Zamęt w bastionach Platformy

Warszawa i Gdańsk – dla PO nie ma ważniejszych miast na politycznej mapie Polski. Utrata jednego z nich może być gwoździem do trumny partii.

05.03.2018

Czyta się kilka minut

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz w tunelu pod Martwą Wisłą, kwiecień 2016 r. / JAN RUSEK / AGENCJA GAZETA
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz w tunelu pod Martwą Wisłą, kwiecień 2016 r. / JAN RUSEK / AGENCJA GAZETA

Nie wygląda to dobrze: w stolicy kampania Rafała Trzaskowskiego przygasła, nim na serio ruszyła. Na wybrzeżu Platformie z kolei grozi podział i bratobójcza walka między obecnym prezydentem miasta Pawłem Adamowiczem a Jarosławem Wałęsą.

Rafał Trzaskowski przygotowuje konwencję wyborczą – plany mówią o maju. Na razie – jak słyszymy w PO – rozgląda się, rozpoznaje potrzeby i gromadzi pomysły. A także cieszy się sondażami, w których jest o włos od wygranej już w I turze. Startuje w tandemie z Pawłem Rabiejem z Nowoczesnej. Są na siebie skazani, ale prowadzą odrębne kampanie. – Trzaskowski i Rabiej pracują osobno na własną popularność. Kandydatura na wiceprezydenta to eksperyment polityczny – mówi jeden z polityków PO.

Trzaskowski ma wytłumaczenie: to nie amerykańska kampania prezydencka. Kandydat PO dyplomatycznie zapewnia, że z Rabiejem się konsultuje, choć na zewnątrz tego nie widać. Bardzo prawdopodobne zresztą, że dołączy do nich kolejny kandydat na wiceprezydenta, aby przekonać do siebie lewicowych wyborców.

Do aliansu z Trzaskowskim prze bowiem SLD. Jeśli się nie uda, Sojusz może stoczyć się w niebyt. Faworytem SLD do fotela zastępcy jest Sebastian Wierzbicki, który pracuje dla Ratusza Hanny Gronkiewicz-Waltz jako wiceprezes Pałacu Kultury i Nauki. Z kolei lewica skupiona wokół Barbary Nowackiej chciałaby skrzyknąć ruchy miejskie i Partię Razem – w kontrze do bloków PO i PiS.

Warszawska trampolina

W biurze Trzaskowskiego przy ul. Pięknej mnóstwo książek. Dominują nie te o stołecznym samorządzie, ale o polityce zagranicznej i UE. To jego domena. W gabinecie cieni PO wciąż jest szefem MSZ. Jeden z najbardziej perspektywicznych polityków PO 40+ nie był entuzjastą własnej kandydatury na prezydenta Warszawy. Ale partia – w osobie Grzegorza Schetyny – wzywała, więc nie odmówił.

Podobnie było w 2013 r., gdy na wezwanie Donalda Tuska złożył mandat europosła i na niespełna rok został ministrem administracji i cyfryzacji: ugrzązł w e-resorcie, który istniał tylko na papierze. Stawił się karnie, choć Tusk de facto go zdegradował. Potem odżył przy premier Ewie Kopacz, jako wiceminister ds. europejskich.

Prezydentura stolicy dla Trzaskowskiego może być trampoliną nawet do przywództwa w partii – jeśli najpierw wygra, a potem podoła urzędowi. Wówczas przestałby być siwiejącym, wiecznym talentem, a stałby się realnym liderem.

Na razie zamiast w pełni zajmować się własną kampanią, musi odpowiadać na atak ze strony dawnego kolegi. Warto przypomnieć, że zaraz po ogłoszeniu swojej kandydatury sam się zlustrował w internecie. W żartobliwym tekście napisał, że „w młodości pijał tanie wina, z rzadka palił zioło i bywał niegrzeczny”. Wpis rozniósł się po portalach społecznościowych. W ostatnich dniach uwagę przykuł jednak szokujący wpis autorstwa Michała Dzięby – przed laty współpracownika Tuska i Trzaskowskiego. Zarzucił on kandydatowi PO zażywanie narkotyków, romans i wysługiwanie się biznesmenowi. Trzaskowski już zapowiedział pozew, podkreślając, że jego dawny kolega leczy się psychiatrycznie, czego Dzięba zresztą nie kryje. To najgłośniejszy akord w kampanii Platformy w ostatnich dniach.

Celem Trzaskowskiego jest wygrana w I turze. Sondaże pokazują, że to realne. Kupowanie lojalności Nowoczesnej i SLD za obietnicę udziału we władzy to niska cena. Zwłaszcza że pozycja negocjacyjna tych partii jest słaba – startując samodzielnie mogą nie wejść do rady miasta.

Wymuszone uśmiechy

Równie wymuszona jak antypisowski alians w stolicy jest koalicja PO z Nowoczesną w wyborach do sejmików, a także najpewniej w dużych i średnich miastach. Katarzyna Lubnauer przejęła od Ryszarda Petru partię, która dołuje w sondażach, ma także mizerne struktury lokalne – samodzielny start tylko obnażyłby słabość „partii telewizyjnej”. Lubnauer lepiej było odtrąbić sukces zawiązania koalicji z PO i targować się o cenę jednoczenia opozycji. Partie bardziej dla pozoru opracowały minimum programowe „Bliżej ludzi”.

Za kulisami uśmiechającej się koalicji jednak trzeszczy. Także w samej Platformie. W atmosferze skandalu partia wyrzuciła niegdyś wpływowego Jacka Kozłowskiego, byłego wojewodę mazowieckiego. Oskarżył on kierownictwo warszawskiej PO o „ustawienie” wyników wewnętrznych wyborów w stolicy. Z kolei były wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz odszedł sam, nazywając Schetynę „politykiem w stylu cinkciarza spod Peweksu w latach 70.”.

Na takim tle Trzaskowski będzie – słyszymy w PO – prezentował siebie jako wizjonera o europejskich horyzontach. Chcącego brać to, co najlepsze z zachodnich metropolii. A że rozwój Warszawy jest zależny od pieniędzy z Unii, to, jak mówi jeden z jego współpracowników, PO może wykorzystać fakt, iż jako polityk obeznany z mechanizmami działania UE będzie te pieniądze sprawnie przyciągał. Im więcej sposobów na odwrócenie uwagi od afery reprywatyzacyjnej, tym lepiej.

Jak dotąd jednak Trzaskowski nie ma z kim rywalizować, bo PiS ociąga się z wyborem kandydata. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski jest bezbarwny, a wiceministra Patryka Jakiego obciąża trwający kryzys polsko-izraelski, choć w sondażach wypada lepiej. Stąd PiS sonduje inne warianty, np. wystawienie szefa KPRM Michała Dworczyka – decyzja ma zapaść na przełomie kwietnia i maja.

Projekt Wałęsy

O ile w Warszawie rysuje się koalicja Platformy, Nowoczesnej i SLD, to w Gdańsku – jak mówi jeden z ważnych polityków opozycji – aż się gotuje.

Od 20 lat prezydentem Gdańska jest Paweł Adamowicz – dziś bezpartyjny, ale związany z PO (był jednym z jej założycieli). Z kolei Jarosław Wałęsa – o czym mówił w wywiadzie dla „TP” – marzy o prezydenturze Gdańska od pięciu lat. Jako europoseł mieszkał z rodziną w Brukseli, ale przeprowadził się do Gdańska, by nie stawiano mu zarzutu, że bliższe są mu korytarze Parlamentu Europejskiego niż uliczki rodzinnego miasta. Kłopot w tym, że choć w Trójmieście wszyscy znają nazwisko Wałęsy, to w samej Platformie nie jest on popularny. – Nie znam Jarosława Wałęsy i nie wiem, co chce zaproponować wyborcom w Gdańsku. Oczekuję konkretów, jak miałyby wyglądać jego rządy – mówi Beata Dunajewska, radna PO.

Za pieniądze PE Wałęsa nagrał spot, w którym przekonywał, że choć dziś już posiwiały i w garniturze, to jest chłopakiem z gdańskiego blokowiska, w młodości popijającym z kumplami piwo w Parku Oliwskim. – Gdańsk ma nową, młodą twarz – rzucił w poincie filmu.

Dla niego starą, niewymienianą z nazwiska twarzą jest Paweł Adamowicz. Gdy w 1998 r. Polacy wciąż przeliczali nowe tysiące na stare miliony, Adamowicz rządził już w Gdańsku – a dziś chciałby rządzić już szóstą kadencję. Razem prawie ćwierć wieku. Dlatego Wałęsa w wywiadach podkreśla, że Adamowicz przy okazji poprzednich wyborów nieoficjalnie obiecywał: to ostatnia kadencja. A skoro znów chce kandydować, to znaczy – sugeruje Wałęsa – że kłamał. Jeszcze w listopadzie 2017 r. Adamowicz mówił, że „nie będzie kandydował z własnego komitetu wyborczego” i „nie będzie rozbijał prodemokratycznych, proeuropejskich sił w Gdańsku”. Teraz nazywa to „pewnym wahaniem”.

– Gdybym miał walczyć np. z Jarosławem Wałęsą, to stałoby się bardzo źle. Na pewno w Gdańsku ludzie byliby zdezorientowani. Czy jednak taki scenariusz się spełni, to już zależy od Platformy. Z takiej próby sił nikt nie wyjdzie bez szkód – mówi w rozmowie z „TP”.

Obaj kandydaci obrali jednak kurs kolizyjny. Na pytanie o kandydowanie Wałęsa odpowiedział: „Możliwe, że będę musiał”. Na razie nie ma widoków na przesilenie i rezygnację któregoś z nich.

Rozłam w gdańskiej PO na obozy Adamowicza i Wałęsy jest realny, bo ordynacja wyborcza nakazuje kandydatowi na prezydenta zarejestrować swój komitet do rady miasta i zgłosić kandydatów na radnych. Mówi polityk PO z Pomorza: – Jeśli ktoś nie dostanie miejsca na liście Platformy, to co mu pozostanie? Pójdzie do Adamowicza.

Gdy rozmawiałem z Lechem Wałęsą, na pytanie, czy chce, aby jego syn został prezydentem Gdańska, odpowiedział, że nie: – Bo to ciężka robota. Jarek jest po wypadku na motorze. Przed wypadkiem to jeszcze bym nawet chciał, ale po jest bardzo mocno zmaltretowany i potrzebuje lat, żeby jakoś z tego wyjść. Odradzam mu ten pomysł. W tym wieku synowie rzadko słuchają ojców. Mnie też w rodzinie mówili, żebym nie wchodził w politykę, bo źle na tym wyjdę – mówił Wałęsa senior.

Ale to była tylko kokieteria. Lech Wałęsa w rzeczywistości wykorzystuje autorytet, jakim cieszy się w Gdańsku, by torować synowi drogę do Ratusza. – Dwie kadencje i do widzenia – mówił Wałęsa do Adamowicza, którego zwał „swoim przyjacielem”, by pozbyć się konkurenta dla syna. Były prezydent przy okazji poprzednich kadencji Adamowicza tak głośno mu tego nie radził. Przeciwnie: zawsze go popierał.

Grillowanie Adamowicza

Sondaż GFK na zlecenie Radia Gdańsk pokazał, że według gdańszczan największe szanse na wygraną ma Adamowicz (41 proc.), za którym uplasowali się Jarosław Wałęsa (26 proc.) i Agnieszka Pomaska (11 proc.). Z kolei w badaniu Kantar dla „GW” na Adamowicza (jako kandydata niezależnego) chciało głosować 26 proc. – raptem o dwa punkty procentowe więcej niż na Wałęsę juniora. I jeszcze jedna liczba: co trzeci wyborca Adamowicza z 2014 r. chce teraz głosować na Wałęsę. Z kolei Ewę Lieder z Nowoczesnej popiera 6 proc. Sondaże można mnożyć, ale wniosek jest prosty: w Gdańsku liczą się tylko Adamowicz i Wałęsa, a ich szanse są wyrównane. PiS jest tłem. Najpopularniejszy pretendent do prezydentury z ramienia PiS – Kacper Płażyński (syn Macieja Płażyńskiego) – za sukces mógłby uznać wejście do II tury.

Dyżurny argument PO, aby odstawić Adamowicza na boczny tor, brzmi: trwa jego proces w sprawie nieprawdziwych informacji w oświadczeniach majątkowych. Nie wpisał do nich dwóch z siedmiu mieszkań i nie wykazał łącznie ok. 500 tys. zł oszczędności. Adamowicz przyznał się do „mechanicznego” powtarzania błędu i złożył korekty oświadczeń.

Proces nabiera rozpędu, choć dwa lata temu niemal się zakończył. Na polecenie prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry śledczy złożyli wówczas odwołanie od postanowienia sądu o warunkowym umorzeniu sprawy. Dzięki temu majątek Adamowicza jest znów prześwietlany.

– Trzymam się zasady domniemania niewinności, ale mam pewne obawy i ryzyko aresztowania bądź skazania Pawła Adamowicza mnie przeraża – mówi Beata Dunajewska. Wyrok oznaczałby utratę stanowiska i wprowadzenie do miasta komisarza z PiS.

Prokuratura wciąż zajmuje się Adamowiczem co jest dziś na rękę Platformie. Mimo to Adamowicz profesjonalnie przygotował się do ponownego zgłoszenia swojej kandydatury: mówi wyuczonymi formułkami, odbył tournée po mediach. A lokalną Platformę przelicytował, dając młodzieży darmowe przejazdy komunikacją miejską, choć wcześniej był przeciw. Potem zepsuł Schetynie urodziny – zadzwonił do niego właśnie tego dnia i poinformował, że startuje bez względu na niego i partię. Ma nawet gotowe hasło wyborcze.

Między PO a Nowoczesną trwa tymczasem przydługi kontredans. Schetyna wygłasza kwestie o poszukiwaniu wspólnego kandydata, a w rzeczywistości szuka najniższej ceny za poparcie Wałęsy przez Nowoczesną. Z kolei Lubnauer oficjalnie prezentuje swoją partyjną koleżankę jako kandydatkę, choć Ewa Lieder wcześniej deklarowała gotowość poparcia Wałęsy. Syn przywódcy Solidarności liczy z kolei na jak najszybsze namaszczenie przez obie partie.

Bruksela nie kusi

Prezydent Gdańska pod koniec minionego roku liczył, że proces zostanie zakończony szybko, co miało mu otworzyć drogę do nominacji od PO. Stało się odwrotnie, a zeznania świadków wydają się kłopotliwe. Owo pół miliona – wedle relacji Adamowicza – miało stanowić darowiznę ze strony dziadków jego żony dla prawnuków. W sądzie urzędniczka Urzędu Skarbowego wspominała, jak żona Adamowicza przekonywała, że dziadkowie mieli dysponować tak wielką kwotą, bo babcia była krawcową „dla elity”. Z kolei dziadek miał przywieźć walizkę pieniędzy wracając z Niemiec, gdzie był na robotach. Urząd nie dał temu wiary. Dziadkowie już nie żyją.

To meandry, ale dla lokalnej polityki ważne. Z nieoficjalnych rozmów z działaczami Platformy wynika, że w partii przecierano oczy ze zdumienia. – Co jeszcze może wyjść? – pytają. Takie argumenty są dla PO i N wygodne, bo obie partie i bez nich chętnie pozbyłyby się Adamowicza z Ratusza.

Szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer wprost powiedziała o nim, że jest „skompromitowany”, i wykluczyła poparcie. A kandydatka ugrupowania na prezydenta Gdańska, Ewa Lieder, mówi: – W polityce zaczęłam działać z powodu wściekłości na działania Pawła Adamowicza. Dziś, tak jak w 2014 r., startuję przeciwko niemu. Nie mogłabym poprzeć jego szóstej kadencji. Rządzi już 20 lat. Wystarczy. Co miał zrobić dobrego, to zrobił. A co zepsuł, to czas w końcu naprawić.

Platforma była gotowa dać Adamowiczowi – wedle jego uznania – dobre miejsce na listach do Parlamentu Europejskiego, które mają się odbyć pół roku po samorządowych, albo do Sejmu lub Senatu – za kolejne pół. Byle tylko nie ubiegał się o szóstą kadencję w Gdańsku. Delegacja do Brukseli byłaby dla niego wygodna, bo to i immunitet, i duże pieniądze, więc w PO liczono, że przystanie na zamianę stołków z europosłem Wałęsą.

Tyle że Adamowicz nie chce być jednym z wielu w Brukseli. Woli być pierwszym w Gdańsku. Nie on jeden. ©

Autor jest dziennikarzem Gazeta.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2018