Zanim wysłuchamy Papieża

Polska religijność miała runąć po śmierci naszego papieża. No i nie runęła. Wprost przeciwnie: ta śmierć zmobilizowała Polaków. Następca - wbrew przepowiedniom - został przez Polaków przyjęty życzliwie, właśnie jako następca, bez rozżalenia, że nie jest taki sam jak Jan Paweł II, bez pretensji, że jest Niemcem.

15.05.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

"Trwajcie mocni w wierze" - tak brzmi hasło papieskiej pielgrzymki do Polski. Nie wiem, czy jego autorem jest sam Benedykt XVI, czy też zostało ono zasugerowane przez kogoś z Polski. Takich rzeczy nigdy się z całą pewnością nie wie. Można snuć domysły i mój domysł autorstwo przypisuje Papieżowi.

Mamy tu do czynienia z parafrazą zdania z listu św. Pawła do Koryntian: "Czuwajcie, trwajcie mocno w wierze, bądźcie mężni i umacniajcie się!" (1 Kor, 16, 13). Parafrazą, bo oryginał kładzie nacisk na "trwanie w wierze", a hasło pielgrzymki, choć eksponuje trwanie, zakłada moc wiary i to właśnie ujęcie sugeruje osobę Autora. Zwrot ten można znaleźć w jednym z dawnych tekstów kard. Ratzingera: "Musimy, mocni w wierze, wyznając prawdę w miłości, przeciwstawiać się błędowi także wtedy, kiedy ma on pozory miłosierdzia, które miłością Pana chce ogarnąć błądzących". Mowa o kwestionowaniu rzeczywistego istnienia szatana.

Mocni w wierze... Papież, jeszcze jako teolog, arcybiskup, kardynał i prefekt Kongregacji, poświęcił wierze mnóstwo uwagi: mocy, którą daje wiara, "słabości w wierze", a także zagrożeniom i wyzwaniom, wobec których stoi dziś Kościół i człowiek wierzący. Czy o tym będzie do nas mówił?

Nieźle...

"Trwajcie!"... Brzmi to jak wezwanie na czas próby. "Trwajcie" mówi się ludziom, którym grozi załamanie, pokusa kapitulacji lub dezercji. "Trwajcie (mocni) w wierze" - jest oczywiście wezwaniem skierowanym do wierzących, bo nie mogą trwać w wierze niewierzący.

Zanim wysłuchamy słów Papieża, zastanówmy się więc nad naszą wiarą i nad jej trwaniem. Polska jest w świecie postrzegana jako kraj wybitnie katolicki - i słusznie. Statystyki praktyk religijnych, liczba powołań, znaczenie Kościoła w życiu społeczeństwa wyróżniają Polskę wśród krajów europejskich. Odwiedzający nas Włosi, Francuzi, Niemcy są pod wrażeniem wypełnionych w niedziele kościołów, młodych pielgrzymów na Jasnej Górze, katolickich szkół i wyższych uczelni, zainteresowania sprawami religijnymi (np. obecnie sporami wokół Radia Maryja) itp.

Do niedawna tłumaczono to przywiązaniem Polaków do Jana Pawła II. Polska religijność miała - zdaniem utrzymujących to komentatorów - runąć po śmierci naszego papieża. No i nie runęła. Wprost przeciwnie: ta śmierć zmobilizowała Polaków. Do tej pory marzyli przede wszystkim o zdjęciu z Janem Pawłem II, teraz masowo zainteresowali się, kim był i co powiedział. Następca - wbrew przepowiedniom - został przez Polaków przyjęty życzliwie, właśnie jako następca, bez rozżalenia, że nie jest taki sam jak Jan Paweł II, bez pretensji, że jest Niemcem. Co do tego, jak będzie przez Polaków przyjęty i jak będzie słuchany, nie mam najmniejszych wątpliwości. A więc obraz naszej wiary w oczach patrzących z zewnątrz prezentuje się zupełnie nieźle.

...czy niedobrze

Oglądany z bliska ukazuje jednak rysy. Jedna z nich to życiowa praktyka wiary. Jakże często bywa ona utożsamiana z wykonaniem kilku religijnych praktyk: niedzielnej Mszy, odmówienia porannych i wieczornych modlitw, dorocznej spowiedzi, powstrzymania się od spożywania potraw mięsnych w piątek. Im wierniej przestrzegane, tym - uważa się - religijność większa. Tymczasem z dnia na dzień zanika zainteresowanie sprawami rzeczywiście ważnymi. Można zaobserwować, jak ofiarą tego procesu stały się już dwa sakramenty: małżeństwo i spowiedź. Jeszcze niedawno to pierwsze było uznawane (przynajmniej w teorii) za normalną drogę do rozpoczęcia wspólnego życia dwojga ludzi. Dzisiaj, za milczącym - owszem, niekiedy jeszcze bolesnym - przyzwoleniem rodziny i społeczności wierzących, małżeństwo staje się potwierdzeniem istniejącego długo niesakramentalnego związku ochrzczonych. Statystyki rozpadu małżeństw, małżeństw powtórnych - niesakramentalnych, uzasadniają wątpliwości co do percepcji sakralnego wymiaru "ślubu kościelnego" ("co Bóg złączył, człowiek niech się nie waży rozdzielać"). Czy zawarcie sakramentalnego związku nie staje się po trochu rodzinnym happeningiem, świetnie wpisanym w obrzędowość świata laickiego?

Znamienne są też przemiany w traktowaniu spowiedzi. Oczywiście trudno mówić o zaniku praktyki sakramentu pojednania, jaki się obserwuje w niektórych krajach zachodnich. Wciąż jeszcze przed świętami Wielkanocy i Bożego Narodzenia, mamy, mniejszy co prawda niż przed kilkunastu laty, napływ wiernych do konfesjonałów. Obawiam się jednak, że ta doroczna spowiedź często wiąże się z tym rodzajem rozumienia wiary, który ks. Tomasz Węcławski określił jako "wiara według określonego porządku", albo "wiara tych, którzy wierzą tak, jak się należy" ("Królowanie Boga. Jeszcze trzy objaśnienia wyznania wiary Kościoła", Poznań 2005). W tym ujęciu religijny kształt życia sprowadza się do pewnego ustalonego porządku postaw, czynności, zachowań i form. Może to być - pisze poznański teolog - ograniczone do kilku podstawowych religijnych obowiązków (postów, modlitw) i kilku zasad dotyczących marginesu życiowych spraw (np. unikanie przekleństw). Może to być bardzo niewielka życiowa przestrzeń, ale też można na tej zasadzie zorganizować sobie prawie całe życie, np. w przypadku duchownych. Wiara jest tu rozumiana jako wierność obowiązkom. Oceny siebie i innych dokonuje się według religijnych zachowań, spowiedź sprowadza się niemal wyłącznie do rozliczenia z religijnych praktyk i grzechów przeciw szóstemu przykazaniu. Przy takim rozumieniu wiary bardzo trudno pojąć potrzebę jakiejkolwiek poważniejszej zmiany. To wszystko, co się w schemacie obowiązków i ich wykonania nie mieści, jest odrzucane jako przesada lub niepotrzebne dziwactwo.

Do innej kategorii, według ks. Węcławskiego, należą wyznawcy "wiary według oczekiwań", wiary "po coś" albo "bo coś". Oni wierzą, bo szukają bezpieczeństwa, opieki Bożej, sensu życia itp. Gdy wiara, którą wyznawali, nie spełnia tych oczekiwań, jeśli nie odkryją swej pomyłki, uznają, że ją stracili.

Autor "Królowania Boga" wymienia jeszcze kategorię "wiary według niezwykłości". Oparciem dla niej jest "sprawiona przez Boga nadzwyczajność". Reprezentanci tej postawy dopatrują się owej nadzwyczajności wszędzie, a trudności zaczynają się z odkryciem, że "nadzwyczajność" była wytworem religijnej wyobraźni. Nieufność wobec takich postaw może zresztą prowadzić do całkowitego zamknięcia na rzeczywiście niezwykłe sprawy wiary.

Kategorią, która w klasyfikacji ks. Węcławskiego najbardziej odpowiada treści słowa "wierzyć", jest "wiara w miłość". Autor omawia ją obszernie, ja wspominam o niej, by uświadomić, że często bierze się za wiarę coś, co może, ale nie musi, być co najwyżej wstępem do wiary.

Kardynał i Kołakowski

Wydaje mi się, że ubywa tych, którzy "wierzą według ustalonego porządku", przybywa zaś ludzi, którzy szukają osobistego spotkania z Bogiem. Ewolucja wiary Polaków zmierza w kierunku jej pogłębienia i interioryzacji, co w społeczeństwie pluralistycznym ma swoje konsekwencje. Wskazywał na nie kard. Ratzinger, pisząc w roku 2000: "Czy świadomość chrześcijańska niepostrzeżenie nie pogodziła się z poglądem, że wiara w Boga pozostaje zjawiskiem subiektywnym, należącym do sfery życia prywatnego, a nie do sfery życia publicznego, w którym ludzie, by móc ze sobą współpracować, muszą się organizować etsi Deus non daretur (na wypadek, gdyby Bóg nie istniał)? Czyż poszukujący nie musieli znaleźć drogi, która byłaby odpowiednia również na wypadek, gdyby Bóg nie istniał? Stąd niejako automatycznie pojawiało się przekonanie, że gdy wiara wychodzi poza obręb Kościoła, by działać w sferze publicznej i na rzecz ogółu, nie sposób przyznać Bogu jakiejkolwiek funkcji, że należy Go pozostawić tam, gdzie zawsze było Jego miejsce: w intymnej sferze prywatnej, która nie może obchodzić innych ludzi. Dlatego nie potrzeba było szczególnej niedbałości, czy wręcz świadomego zanegowania, żeby pozostawić Boga jako Boga bez funkcji. Zwłaszcza że imienia Bożego dość często nadużywano" ("Wprowadzenie w chrześcijaństwo", Kraków 2006).

Narasta, także w ludziach wierzących, przekonanie, że realne wybawienie człowieka należy do sfery polityki i ekonomii. Wiara jest podtrzymaniem na duchu i dostojnym dziedzictwem kulturowym, jednak realne życie społeczeństwa musi być organizowane według zasad rachunku ekonomicznego i norm ustalanych przez demokratyczne głosowanie. Na ten rodzaj myślenia kard. Ratzinger odpowiada, przywołując polskiego filozofa: "W swej drodze myślowej Leszek Kołakowski z naciskiem zwracał uwagę, że wykreślenie wiary w Boga, koniec końców pozbawia etos jego podstaw - jakkolwiek by się starać tego uniknąć. Jeśli ktoś nie uznaje, że świat i człowiek pochodzą ze stwórczego rozumu, który swą miarę ma zapisaną w samym sobie i w który wpisuje się ludzka egzystencja, to pozostają mu jedynie »przepisy drogowe« ludzkiego zachowania, które można projektować i uzasadniać z punktu widzenia ich wartości użytkowej; to pozostaje mu jedynie kalkulacja skutków (...). Lecz jaki człowiek potrafi wyjść w swych sądach poza skutki widoczne w aktualnym momencie? (...) Na gruncie kalkulacji skutków nie może być mowy o nienaruszalności godności ludzkiej, ponieważ nic nie jest dobre czy złe samo w sobie".

Tak mówi Kołakowski, ale który polityk będzie - nawet śladem Papieża - czytał Kołakowskiego?

Wiara i personel

Sposoby i granice odniesień do wiary w sprawach życia publicznego w Polsce nigdy nie zostały do końca przemyślane. Nie ma wątpliwości, że związki ludzi Kościoła z establishmentem podkopują autorytet Kościoła jako instytucji. Zabieranie głosu przez hierarchów w kwestiach politycznych bywa nie najlepiej przyjmowane. Panuje zresztą dość powszechne przekonanie, że Kościół nie powinien się do polityki mieszać - bez rozróżniania, czym jest zaangażowanie w politykę, czym wyrażanie opinii dotyczących spraw politycznych w kategoriach religijnych i moralnych.

Jest jeszcze kwestia tego, jak na wiarę wpływa sposób funkcjonowania instytucji kościelnych. Zaufanie, jakim się w Polsce cieszy "Caritas", świadczy, że w tej dziedzinie, tak bardzo wyeksponowanej przez Benedykta XVI jako istotna dla obecności Kościoła, nie jest najgorzej. Nie najgorzej funkcjonują też inne nowe instytucje

kościelne jak hospicja domowe, domy samotnej matki, szkoły katolickie, prowadzone zwykle przez zakony, czy duszpasterstwa akademickie. Kształt i styl starych kościelnych instytucji, począwszy od parafii, przeżywa swoistą ewolucję. Oparty na klerykalnej centralizacji, wytworzony w latach PRL-u model parafii z niejakim trudem przekształca się w model ośrodka wspólnoty. Wiadomo, z jaką nieufnością księża odnoszą się do idei rad ekonomicznych, w których świeccy zostają dopuszczeni do administrowania finansami parafii, jak partriarchalne bywają układy między proboszczem a wikarymi oraz między duszpasterzami i wiernymi. Dla większości wierzących spotkanie z Kościołem to po prostu spotkanie z proboszczem lub wikariuszem własnej parafii przy okazji zamawiania Mszy św., ślubu, pogrzebu i wizyty duszpasterskiej, czyli kolędy.

Nie twierdzę, że popularny serial telewizyjny "Plebania" prezentuje idealny model proboszcza i parafii, sądzę też, że od sporadycznych (czy całkiem sporadycznych, nie wiem) spięć, niekiedy gorszących - zwłaszcza, gdy chodzi o pieniądze - większym problemem jest pewnego rodzaju rozmijanie się duchownych i świeckich. Kazania, które nie podejmują rzeczywistych problemów ludzi wierzących lub podejmują je

w sposób niefortunny, zdawkowe traktowanie człowieka w konfesjonale, niedbała liturgia, kompletnie różne sfery zainteresowań świeckich i księży, prowadzą do rozczarowania i w następstwie do dyskretnego oddalania się od instytucji. Mamy więc takich, którzy nie odchodzą od wiary, mają jednak dość "personelu" kościelnego. To też, pomijając ocenę tych postaw i sytuacji, składa się na obraz Polaków "mocnych (?) w wierze".

Na zakończenie chciałbym przypomnieć starą typologię wyróżniającą wiarę magiczną, socjologiczną i wiarę z wyboru. Wiara magiczna, oparta na lęku przed tajemniczym światem, służy oswajaniu tego świata mocą religijnych czynności. Socjologiczna - czerpie siłę ze społeczności, która narzuca określony język, interpretację świata i zachowań. Wiara z wyboru jest wynikiem wolnej decyzji człowieka, który odpowiada na wezwanie Boga.

Jeśli w Polsce liczba praktykujących maleje, to wzrasta liczba tych, którzy wierzą "z wyboru". Są to ludzie dociekliwi i krytyczni. W instytucji, która swą architekturę (materialną i organizacyjną) wykształciła w innych epokach, nie zawsze znajdują dla siebie miejsce. Zarzuca się im np., że ich wiara jest "wybiórcza", na co odpowiadają, że po prostu jest uczciwa. Dociekając, dlaczego mają przyjąć określone treści, nie zadowalają się zużytymi schematami i często zniechęceni odchodzą - nie od wiary, ale od instytucji, która wiarę miała reprezentować.

Nowe pokolenie wierzących nie interesuje się instytucją Kościoła jako taką. Nie interesują go mechanizmy działania Kurii Rzymskiej ani spory Episkopatu z Radiem Maryja. Jeśli interesuje ich biskup albo papież, to tylko jako świadek wiary. Jeśli w tym ich zawiedzie, nie będzie interesował ich wcale.

W jakiej wierze mają trwać Polacy? Z pewnością nie chodzi o obronę oblężonej twierdzy. Często się słyszy, że Kościół katolicki nie jest w stanie odpowiedzieć na religijne potrzeby współczesnych ludzi, a to z powodu sztywnych dogmatów i przerostu organizacji. Takiemu twierdzeniu przeczą - zdaniem kard. Ratzingera - liczne ruchy religijne i sukces Światowych Dni Młodzieży.

Może Papież Ratzinger powie nam, w czym mamy trwać, a co możemy spokojnie zostawić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2006