Zapomniana wojna

W niedzielę Achmed Kadyrow został wybrany prezydentem Czeczenii. Choć, jak twierdzą obserwatorzy i dziennikarze, elekcja przebiegła spokojnie, nie można nazwać jej demokratyczną. Mimo to kremlowska propaganda przedstawia wybory jako kluczowy element “procesu pokojowego".

12.10.2003

Czyta się kilka minut

---ramka 315823|prawo|1---W wyborach bezkonkurencyjny okazał się faworyt Kremla i dotychczasowy szef prorosyjskiej administracji Czeczenii. Nie dlatego, że zdołał zdobyć zaufanie Czeczenów: po prostu nie miał konkurentów. Kreml w porę się ich pozbył. Rosja dzięki wyborom chciała zyskać uznanie dla polityki na Kaukazie i legitymizację władz w Groznym. Mimo to nie stworzyła choćby namiastki demokratycznego wyboru (pomijając fakt, że prawo międzynarodowe zakazuje przeprowadzania wyborów na terenach, gdzie toczy się konflikt zbrojny). Na miejscu zabrakło niezależnych obserwatorów, a fałszerstwa były na porządku dziennym: w głosowaniu wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy rosyjskich żołnierzy stacjonujących w republice, zawyżono też liczbę uprawnionych do głosowania (fikcyjni głosowali oczywiście na Kadyrowa).

Kandydatów było wielu...

Już przebieg kampanii wyborczej pozwalał sądzić, że elekcja będzie kolejną imitacją demokracji. Zgłosiło się wielu kandydatów i wydawało się, że szanse na elekcję ma co najmniej kilku: Rusłan Chasbułatow (były przewodniczący Rady Najwyższej FR, profesor i doświadczony polityk), Asłambek Asłachanow (czeczeński deputowany do Dumy), Malik Sajdułłajew i Husejn Dżabraiłow (biznesmeni i liderzy czeczeńskiej diaspory w Moskwie). Achmedowi Kadyrowowi (znienawidzonemu przez ludność Czeczenii byłemu separatyście, którego oddziały - werbowane pośród byłych bojowników oraz przestępców - terroryzują republikę) niezależne sondaże nie dawały więcej niż 12 proc. głosów. Minęło kilka tygodni i... Chasbułatow zrezygnował, Dżabraiłow wycofał się pod naciskiem Kremla, Asłachanow nie mógł odmówić “prośbie" prezydenta Putina, który zaproponował mu stanowisko doradcy, a Sajdułłajewa wykluczył Sąd Najwyższy Czeczenii w związku z rzekomymi naruszeniami proceduralnymi. Zadaniem sześciu pozostałych kandydatów, których nazwisk większość Czeczenów nigdy nie słyszała, było odgrywanie konkurencji dla Kadyrowa. Rosjanie nazywają to “zarządzaniem demokracją".

Wybory były częścią tzw. polityki “czeczenizacji", którą Kreml forsuje od ponad roku. Polega ona na legitymizacji i stopniowym przekazywaniu rządów w Czeczenii w ręce prorosyjskich władz i doprowadzeniu do pokoju w republice. Jednocześnie Kreml odrzuca negocjacje z bojownikami - z prezydentem Asłanem Maschadowem na czele - uznając ich za terrorystów.

23 marca w Czeczenii odbyło się referendum konstytucyjne. Za przyjęciem konstytucji, określającej republikę jako nieodłączną część Federacji Rosyjskiej, “opowiedziało" się 96 proc. głosujących, przy frekwencji sięgającej 86 proc. Ludzie zmuszani byli do głosowania na “tak", a agitacji przeciw konstytucji zabroniono - trwały aresztowania i zabójstwa przeciwników, tysiące żołnierzy patrolowały ulice miast.

Na początku czerwca rosyjska Duma uchwaliła amnestię, której oficjalnym celem było zachęcenie bojowników do złożenia broni. Ale amnestia podczas obecnej wojny już była, w latach 1999-2000. Wtedy około 500 partyzantów oddało broń i podpisało prośby o amnestię. Niemal wszyscy zniknęli bez śladu. Ich rodziny przemierzają Czeczenię szukając o nich wiadomości. Jak się okazało, celem ostatniej amnestii też nie było skłonienie partyzantów do zaprzestania walki. Jej zasady ustalono w taki sposób, że - jak pisały niezależne rosyjskie gazety - na przebaczenie win mogli liczyć najwyżej “kucharze w górskich obozach bojowników". Kogo więc amnestionowano? Około 300 rosyjskich żołnierzy, którzy dopuścili się przestępstw wobec ludności cywilnej oraz 170 członków prorosyjskich ugrupowań zbrojnych.

Kolejnym krokiem miało być wypłacenie Czeczenom odszkodowań za domy - 350 tys. rubli na rodzinę (ponad 10 tys. dolarów). Rekompensaty zaczęto wypłacać pod koniec września, jednak już na drugi dzień okazało się, że większość pieniędzy jak zwykle trafiła do kieszeni urzędników w Moskwie i Groznym.

Potrójni zakładnicy

Temat czeczeński nie istnieje już w powszechnej świadomości w takim stopniu jak kilka lat temu. Tymczasem niemal codziennie dochodzi do starć między oddziałami rosyjskiej armii i prorosyjskiej milicji czeczeńskiej a bojownikami, wybuchów min, ostrzałów federalnych posterunków wojskowych. Co miesiąc w Czeczenii ginie około setki rosyjskich żołnierzy i milicjantów, a niezależne media i organizacje pozarządowe twierdzą, że od początku obecnego konfliktu w republice poległo co najmniej 10 tys. żołnierzy. Obok wojny rosyjsko-czeczeńskiej toczy się również stymulowana przez Kreml wojna domowa. Jej stronami są bojownicy, których formalnym przywódcą jest Maschadow i zwolennicy Kadyrowa, który zanim w 1999 r. przeszedł na stronę Rosjan, był “separatystycznym" muftim Czeczenii.

Czwarty rok wojny wniósł do konfliktu groźne elementy - terrorystyczne zamachy samobójcze oraz przenoszenie działań zbrojnych na sąsiednie republiki kaukaskie. Cezurą był zamach na moskiewskiej Dubrowce (23 października 2002 r.), kiedy grupa czeczeńskich terrorystów zajęła budynek teatru biorąc około 800 zakładników i żądając wycofania wojsk federalnych z Czeczenii. Od tego czasu w Czeczenii, Inguszetii, Osetii Północnej miało miejsce osiem samobójczych ataków terrorystycznych, w których zginęło prawie 300 osób. Przeciągająca się wojna i okupacja republiki wywołała niebezpieczne procesy w społeczeństwie: wielu Czeczenów, których kultura i tradycja potępia podobne formy walki i której obcy jest radykalny islam, zaczyna je popierać. Z kolei - jak twierdzi m.in. dziennikarz Radia Swaboda Andriej Babicki, który przebywał niedawno w Czeczenii - “większa część ruchu oporu walczy dziś pod hasłem dżihadu. To nie jest już wojna narodowo-wyzwoleńcza, lecz religijna".

Ludność cywilna jest zakładnikiem trzech walczących stron: armii rosyjskiej, bojowników i zwolenników Kadyrowa. Poddawani terrorowi, codziennie stojący w obliczu śmierci ludzie nie wierzą nikomu. Są zmęczeni wojną i poprą każdą władzę, która zapewni im bezpieczeństwo. Obrońcy praw człowieka alarmują, że zabójstwa, tortury, gwałty, porwania dla okupu, nocne naloty tzw. szwadronów śmierci, handel organami ludzkimi, sprzedawanie ciał zabitych ich rodzinom, nocne areszty połączone z okrutnym znęcaniem się, przetrzymywanie ludzi w specjalnie wykopanych jamach, ostrzeliwanie wiosek przez artylerię i lotnictwo są w Czeczenii na porządku dziennym. Jak twierdzi Oleg Orłow, znany obrońca praw człowieka i członek organizacji “Memoriał": “Obecny terror rosyjski w Czeczenii zaczyna przewyższać stalinowski z lat 30. XX w.". Według “Memoriału" od początku obecnej wojny zginęło co najmniej 40 tys. cywilów, tysiące przepadło bez wieści, setki tysięcy uciekło. Tylko w 2002 r. na czeczeńskich polach minowych zginęło ponad 5 tys. ludzi (dla porównania w Afganistanie w tym samym roku- 1,2 tys.)

Potiomkinowska wioska Putina

Polityka Władimira Putina wobec Czeczenii nie wynika z wiary w słuszność i skuteczność stosowanych metod. Ostatnie lata pokazały, że nie przynoszą one rezultatów. Sytuacji nie zmieni także wybór Achmeda Kadyrowa, który tylko umocni przestępczy, oparty na terrorze reżim i przystąpi do brutalniejszej rozprawy z przeciwnikami.

Celem Kremla jest przekonanie Rosjan (a także społeczności międzynarodowej) przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi, że Putin chce doprowadzić do pokoju w Czeczenii. W przypadku rosyjskiego społeczeństwa nie będzie to trudne, nie raz bowiem dawało ono wyraz podatności na propagandę. A ta nie próżnuje. Telewizja niemal codziennie donosi o kolejnych “pokojowych" osiągnięciach, otwieranych szpitalach, szkołach, pojmanych “terrorystach" itd. Obawiając się poważniejszego kryzysu w Czeczenii, Kreml unika przed wyborami ryzykowanych posunięć i woli utrzymywać obecny stan pół-wojny, pół-pokoju. Celem rosyjskiej polityki jest także informacyjna i faktyczna izolacja Czeczenii od świata.

Kreml oddala perspektywę zakończenia konfliktu, przekształcającego się w chroniczną chorobę Rosji. Zamiast zakończyć wojnę, Putin tworzy w Czeczenii potiomkinowską wioskę informacyjną.Taka polityka w każdej chwili może odbić się czkawką, a kolejna “Dubrowka" zakończyć się dla Putina mniej “pomyślnie" niż ubiegłoroczna.

MACIEJ FALKOWSKI jest pracownikiem Ośrodka Studiów Wschodnich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2003