Zamiast wspomnień

O kulturze niezależnej lat 80. można opowiadać w kontekście historycznym, ale czy nie lepiej zastanowić się, jak wpłynęła na naszą teraźniejszość? Czym poskutkowała - na dobre i na złe? O czym zapomnieliśmy?

14.12.2010

Czyta się kilka minut

Za 20-30 lat ktoś przygotuje na pewno kolejną wystawę poświęconą kulturze niezależnej lat 80. Zapewne będzie ona wyglądać zupełnie inaczej niż ta, którą oglądać właśnie możemy w krakowskim Muzeum Narodowym. Przyszły kurator - urodzony długo po 1989 r. - spojrzy na sztukę okresu Solidarności innymi oczami, bez prywatnych wspomnień. Zapewne część prac, które teraz znalazły swoje miejsce w salach muzealnych, zostanie przezeń odrzucona. Dołączą natomiast inne, pominięte dzisiaj (mnie brakuje trochę Grupy Łódź Kaliska, która kpiła wtedy z jakichkolwiek zaangażowań).

Nie tylko krużganki

Jednak wystawa "Pokolenie ’80. Niezależna twórczość młodych w latach 1980-89" nie jest ani wspominkowym spotkaniem weteranów tamtych czasów, ani próbą jakiejkolwiek martyrologicznej ich mitologizacji. Mimo że zrealizowano ją z okazji trzydziestolecia Niezależnego Zrzeszenia Studentów w ramach projektu edukacyjnego Instytutu Pamięci Narodowej (ceremonialność rocznic zawsze jest niebezpieczna). Duża w tym zasługa kuratora: Tadeusza Boruty, jednego z najważniejszych animatorów i uczestników tamtych zdarzeń - malarza i eseisty (jego wnikliwe teologicznie teksty poświęcone sztuce dawnych mistrzów znane są dobrze czytelnikom "Tygodnika").

Oczywiście, Boruta ma własną drogę twórczą, własne poglądy - własną tradycję. Jednak na wystawie, którą wyreżyserował, skonfrontował swoje prace z myśleniem tak odrębnym jak to, które wyrażało się w działalności grup NAO Sternhoch, Neue Bieremiennost, Luxus czy Gruppa. Wystawa obejmuje bowiem różne nurty kultury niezależnej, nierzadko przeciwstawne: tę z krużganków klasztornych, tę "powielaczową", związaną z podziemnym ruchem wydawniczym, tę ze strychów i piwnic, która starała się wypracować "trzecią drogę" (poza opresyjnym państwem, ale i poza Kościołem), wreszcie tę, która wybrała działania stricte anarchistyczne.

Waloru wielowątkowości można się domyślić już na wstępie, wchodząc na piętro MNK. Na dwóch równoległych ścianach oglądamy dwa równoległe zapisy filmowe: na jednym obserwujemy największego barda Solidarności Jacka Kaczmarskiego, na drugim - koncert punkowy (gdzie dziś rodzą się tak radykalne ideologicznie subkultury?). To dwa bieguny krakowskiej wystawy.

Można by o niej opowiadać w kontekście historycznym, ale czy nie lepiej zastanowić się, jak (jeśli w ogóle) ówczesna kultura niezależna wpłynęła na naszą teraźniejszość - nie tylko kulturalną? Czym poskutkowała - na dobre i na złe? O czym - być może: niestety - zapomnieliśmy?

Dzicy i kajdany

Zacząć trzeba od tego, co w latach 80. działo się w kościołach i krużgankach klasztornych, które zaczęły pełnić funkcję niezależnych galerii i sal wykładowych. Z dzisiejszej perspektywy wydaje nam się, że dominowały wtedy wystawy "bogoojczyźniane", wyrosłe z romantyzmu, w których obowiązek oporu wobec reżimu politycznego wygrywał z artystyczną wartością prezentowanych dzieł.

I rzeczywiście, ich jakość bywała mizerna. Ale równolegle pojawiały się głosy krytyczne, by przypomnieć znany tekst Krystyny Czerni pt. "Kryzys sztuki zaangażowanej", w którym pisała o wszechobecnych w niej kratach, łańcuchach, kajdanach, przewiązanych oczach, purpurowych draperiach, utrwalających jedynie stereotypy.

Ostrzeżenia krytyczki związanej z miesięcznikiem "Znak" i "Tygodnikiem Powszechnym" miały podstawy, skoro symboliczno-ekspresjonistyczny język "sztuki z kruchty" odbił się nam czkawką po 1989 r., kiedy zaczęto używać go przy każdej okazji - o czym świadczyła forma warszawskich manifestacji różnych grup zawodowych walczących o swoje interesy, scenariusze kampanii wyborczych, sukcesy radykalnych środowisk politycznych, język debaty publicznej, upolitycznienie życia religijnego...

Należy jednak pamiętać, że kultura rodząca się w tamtych latach w środowiskach przykościelnych nie była wyłącznie "teologią polityczną". Ojciec Jan A. Kłoczowski, czy ks. Józef Tischner nie byli politykami. A tłumy, które przychodziły, by ich posłuchać, które rozchwytywały ich teksty, nie szukały polityki, ale pocieszenia. Lata 80. to jeden z nielicznych okresów w polskiej historii, w których tak istotną rolę pełniła filozofia religii, w których tak zawzięcie dyskutowano o sprawach wiary, w których swoim życiem duchowym dzielili się (bez misjonarstwa) wierzący, agnostycy, niewierzący.

Obrazy Tadeusza Boruty i Aldony Mickiewicz to bardzo intymny, ale mocno wpisany w tradycję chrześcijańską zapis ich własnych doświadczeń metafizycznych. Na znakomitej wystawie "W stronę osoby", która miała miejsce u krakowskich dominikanów w 1985 r., obok ich prac pojawił się drapieżny obraz Zbyluta Grzywacza: nie wiemy, czy kobieta w krótkiej spódnicy, spod której wystaje bielizna, to pijana prostytutka, która oparła się o jakiś słup, czy Maria Magdalena. Czy dziś takie przedstawienie przyjąłby jakikolwiek kościół?

Inną propozycją były wystawy w mieszkaniach i strychach realizowane np. przez galerię Zderzak, która w latach 80. sprowadzała do Krakowa warszawskich artystów Gruppy, "dzikich", których inspirowała działalność Andrzeja Wróblewskiego. Kiedy patrzę na "Bieg czerwonych ludzi" albo "Siewcę i żniwiarza" Jarosława Modzelewskiego, podziwiam nie tylko warsztatową jakość tego malarstwa, ale i umiejętność budowania metaforycznego skrótu. Lubię ironię "Wielkiego Muru Dynastii Tsi, czyli naszego domu jednorodzinnego" Ryszarda Woźniaka. Pozorną niedbałość, która budzi w odbiorcy poczucie niepokoju, odnajdywaną w pracach Pawła Kowalewskiego. Znakowość obrazów Marka Sobczyka. Rozedrganie i delikatność olejów Włodzimierza Pawlaka. To nierzadko obrazy metapolityczne.

Niedawno Edward Dwurnik, odnosząc się do lat. 80, starał się dowieść swojego pierwszeństwa i wyższości nad Gruppą. Cenię część obrazów tego - bardzo modnego - malarza. Ale większość z nich (także Dwurnikową "Bitwę pod Grunwaldem, wystawioną właśnie na Wawelu) oglądam szybko. Zbyt szybko. To cena, którą płaci artysta za liczbę "produkowanych" dzieł. Prace "dzikich" z Gruppy wymagają więcej czasu.

Sztuka pre-krytyczna

Kiedy przechodzi się przez sale muzealne, pojawia się też pytanie, skąd po 1989 r. wziął się tak duży opór wobec sztuki krytycznej i nowych form wyrazu, które zaproponowała. Nie chodzi tu o obecność na wystawie prac Grzegorza Klamana i Mirosława Bałki, "wyklętych" na początku lat 90., ale o to, że znajdujemy tu wyraźną zapowiedź zmiany, do której dojdzie w sztuce polskiej po przełomie 1989 r. Odpowiedź jest zapewne banalna: o ile wystawy kościelne, patriotyczne Szopki i Groby Pańskie miały liczną publiczność, o tyle działania artystów związanych z takimi środowiskami jak Luxus, NAO Sternhoch czy Neue Bieremiennost znane były tylko nielicznym.

Choć nie do końca. Bo przecież w spektakularnych, anarchistycznych happeningach Pomarańczowej Alternatywy uczestniczyły tysiące wrocławian, zaś hasła "Papier toaletowy dla wszystkich!", "Wolność dla krasnoludków!", "Święci Mikołajowie, łączcie się!" rozchodziły się po całym kraju. Kto wie, czy w jakimś sensie kontynuacją akcji "Majora" Fydrycha nie są dzisiaj działania społeczne Rajkowskiej czy Althamera?

Kiedy patrzę na przypominającą trójkolorową wyklejankę temperę Jerzego Truszkowskiego pt. "A War Flag" (1985), w której w znak jin i jang wpisana została mozaika składająca się z pocisków, czołgów, statków wojennych i samolotów, przypominają mi się "Więzy krwi" Katarzyny Kozyry. "Obnażenie" Zbigniewa Bajka (1984 rok) przywołuje na myśl cykle Zofii Kulik. Przed rzeźbą Marka Kijewskiego pt. "Rozmyślania króla Zygmunta III na temat kobiety upadłej na duchu" zastanawiam się, czy gdyby powstała po 1989 r., nie wywołałaby oskarżeń o obrazę uczuć patriotycznych.

Krakowska prezentacja otwiera nowe pola do rozmowy o sztuce polskiej. Może następnym krokiem powinna być wystawa, która zestawiłaby działalność artystyczną lat 80. z pierwszą dekadą wolnej Polski - konfrontując je, ale poszukując także zbieżności i kontynuacji.

"POKOLENIE ’80 - niezależna twórczość młodych w latach 1980-89"; Muzeum Narodowe w Krakowie; kurator: Tadeusz Boruta; wystawa, której towarzyszy katalog, została zrealizowana w ramach projektu edukacyjnego IPN z okazji 30-lecia NZS.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2010