwszych powieści psychoanalitycznych w historii literatury; jej bohaterem jest tylko i wyłącznie ludzka świadomość, co dobitnie wyraża już tytuł (w dosłownym tłumaczeniu: "Świadomość Zena"). Otwierając tę tradycję, jednocześnie ją ośmiesza i zamyka. Pokazuje bowiem, że całkowicie pozbawiona głębi jaźń wyczerpuje się bez reszty w danej nam, samooczywistej powierzchni. Psychoanaliza jest rodzajem niekończącej się gry, której uczestnicy muszą zadowolić się zmiennymi konfiguracjami pionków, bez nadziei na zwycięski finisz. Żądaniu psychoanalityka, by drobiazgowo prześledzić własną przeszłość, Zeno przeciwstawia wyzywające oświadczenie: "Pamiętam wszystko, ale i tak niczego nie pojmuję".

Czy duszę Zena da się w ogóle przeniknąć? Do głowy przychodzi nam wiele możliwych kluczy, ale, choć każdy z nich z łatwością wkładamy w dziurkę, żadnego z nich nie damy rady przekręcić. Czy w grę wchodzi na przykład konflikt żydowskich ojców i synów, walka patriarchów zakorzenionych w dawnym, niezmiennym świecie, z karłami snującymi się po nowo odkrytej, jałowej przestrzeni? Na pierwszy rzut oka można by tak sądzić: umierający ojciec w finalnym, już nieświadomym odruchu policzkuje Zena. Ale to tylko ostatni, teatralny gest w komedii uroczystych figur i min, która musi rozgrywać się do końca, mimo że nie kryje żadnego realnego sensu. Im bardziej dramatyczne maski idą w ruch, tym głośniej rozlega się śmiech płynący z rozerwania łańcucha przyczyn i skutków, skumulowania efektów bez pokrycia. Cegła spada wprawdzie na głowę, ale zrobiona jest ze styropianu, a aktor, który przed chwilą padł z okrzykiem pełnym zdziwienia, teraz podnosi się z uśmiechem.

Obrazoburcze tyrady Zena nie będą więc miały żadnej dramatycznej puenty, pełna chybionych wyborów młodość spotka się z dobrodusznym, pełnym wyrozumiałości machnięciem ręki. Zeno jest przekonany, że podczas gdy on reprezentuje zasadę siły, "stary Silva dostarczyciel pieniędzy" to słabeusz. My jesteśmy skłonni przypuszczać, że ojca i syna nic nie dzieli i że obydwoje są dziećmi tego samego świata mieszczańskiego, gdzie jedynymi drogowskazami są brak komplikacji, cieniowanie ostrych linii demarkacyjnych, zmysłowa przyjemność, rozluźnienie. Żaden z nich nie ma zmysłu do biznesu; gdy ojciec umiera, zostawia firmę pod opieką wprawnego handlowca Oliviego. Syn odziedziczy majątek, ale nie będzie mógł przekroczyć progu firmy - nie na skutek infamii, ale po to, by pieniądze były bezpieczne, tak jak jego komfortowe życie bez trosk.

"Nasze biuro zapełnialiśmy tworami wyobraźni, co uniemożliwiało wszelką kupiecko zdrową działalność". U Sveva konflikt między kondycją mieszczanina i kondycją artysty nie zostaje unieważniony, ale złagodzony. Również ten konflikt żyje jeszcze jedynie jako poza, którą można z dumą pielęgnować. Żaden dramatyczny wybór nie musi zostać dokonany, każda artystyczna pasja spotka się w końcu z podziwem, dziwactwo ze zrozumieniem: przedsiębiorstwo to w końcu tylko zabawa "na niby", w którą bawią się duzi chłopcy. Svevo w komicznej i zdystansowanej formie opowiada historię własnego życia. Urodzony w zamożnym domu, wżenił się w jedną z najbogatszych triesteńskich rodzin, na co dzień pracował w rodzinnej fabryce farb do statków, wydając powieści na własny koszt albo pisząc do szuflady. Niemal niezauważony we Włoszech, pod koniec życia wreszcie zyskał międzynarodową sławę, w dużej mierze za sprawą znajomości z Joyce'em, który w swym okresie triesteńskim uczył go angielskiego, a potem zadbał o wydanie jego książek na Zachodzie.

Czytając książkę Sveva, trudno też nie pamiętać o Franzu Kafce, zmarłym w 1924 r.­

(cztery lata przed Svevem, rok po ukazaniu się "Zena Cosini"), o jego zapomnieniu, stosunkach z ojcem, także o męczarni godzin spędzonych w pracy. Historia Kafki, oglądana z perspektywy Zena - i Sveva - jest jak oryginał przy koślawej kopii, tragedia przy poprzedzającej ją komedii na ten sam temat. Różnica, która dzieliła sytuację Sveva i Kafki, i w jakiejś mierze zadecydowała o charakterze ich książek, była różnicą dzielącą wielką fabrykę Venezianich i przedsiębiorstwo handlowe Hermanna Kafki, Żydów w pełni zasymilowanych (rodzina żony Sveva, mimo żydowskich korzeni, była katolicka) i Żydów, którzy dopiero co opuścili rozpadające się slumsy getta, kosmopolityczny Triest, otwarty na morze, i duszną, nawiedzaną przez pogromy Pragę. Atmosfera wszechogarniającej względności, sprzeczności odwracalnych i przechodzących w siebie nawzajem, została wysnuta wprost z atmosfery miasta, którego mieszkańcy, w dniu pogrzebu znajomego, zastanawiali się, na który cmentarz mają się udać: żydowski, prawosławny, ewangelicki czy katolicki, i które zmieniało przynależność państwową, ale mieszkańców się nie wyrzekało, kimkolwiek by byli. Italo Svevo - to w końcu tylko literacki pseudonim Ettore Schmitza, mający oddawać jego włosko-niemieckie (drugi człon odnosił się do Szwabii) korzenie. Jego przyjęcie było jeszcze jedną maską pisarza, czującego się pewnie jedynie w dialekcie triesteńskim, a nie literackim toskańskim, czyli języku nabytym, w którym musiał napisać swoje książki.

Inercja, z której słyną bohaterowie Sveva, ma w dwu pierwszych powieściach ("Jednym życiu" i "Starości") posmak dekadencki - jest żałosną chorobą, na skutek której życie przechodzi obok. W "Zenie Cosinim" inercja to aktywna, triumfująca siła, choroba, którą łatwo polubić, bo czyni życie łatwiejszym. Wprawdzie Zeno od młodości czuje się starcem i rzeczywiście prowadzi życie emeryta, ale w niczym nie przypomina sklerotycznego dziadka. Starość jest stanem triumfu inteligencji nad siłami witalnymi, "ja obserwującego" nad "ja działającym". Czule pielęgnowana myśl o śmierci stanowi podnietę starości i każe, z jednej strony, wybiegać w przyszłość, w rozkoszne rozmyślania o własnym nieistnieniu, z drugiej - patrzeć w przeszłość, rozpatrywać w retrospekcjach zrealizowane i utracone możliwości. Mówiąc krótko, wiąże się z niemożliwością zamieszkania w chwili obecnej, spontanicznego bycia tu i teraz, uczynienia z teraźniejszości "dotykalnej prawdy". Jednocześnie, mnożąc sceptyczne wątpliwości, pozbawiając życie głębi i powagi, starość ubezpiecza się przed jego niedoskonałościami, wszystko analizuje drobiazgowo i wszystko podaje w wątpliwość. Nad przepaściami życia rozpina prawie nieprzenikalny, ochronny płaszcz, minimalizuje ból, którym nie chce się zajmować, i zawsze odsuwa go od siebie - chyba że przychodzi pod postacią wymyślonej choroby.

Przywrócenie do zdrowia równałoby się powrotowi człowieka do królestwa zwierząt, zastąpieniu chorej inteligencji "zdrową selekcją". Svevo, również autor zbioru aforyzmów pod tytułem "Nietzsche" - w których, poza tytułem, ani raz nie pada nazwisko niemieckiego filozofa - powtarza diagnozę niedoszłego autora "Woli mocy", wyciągając z niej dokładnie przeciwne wnioski. Podczas gdy stary Zeno, siedząc wygodnie w fotelu, w wyobraźni wysadza świat w powietrze, inni, młodzi, odpalają prawdziwe bomby. Wtedy wiemy już, co znaczy jego kpiarska mina: Europo, chroń swoją starość, chroń swoją dekadencję!

Czekając na wznowienie: Italo Svevo, "Zeno Cosini", przeł. Zofia Ernstowa, Warszawa 1966, Państwowy Instytut Wydawniczy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (34/2007)