Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oto kandydat wyciąga wnioski z sondaży wyborczych i przekazuje poparcie politykowi o podobnym programie, którego szanse są nieporównywalnie większe. To oczywiste, że na decyzję Religi wpłynął m.in. brak dalszych funduszy na kampanię. Nie zmienia to faktu, że rezygnacja z własnych ambicji w imię zwiększenia szans programu politycznego, który się głosi, to w polskiej polityce rzadka oznaka zdrowego rozsądku.
Fakt, że prof. Religa od tygodni tracił poparcie na rzecz zawodowych polityków świadczy, że wyborcy też kierują się zdrowym rozsądkiem. Zauroczenie niepartyjnymi propozycjami bywa chwilowe (tak byłoby z Tomaszem Lisem i Jolantą Kwaśniewską), na dłuższy dystans wygrywają profesjonaliści z zapleczem, a nie skrzykiwanymi ad hoc komitetami wyborczymi. Rzeczywistość jest taka, że to partie i ich liderzy są podstawą systemu demokratycznego. I jeśli ten system choruje, to kluczem do jego uzdrowienia jest kuracja partii. Przekonało się o tym SLD. Gdyby o preferencjach wyborczych decydowała jedynie gospodarka, lewica szykowałaby się właśnie do drugiej kadencji. Tymczasem zmuszona została przez wyborców do terapii wstrząsowej, o czym przekonało się kilku jej liderów odesłanych z kwitkiem przy konstruowaniu list wyborczych. Czy lewica podniesie się z zapaści, trudno przewidzieć. Lepsze jednak takie mechanizmy obronne, niż wirus Samoobrony.