Zdradzony generał

Generał Władysław Sikorski, którego szczątki naukowcy ekshumują na Wawelu, był jedną z wielu postaci z panteonu wykreowanych nie tyle przez osobiste dokonania, ile przez sytuacje, w jakich znaleźli się w odpowiednim czasie i miejscu. Naród rozdarty przez dwie okupacje wiązał z gen. Sikorskim ogromne nadzieje.

08.07.2008

Czyta się kilka minut

Wystawa "Generał Władysław Sikorski. Polityk i żołnierz" przy krakowskim kościele św. Idziego, lipiec 2008 r. /fot. Grażyna Makara /
Wystawa "Generał Władysław Sikorski. Polityk i żołnierz" przy krakowskim kościele św. Idziego, lipiec 2008 r. /fot. Grażyna Makara /

Nadzieje te wyrażało choćby popularne powiedzonko z pierwszej wojennej wiosny, gdy Polska podzielona była między Rzeszę i ZSRR: "Im słoneczko wyżej, tym Sikorski bliżej".

"To była zbrodnia polsko-brytyjska. Sikorskiego i oficerów z jego otoczenia zamordowano w pałacu gubernatora Gibraltaru. Później Brytyjczycy zainscenizowali katastrofę samolotu, poświęcając przy okazji swych obywateli" - taką tezę postawił na łamach "Tygodnika Powszechnego" historyk i dziennikarz Dariusz Baliszewski, który badał okoliczności śmierci generała.

PRZECZYTAJ... >

Choć zawsze miał zażartych politycznych przeciwników, ci umilkli po jego tragicznej śmierci. Odtąd, jako je­den z nielicznych w najnowszej historii Polski, został symbolem jednoczącym różne orientacje. Jego polityczny wizerunek popularyzowano od lat 60. także w PRL, po cichu licząc na to, że przykryje nieco portret Wielkiego Marszałka, którego był wszak antagonistą. Potwierdzają to badania opinii publicznej, sytuujące Sikorskiego na czołowej pozycji w hierarchii narodowej tradycji. Czy jednak na tak wysoką lokatę rzeczywiście zasłużył?

Polityk na lepsze czasy

"Jest człowiekiem wyrozumowanego kompromisu - pisał podpułkownik Leon Mitkiewicz. - Z dwóch rozwiązań (...) najczęściej wybiera to, które będzie najwięcej pojednawcze, które wywołuje najmniej sprzeciwów i nie przeciwstawia się w niczym poglądom innych". Opinia ta, pochodząca od człowieka generałowi bliskiego, świadczy, że był materiałem na doskonałego polityka gabinetowego, czego dowiódł jako jeden z najwybitniejszych i najskuteczniejszych premierów II Rzeczypospolitej [w latach 1922-23 - red.]. Tragedia Polski polegała wszakże na tym, że w najtrudniejszym w jej nowożytnych dziejach momencie potrzebowała przywódcy i męża stanu, którym co prawda Sikorski bardzo pragnął być, ale którym nigdy nie został.

Ksawery Pruszyński miał pretensje, że Sikorski nie potrafił zdobyć się na krok desperacki - porozumienie ze Stalinem, mimo zgodnej i negatywnej opinii polityków, wojska oraz narodu. Aby tego dokonać - zauważał Pruszyński - "trzeba być czymś więcej niż premierem. Trzeba być Chrobrym. (...) Trzeba brać na swoje barki decyzję za cały naród i całe stulecia". Pogląd to efektowny, ale nie w pełni przekonujący, bo zakładający, że partner będzie dotrzymywał reguł gry. Oto bowiem czeski przywódca Edvard Beneš, który poszedł podobną drogą, stracił w ciągu kilku lat z mandatu Kremla wszystko: władzę, suwerenność kraju, a nawet integralność terytorialną republiki pomniejszonej, na zasadzie moskiewskiego dyktatu, o Ruś Zakarpacką.

Bardziej pouczająca, acz­kolwiek przykra, będzie analogia z generałem Charle­s’em de Gaulle’em, który rozpoczynając wychodźczą działalność w roku 1940 w Londynie - w o wiele trudniejszej sytuacji niż polski generał - potrafił przetrwać wszystkie kryzysy i osiągnąć, dzięki konsekwencji, swe polityczne cele. Miał jednak za sobą zaplecze w postaci imperium kolonialnego, podczas gdy za Polakiem stała tylko sprawiedliwość...

Self-made man

Władysław Eugeniusz Sikorski urodził się w 1881 r. w Tuszowie Narodowym pod Mielcem. Przedwczesna śmierć ojca, nauczyciela szkoły ludowej, nie zamknęła przed zdolnym chłopcem drogi do wiedzy. Dzięki po­mocy życzliwych protektorów, a później własnej zapobiegliwości i energii ukończył gimnazjum, a następnie Wydział Dróg i Mostów Politechniki Lwowskiej. Trudne warunki życiowego startu sprawi­ły, że znał i cenił wartość pieniądza. Po objęciu posady w urzędzie namiestnika Galicji zaczął prowadzić szybko rentujące in­teresy w branży naftowej i wydawało się, że stanie się jed­nym z pierwszych w Polsce self-made manów - człowiekiem, który zro­bi majątek i karierę jedynie dzięki własnej obrotności.

Akuratny w interesach, wiódł szczęśliwe życie rodzinne. Dobry i troskliwy (co prawda do czasu) mąż, najczulszą miłością i opieką otaczał jedyne dziecko: Zofię. Córka odpłacała mu równym przywiązaniem, w latach wojny będąc mu sekretarką i jedyną prawdziwą powiernicą. Towarzyszyła mu zawsze, aż do tragicznego startu z lotnis­ka w Gibraltarze...

Sikorski, podobnie jak wielu w jego pokoleniu, marzył o odbudowie Polski. Jesienią 1907 r., gdy w Galicji zjawił się Piłsudski, przyłączył się doń z entuzjazmem. Z racji odbycia regularnego przeszkolenia wojskowego (był podporucznikiem rezerwy) i sto­sunków, jakie zdołał sobie wyrobić, był dla przybyszy z Kongre­sówki współpracownikiem nader cennym.

Nic zatem dziwnego, że po wybuchu I wojny światowej osadzono go na kluczowym stanowisku szefa Departamentu Wojskowego Naczelnego Komi­tetu Narodowego: ponadpartyjnej organizacji patronującej czy­nowi zbrojnemu i odgrywającej rolę pośrednika między Le­gionami a władzami austriackimi. W roli tej spisywał się świetnie. Jednak wrodzony galicyjski realizm powodował, że za najkorzys­tniejszy wynik wojny uznawał uparcie utworzenie pod egidą Habsburgów "Polskiego Piemontu", czyli przyłączenie do Galicji części ziem zaboru rosyjskiego i w najlepszym razie przekształcenie Austro-Węgier w państwowość trialistyczną przez podniesienie Galicji do rangi trzeciego członu monarchii.

Skutkiem stało się rozejście z Piłsudskim, gdy ten zerwał z Austrią i Nie­mcami. Sikorski pozostał wierny dotychczasowym sojusznikom jeszcze przez rok, aż do lutego 1918 r. Spóźniony odruch buntu kosztował go parę tygodni internowania.

Znakomity żołnierz, gorszy polityk

Po wybuchu niepodległości zameldował się w odradzającym się od podstaw wojsku. Piłsudski, mający słabe oparcie w korpusie oficer­skim, puścił w niepamięć spory i powierzył mu najwyższe stanowiska. A Sikorski żołnierzem okazał się znako­mitym. Już w 1905 r. zwierzał się przyjacielowi: "wojskowość (...) odpowiadałaby bardzo mojej istocie duchowej". Przeświadczenie to okazało się słuszne. Najpiękniej­szą kartę zapisał w kampanii 1920 r., gdy na czele 5. Armii skutecznie osłaniał podczas bitwy warszawskiej flankę nacierających na bolszewików sił głów­nych. Szef fran­cuskiej misji wojskowej gen. Maxime Weygand podkreślał, że wykazał się zarówno "spokojem, stanowczością", jak i "zręcznością manewrową". Piłsudski ocenił i docenił talenty oraz osiągnięcia Sikorskiego. W tajnej opinii podkreślał jego "dobre oko operacyjne i zdatność do wyższego dowodzenia", mimo "braku większego wykształcenia wojskowego". Z uwagi na zdolności organizacyjne, umiejętność improwizacji, łatwość w obcowaniu z ludźmi i posługiwaniu się nimi, a także "inteligentny, żywy umysł i lekki charakter" Marszałek postulował, by w razie wojny mianować Sikorskiego dowódcą szczebla armijnego, szefem sztabu Naczelnego Wodza lub ministrem spraw wojskowych.

W grudniu 1922 r., po zabójstwie prezydenta Gabriela Narutowicza, Sikorski przyjął - za zgodą Marszałka - tekę premiera. Na czele rządu stał jak na owe czasy długo, bo niemal pół roku. Przywrócił nadszarpnięty zbrodnią autorytet państwa, także międzynarodowy, wzmacniając więzy sojusznicze z Francją, którą jednak traktował z pozycji klientarnej, czego nigdy nie wybaczyli mu piłsudczycy. Mimo sukcesów okazało się w końcu, że jako polityczny debiutant nie jest w stanie skupić wokół siebie dostatecznie trwałej koalicji parlamentarnej.

Do rządu wrócił w lutym 1924 r., jako minister spraw wojskowych. Potwierdził uznane już zdolności administracyjne i organizacyjne, wzmacniając potencjał armii i dokonując wielkich zakupów sprzętu i uzbrojenia. Osiągnięcia i rosnąca popularność generała stanęły jednak na zawadzie Piłsudskiemu, dążącemu skrycie do powrotu do władzy. Współpracownicy Marszałka, a potem i on sam, rozpoczęli brutalną nagonkę na ministra, dezawuując nie tylko jego dokonania, ale również niekwestionowaną bojową sławę, a wreszcie nawet i patriotyzm.

Zamach majowy zastał Sikorskiego na stanowisku dowódcy Okręgu Korpusu we Lwowie. Choć zasłaniając się groźbą irredenty ukraińskiej, zachował wobec bratobójczej wojny neutralność, Piłsudski uznał taką postawę za przejaw tchórzostwa - spodziewał się napotkać antagonistę po drugiej stronie frontu. Postanowił odebrać mu wszel­kie możliwości działania, przenosząc w 1928 r. (jako minister spraw wojskowych) pod swoją komendę.

Pozbawiony zajęcia i szykanowany także przez następców Marszałka, Sikorski gorzkniał. Z konieczności oddał się pisarstwu politycznemu i wojskowemu - niezłej pró­by, choć nie tak świetnemu, jak głosili apologeci. Gorzej było z próbami czynnych działań: fiaskiem zakończyły się podejmowane m.in. z byłym premierem Wincentym Witosem próby konsolidacji antypiłsudczykowskiej opozycji, jak też intrygi, jakie snuł, próbując z pomocą francuskich przyjaciół doprowadzić za wszelką cenę do obalenia znienawidzonego ministra Becka. Z zapiekłej nienawiści do sanacji posunął się nawet do tego, że w 1938 r., w momencie, gdy zaistniała możliwość hipotetycznej wojny między oboma państwami, przekazał polskie plany wojenne Czechom.

Przywódca samotny i nieufny

W 1939 r., gdy zbyto jego gotowość służby na polu walki, Sikorski udał się do Paryża. Będąc jedyną niekwestionowaną al­ternatywą dla skompromitowanych klęską, a do tego internowanych w Rumunii przywódców obozu sanacyjnego, przejął urzędy premiera i Naczelnego Wodza. Odtąd kierować miał polityką polską samodzielnie i samowładnie, biorąc odpowiedzialność nie tylko za jej sukcesy, ale i klęski.

Lata politycznej abstynencji zostawiły jednak na osobowości generała niezatarte piętno. "Zmniejszyła się jego stanowczość, wzmogła nieufność - pisał bliski mu Kajetan Morawski. - W najbardziej rzeczowej opozycji doszukiwał się wrogości w stosunku do własnej osoby. Źle znosił sprzeciwy, a zarazem ulegał zmiennym wpływom". Podkreślał to również Eugeniusz Kwiatkowski: "Niewątpliwe zalety i nieprzeciętne wartości tkwiące w osobowości (...) Sikorskiego były dość często usuwane w cień, albo nawet niwelowane całkowi­cie przez gwałtowne wybuchy (...) drugorzędnych (...) cech jego charakt­eru. W rzeczywistości krzewiły się w nim najbardziej sprzeczne i przeciwstawne właściwości duchowe, z których jedne reagowały szybko i prawidłowo na sprawy wielkie i doniosłe, gdy inne były uczulone i wrażliwe na podniety zaprawione ślepą nienawiścią, uporem i jadem zemsty".

Co gorsza, jeśli żywił do kogoś zaufanie, to jedynie do najbliższych i wypróbowanych od lat przyjaciół, do doboru których w polityce miał wy­jątkowo niefortunną rękę. Dobór ten nie miał charakteru merytorycznego i przebiegał na podstawie dwu kryte­riów: osobistej lojalności i nieprzejednania w stosunku do Piłsudskiego i jego następców.

A że przy tym popierał szereg decyzji powziętych w swoim najbliższym otoczeniu, wobec którego "był za ufny, za wierzący, być może za słaby", konsekwencje bywały groźne. Jego ministrowie okazywali się bądź nieudolni, bądź zajadle fanatyczni, a przez to wręcz szkodliwi dla sprawy, jaką pragnęli reprezentować. Tak czy inaczej, przez ich i swoje błędy Sikorski obrócił przeciw sobie wiele wpływowych osobistości - i to niekoniecznie z kręgów piłsudczykowskich.

Sprawa polska i polskie spory

Osobisty autorytet, na punkcie którego był nader czuły, budował za wszelką cenę, głównie za pomocą frazesów i płytkich ges­tów. Na taśmie filmowej utrwalono przypadkiem charakterystycz­ną scenę: Sikorski, usadowiony podczas uroczystej Mszy o kilkana­ście centymetrów za prezydentem Władysławem Raczkiewiczem, ukradkiem w trakcie nabożeństwa podsuwał swój fotel do przodu, aby na pamiątkowej fotografii znaleźć się z nim w jednej linii.

Inną, nasilającą się z czasem wadą generała, wynikającą z pogłębiającego się egotyzmu, była skłonność do ulegania pochlebstwom i upajania się wszelkimi, nawet protokolarnymi, atrybutami władzy. "Chodził nadęty jak purchawka. »Ja... Ja... Ja...« - słyszało się bez przerwy - relacjonuje bliższy kontakt z Sikorskim przypadkowy świadek jego ostatniej w życiu podróży inspekcyjnej. - Ja to mówiłem Churchillowi... Ja to ze Stalinem załatwię...".

Klęska Francji w 1940 r. - w której zwycięstwo wierzył nawet wtedy, gdy losy kampanii były już rozstrzygnięte - potwierdziła obawy wielu prze­ciwników generała, dowodząc jego całkowitego braku nie tylko politycznej, ale i strategicznej orientacji. Zaprze­paścił bowiem wówczas z kretesem z takim trudem odtwarzane wojsko. Generałowi, wyżywającemu się dotąd w krytyce poprzednich władz II RP, które - jego zdaniem - opuściły haniebnie kraj i armię, nie przyniosła chwały nader pospiesznie podjęta ewakuacja do Londynu, czego świadectwem stał się porzucony na jakiejś francuskiej szosie galowy mundur z najwyższymi odznaczeniami. Podjęta w rezultacie przez prezydenta Raczkiewicza próba zdymisjonowania Sikorskiego nie powiodła się jednak, gdyż generał uciekł się do bezpośredniej pomocy Brytyjczyków i wiernych sobie oficerów.

Precedens rozgrywania spraw polskich obcymi rę­kami był szczególnie niebezpieczny. Jego efektem stał się niezwyczajny nacisk ze strony Foreign Office, jaki wywarto na Polaków w czerwcu 1941 r., aby zgodzili się jak najszybciej podpisać kompromisowe porozumienie z nowym i upragnionym sojusznikiem Londynu: Związkiem Sowieckim. Przeciwnicy generała rozważali, czym się powodował: "czy zasadniczą jakąś koncepcją oparcia Polski o Rosję choćby kosztem ofiar czy ustępstw (chociaż wszystkie doświadczenia uczą, jak śliską jest droga karmienia krokodyla...), czy wierną służbą każdemu, kto jest możnym partnerem, jak to było w tamtej wojnie (a więc kwestia charakteru), czy wreszcie chęcią tworzenia tam polskiej armii pod hasłem »dużo, byle jak i prędko«". On sam tłumaczył, iż wiedząc, że w sowieckich więzieniach i łagrach codziennie giną setki rodaków, czuł się w obowiązku ocalić im życie.

Sojusznicy oszukują, generał rusza w podróż

Stosunki z Moskwą stały się od tego momentu osią polityki Sikorskiego. W rozmowach podjętych osobiście ze Stalinem, a potem w spro­wokowanej przezeń rozgrywce, liczył na poparcie anglosaskich sojuszników oraz ich potęgę polityczną i gospodarczą, dzięki której mieli dyktować pokój zarówno rozbitym Niemcom, jak również wykrwawionym Sowietom. Rachuby okazały się płonne, bo alianci, a zwłaszcza prezydent Roosevelt, notorycznie oszukiwali Polaków, mamiąc ich rzekomym poparciem i porozumiewając się potajemnie z ZSRR.

Polityka polska legła w gruzach wiosną 1943 r., wraz z ujawnieniem przez Niemców prawdy o Katyniu i cynicznym zawieszeniem stosunków dyplomatycznych z rządem polskim przez Stalina, który obrócił pokłosie zbrodni na swoją korzyść.

Sikorski poleciał wówczas w zadziwiająco długą podróż inspekcyjną do wrzącej oburzeniem, ewakuowanej z ZSRR armii gen. Władysława Andersa. Czy jedynie po to, by uspokajać nastroje? Być może szło o coś nieporównanie ważniejszego: nawiązanie sondażowego kontaktu z emisariuszami z Moskwy, aby wybadać w ten sposób prawdziwe intencje ZSRR.

Istnieją przesłanki, że wobec bezspornych dowodów wiarołomności zachodnich sojuszników i nieustępliwości Stalina, żądającego już nie tylko cesji granicznych, ale i poddania Rzeczypospolitej swej kurateli (symptomatyczne stało się tu powołanie całkowicie służebnego Związku Patriotów Polskich), generał przemyśliwał o zasadniczej reorientacji polskich priorytetów wojennych i otwarciu jawnego konfliktu z Sowietami, bodaj nawet czy nie za cenę wyłamania się z obozu alianckiego.

Do Londynu wracał przez Gibraltar. Stamtąd 4 lipca 1943 roku o 23.07 wieczorem wystartował do ostatniego lotu...

Tajemnica Gibraltaru

Katastrofa gibraltarska stanowi do dziś jedną z najwięk­szych i wciąż niewyjaśnionych zagadek II wojny światowej. Wiele dla jej rozwikłania uczynił Dariusz Baliszewski, wykazując w swym telewizyjnym programie "Rewizja nadzwyczajna", a następnie w cyklu artykułów drukowanych w "Newsweeku" omyłki, błędy i przede wszystkim fałszerstwa oficjalnej dokumentacji oraz snując własne hipotezy na temat biegu wypadków (powtórzył je później, jako własne, autor dwu poczytnych książek o Gibraltarze, Tadeusz Kisielewski). Symptomatyczne jest tu stanowisko władz brytyjskich: jak kiedyś Sowieci w sprawie Katynia, wzdragają się one do dziś przed ujawnieniem opatrzonych wciąż klauzulą tajności dokumentów gibraltarskich.

Jeśli odrzucić zatem hipotezę wypadku - obaloną po dokonaniu komputerowych symulacji startu generalskiego Libera­tora, przez prof. Jerzego Maryniaka z Instytutu Techniki Lotniczej i Mechaniki Stosowanej Politechniki Warszawskiej ("Samolot przez cały czas był sprawny technicznie i świadomie sterowany. Nie runął, tylko wodował na powierzchni morza"), co zresztą z podziwu godnym uporem ignoruje większość historyków - pozostaje postawić pytanie: cui prodest?

Beneficjentem zamachu, co ukazała sekwencja kolejnych wydarzeń, był niewątpliwie Stalin, bo usunięcie Sikorskiego sparaliżowało naczelne wła­dze Rzeczypospolitej i ułatwiło mu ostateczne rozegranie karty polskiej wedle własnego scenariusza. Ponieważ Sowieci nie mieli możliwości swobodnego działania w najpilniej wówczas strzeżonej bazie brytyjskiej (kilka dni później nastąpiła inwazja na Sycylię), Stalin zapewne postawił Churchilla w sytuacji bez wyjścia, szantażując podjęciem separatystycznych rozmów pokojowych z Niemcami, z którymi nawiązał już zresztą wstępne kontakty.

***

Dla Polaków śmierć gen. Sikorskiego stała się tragedią.

Odczucia ogółu - a zwłaszcza kraju oceniającego sytuację z dystansu - oddaje spontaniczny okrzyk jednego ze świadków katastrofy: "To Polska stracona!".

Oczywiste było, że mimo wszystkich błędów Sikorskiego jego zgon zadał sprawie suwerenności niepodległości Rzeczypospolitej cios ostateczny.

PAWEŁ WIECZORKIEWICZ (ur. 1948) jest historykiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się dziejami XX w., historią Rosji/ZSRR i dziejami wojskowości. Autor wielu książek, m.in. "Ostatnich lat Polski niepodległej", "Stalina i generalicji sowieckiej w latach 1937-1941", "Polski. Dziejów politycznych ostatnich dwustu lat", "Historii politycznej Polski 1935-1945".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2008