Żebyśmy nie zapomnieli. Brytyjczycy pomagają Ukrainie

Działają i mieszkańcy wsi, i rząd. Poziomów pomocy jest kilka, bo to zarówno wsparcie wojskowe, jak też szkockie dziergane koce.
ze Szkocji

04.04.2022

Czyta się kilka minut

Wolontariusze segregują dary z pomocą dla uchodźców z Ukrainy. Edynburg, Szkocja, 6 marca 2022 r. / Jeff J Mitchell / Getty Images
Wolontariusze segregują dary z pomocą dla uchodźców z Ukrainy. Edynburg, Szkocja, 6 marca 2022 r. / Jeff J Mitchell / Getty Images

W przystani rybackiej w Gardens- town, niewielkiej wsi w północno-wschodniej Szkocji, zwykle dumnie powiewa szkocka biało-niebieska ­Saltire – flaga z krzyżem świętego Andrzeja. Teraz zastąpiła ją niebiesko-żółta flaga Ukrainy.

Osada nosi nazwę Gardenstown od ok. 300 lat, ale ludzie zamieszkali tu znacznie wcześniej. I wtedy, i teraz wioska żyje z morza. Na przełomie wieków XIX i XX, w szczycie „śledziowej gorączki”, gdy Szkocja była czołowym eksporterem tej srebrzystej ryby, w Gardenstown cumowało ponad 90 rybackich łodzi. Teraz zostało ich tylko 13, ale nadal wypływają w morze, łowią makrele, czarniaki, kraby i homary. Przy przystani, za wąskimi szeregami domów, rozciągają się rybackie szopy.

W tej dość surowej okolicy mieści się kawiarnia Eli’s Coffee, Cakes and Cratfts. Jak nazwa wskazuje, jest tu kawa, są ciastka, są i dzieła lokalnych artystów. Dziś kawiarnia jest zamknięta – spotkanie mają panie z klubu Knit and Natter (czyli: Dziergania i Gadania). Jest herbata i pyszne muffinki, a z kolorowej włóczki na drutach powstają dla Ukraińców szaliki, koce oraz maki, ten charakterystyczny dla Wielkiej Brytanii symbol pamięci. I także rozmowa toczy się o Ukrainie.

To od naszej wioski

– Wszystko zaczęło się w Rosehearty, a stąd akcja pomocy rozlała się na okoliczne wsie. Postanowiłam więc zorganizować punkt zbiorczy w mojej kawiarni. Kiedy była ta pierwsza zbiórka? To działo się tak szybko… – zastanawia się Eli.

– Jeszcze w lutym, niemal od razu, gdy się zaczęło – podpowiada jej Katherine, dziergająca obok na drutach szalik w odcieniach błękitu i szarości.

Gardenstown, liczące tylko ok. 600 mieszkańców, przeprowadziło jak dotąd dwie zbiórki darów dla Ukrainy. Zebrano dość śpiworów, kosmetyków, termosów czy środków opatrunkowych, by wypełnić całą ciężarówkę.

– To była szczodrość całej wioski – podkreśla Eli. – Dary musieliśmy najpierw sami przetransportować do Fraserburgh, stamtąd zabrano je do Aberdeen, a z Aberdeen w konwoju innych ciężarówek ruszyły do Polski.

Od razu po pierwszej zbiórce rzeczy dla ludzi Eli zaczęła zbierać karmę dla zwierząt, a także posłania dla nich, transportery i wszystko, co jest potrzebne domowym zwierzętom podczas ich wojennej poniewierki.

– W Gardenstown kochamy zwierzęta. Podobno jest tu więcej psów i kotów niż ludzi – mówi Katherine. – Widzieliśmy w mediach, że opuszczając domy Ukraińcy zabierają ze sobą zwierzęta. Ja to rozumiem. Bo jak zostawić członka rodziny?

Kolejne zbiórki są w planie, podobnie jak pomoc finansowa. No i powstają ukraińskie maki: Linda pokazuje pierwszą warstwę błękitnych płatków, którą właśnie kończy na szydełku. Kolejne będą żółte.

Maki w Wielkiej Brytanii są symbolem pamięci o poległych żołnierzach i przed dniem 11 listopada – rocznica zakończenia I wojny światowej na froncie zachodnim obchodzona jest jako Dzień Pamięci – politycy, osoby publiczne oraz zwykli obywatele przypinają je do marynarek czy sukienek.

Te zrobione przez panie z klubu Dziergania i Gadania będą sprzedawane, a zyski przekazane na pomoc Ukraińcom. Mają też powstać ręcznie wydziergane koce. Na razie na stole leży jeden, w pięknych pastelowych kolorach. Czy też na sprzedaż? – Być może lepiej przekazać pieniądze, na miejscu będzie wiadomo, na co je wydać. Z drugiej strony ręcznie zrobiony ciepły koc ma dodatkowe osobiste znaczenie – uważa Eli.

– Może w większych miastach takie akcje są odgórnie organizowane, kierowane przez władze. Tu żyjemy w małej zwartej wspólnocie. Jeśli chcemy coś zrobić, to robimy. A teraz każdy chce pomóc – mówi Katherine.

Kościoły razem

W położonych kilkanaście mil od Gardenstown nadmorskich miastach Banff i Macduff, które rozpościerają się po dwóch stronach ujścia rzeki Deveron, akcja pomocy też była lawinowa.

– Zaczęło się od proboszcza Piotra Rytela z kościoła rzymskokatolickiego Our Lady of Mount Carmel w Banff. To on zaczął zbiórkę, a my z pozostałych Kościołów dołączyliśmy później – podkreśla wielebny Hugh O’Brien z Kościoła Szkocji (to prezbiteriański narodowy Kościół w Szkocji).

– W naszej parafii zareagowaliśmy najszybciej, bo po prostu należy do niej wielu Polaków. Powiedziałbym, że 70-75 proc. parafian to Polacy. Dla nas wojna w Ukrainie to wojna u sąsiada, coś, co nas bardzo poruszyło, również ze względu na polskie doświadczenia historyczne. Dary przynosili czasem starsi już ludzie, w których pamięć wojny jest żywa – mówi ks. Rytel, który w Banff pracuje od 2019 r., a wcześniej mieszkał w Inverness.

Pierwszą zbiórkę przeprowadzono w parafii ks. Piotra, jednak jej rozmiary – bo zaangażowali się i Polacy, i Brytyjczycy – szybko przerosły możliwości magazynowania rzeczy. – Nie mogłem już tego sam koordynować, więc połączyliśmy siły z innymi Kościołami – wyjaśnia ks. Rytel. – Współpracujemy też z Polish Association w Aberdeen, z grupą Kołowrotek. Pojechało już przynajmniej sześć ciężarówek do Polski i do Ukrainy.

Dlaczego ludzie z nadmorskich miasteczek i wsi poruszeni są wojną odległą o tysiące kilometrów? – Widzimy w mediach, co się dzieje. Widzimy cierpienie – mówi ks. Rytel. – Mieszkają też tu Ukraińcy. Wiemy, przez co przechodzą, martwiąc się o bliskich w kraju. Jedna z Ukrai- nek w Banff jest w trakcie sprowadzania rodziny z Ukrainy do Szkocji.

Własny dom dla uchodźcy

Wielka Brytania, od lat prowadząca politykę radykalnego ograniczania imigracji, na początku wojny w Ukrainie spotkała się z falą krytyki za nierealistyczne i bezduszne podejście do kwestii ukraińskich uchodźców. Np. jeden z ministrów zasugerował, aby starali się o wizy dla pracowników sezonowych. Ostatecznie Wielka Brytania zapowiedziała, że przyjmie wszystkich potrzebujących, jednak droga na Wyspy jest dla Ukraińców znacznie trudniejsza niż do pozostałych krajów Europy.

Zaproponowano im dwa programy. Jeden to łączenie rodzin, w którym Ukraińcy już mieszkający w Zjednoczonym Królestwie mogą ściągnąć tu najbliższych. Drugi to program „Domy dla Ukrainy”, w którym Brytyjczycy gotowi zaoferować dom Ukraińcom przynajmniej na pół roku są łączeni w „pary” z potrzebującymi uchodźcami. Chętnych do otwarcia swoich domów znalazło się wielu: do programu w pierwszych dniach zgłosiło się ponad 100 tys. organizacji i osób indywidualnych. Wśród nich minister transportu Grant Shapps.

Rządowe struktury, sprawdzające chętnych z obu stron, nie nadążają jednak za odruchem serca obywateli i procedury przyznawania wiz są skomplikowane i czasochłonne. Przede wszystkim zaś polegają na wydaniu wizy, co w przypadku uchodźców samo w sobie jest kontrowersyjne. Aby z kolei wnioskować o wizę, trzeba dostarczyć dużo dokumentów – wielu uciekinierów zapewne ma problem ze spełnieniem tego wymogu.

Według Home Office (odpowiednik polskiego MSW) do 29 marca w ramach programu łączenia rodzin wydano niespełna 23 tys. wiz. W programie „Domy dla Ukrainy” – 2700 wiz.

Kibice dla sierot

Nicola Sturgeon, która stoi na czele szkockiego rządu autonomicznego – zdecydowanie bardziej przyjaznego imigrantom niż rząd w Londynie – zaapelowała o zniesienie obowiązku wizowego i stwierdziła, że każdy Ukrainiec powinien mieć prawo wjazdu do Wielkiej Brytanii ze względów humanitarnych, a kwestie dokumentów można rozwiązać później. Tym samym przyjęła stanowisko zbliżone do krajów Unii Europejskiej. Jednak kwestie imigracji w Zjednoczonym Królestwie regulowane są przez centralny rząd brytyjski, a nie szkocki.

Próbując mimo to ułatwić przyjazd do Szkocji Ukraińcom, szkocki rząd zdecydował się zostać tzw. supersponsorem. To oznacza, że chętni do przyjazdu, a nieznający tu nikogo, mogą w aplikacji wizowej wybrać jako swojego sponsora „szkocki rząd”. Zdaniem władz powinno to przyspieszyć i usprawnić cały proces.

Pod koniec marca do Szkocji przyjechała grupa 52 dzieci z domu dziecka w mieście Dnipro, położonego blisko linii frontu. Ich wyjazd z Ukrainy organizowała fundacja Dnipro Kids, założona przed laty przez kibiców klubu piłkarskiego Hibernian z Edynburga. Ich długą drogę do Polski, oczekiwanie tam na potrzebne dokumenty, a w końcu wyjazd do Wielkiej Brytanii szkockie media relacjonowały dzień po dniu.

Teraz dzieci aklimatyzują się w okolicach Loch Lomond i dziwią się, że w Szkocji nie jest zimno (rzeczywiście, marcowe temperatury sięgające 18 stopni były tu nietypowe). Dzieci zostaną w Szkocji do zakończenia wojny, potem mają wrócić do Ukrainy.

Światło na wzgórzu

Rząd Borisa Johnsona wspiera Ukrainę, przesyłając jej pomoc wojskową. Premier zapowiedział też pomoc humanitarną i gospodarczą w wysokości 400 mln funtów. W sondażach Brytyjczycy wyrażają bardzo silne poparcie dla Ukrainy: np. w marcu aż do 78 proc. wzrosła liczba popierających sankcje nałożone na Rosję. Co więcej, aż 73 proc. Brytyjczyków jest zwolennikami sankcji, nawet jeśli będzie to prowadzić do wzrostu cen energii (to istotne tym bardziej, że Wielka Brytania zmaga się teraz z gwałtownie rosnącymi kosztami utrzymania). Prawie 90 proc. deklaruje, że pilnie śledzi wydarzenia na wschodzie Europy. Dziewięciu na dziesięciu Brytyjczyków martwi się o ukraińskich cywili.

– Zastanawiałem się, jak okazać solidarność Ukrainie – mówi ks. O’Brien z parafii w Macduff. – Modlimy się za Ukrainę. Nadal zbieramy dary, zbieramy też datki, które przekazujemy Kościołowi Szkocji w Edynburgu, a on posyła je dalej. Słyszałem o dwóch ukraińskich rodzinach, które mają tu przyjechać. Pomożemy, jak tylko będziemy mogli. Czujemy się częścią tego, co się dzieje.

Gdy się zaczęło, wielebny O’Brien postanowił zrobić coś jeszcze: usytuowany na wzgórzu kościół w Macduff podświetlono na żółto i niebiesko. – Widać go z drugiego końca zatoki, jak latarnię morską, więc ma to symboliczne znaczenie – wyjaśnia ksiądz.

I podkreśla: – Kościół pozostanie niebiesko-żółty aż do końca wojny. Bez względu na to, jak długo ona potrwa. Po to, żeby okazać solidarność Ukrainie. Ale też po to, żebyśmy my tutaj nie zapomnieli o tej wojnie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Żebyśmy nie zapomnieli