Za i przeciw

23.03.2003

Czyta się kilka minut

Rzadko się zdarza sytuacja tak ambiwalentna, jak w przypadku konfliktu wokół Iraku. Jeśli ktoś pragnie być obiektywny, trudno mu ustalić, po której stronie spoczywa ciężar racji. Można gromadzić argumenty zarówno na rzecz tego, by prezydent Bush wycofał się z planów wojennych, jak i na rzecz ataku.

Jean-Franęois Revel napisał książkę -znam ją z krytyki w „Foreign Affairs” - o źródłach francuskiego antyamerykanizmu. Według Revela chodzi o narastającą zazdrość i zawiść wywołaną stopniowym osłabieniem pozycji Francji. Im Ameryka stawała się potężniejsza, uniemożliwiając Francji pozyskanie statusu mocarstwa, tym większa była ta niechęć, dziedziczona przez kolejnych polityków francuskich. W dodatku język francuski został zdetronizowany jako język międzynarodowy.

Chirac od dawna był proiracki, nazywano go nawet Chirac-Irak. To Francuzi wybudowali w Iraku reaktor mający generować pluton, a rozbity później bombami przez Izraelitę, który zginął niedawno w Kolumbii. Wielki koncern francuski Elf poczynił znacznie inwestycje w irackiej ropie, teraz trochę przyhamowane. Jednym słowem, szeregistotnych, czysto ekonomicznych więzów łączy Paryż z Irakiem i w ogóle ze światem arabskim, także ze względu na Arabów-imigrantów mieszkających we Francji.

Natomiast uczestnictwo Niemców w antybushowej ofensywie wywołane jest raczej przyczynami wewnątrzpolitycznymi. Schroder zagrał kartą antyamerykańską, by wygrać wybory, wie bowiem, że jego naród stał się straszliwie pokojolubny po wyczynach czasu II wojny światowej. Rosja zaś wciąż się kolebie: ma duży apetyt na dobre stosunki z Waszyngtonem i spory - na dobre stosunki z Unią Europejską. Wiadomo też, że Irak jest zadłużony u Rosjan na około 3,5 miliarda dolarów za broń, którą u nich kupował.

Argumenty, którymi się posługują zwolennicy wojny, jak na przykład hiszpański premier Aznar w wywiadzie dla „Spiegla”, nie są bezzasadne. Sprawozdania, które szef inspektorów ONZ Blix składa Radzie Bezpieczeństwa, wydają się dość obiektywne, sam Blix jednak przyznał, że póki inspektorzy szukali sami, nie znaleźli nic. Dopiero kiedy olbrzymia rzeka żołnierzy i broni płynąć zaczęła w bezpośrednie pobliże irackiej granicy, Saddam przypomniał sobie nagle, że schował gdzieś bakterie wąglika i
wydobył je w pewnej niewielkiej ilości. Pozwolił także na wykrycie rakiet o zasięgu przekraczającym dozwolone normy i kilka sztuk zniszczył. Jest on chytrym piskorzem, czy raczej skorpionem, i manewruje tak, by zadowolić inspektorów, a równocześnie ukryć jak najwięcej broni i zataić wojenne przygotowania. Słychać nawet o podziemnych laboratoriach, o których nikt nic konkretnego nie wie.

Ameryka z Anglią zgromadziły ponad trzysta tysięcy żołnierzy na przedpolach Iraku i wciąż toczą się targi, czy Turcja zgodzi się na przyjęcie sześćdziesięciotysięcznej grupy wojsk amerykańskich, by można było przypuścić atak także z północy. Wycofanie się wyglądałoby na błąd polityki Busha. Eksprezydent Carter szaty rwał, by nie atakować, ale on był zawsze pokojowo usposobiony. Obserwatorzy powiadają jednak, że łatwiej będzie Stanom Zjednoczonym pokonać Saddama, aniżeli doprowadzić po wojennych ranach do odbudowy Iraku. Kto ma to robić? Ci, którzy teraz są gwałtownie antyamerykańscy, powinni pomóc, na co się na razie nie zanosi.

Liczba wariantów strategiczno-taktycznych przyszłej kampanii irackiej, wymyślanych przez amerykańskich publicystów dzięki rzekomym przeciekom z Pentagonu, była ogromna. Ostatnio wojskowi wzięli wodę w usta i starają się opowiadać jak najmniej o tym, co zamierzają zrobić. A najbardziej zapalnym miejscem jest w chwili, gdy to piszę, Rada Bezpieczeństwa ONZ. Ważą się głosy za i przeciw interwencji. Prezydent Bush w sposób nieco impertynencki działa po prostu pieniędzmi. Być może Meksyk zagłosuje po jego myśli, ponieważ jest od Stanów silnie uzależniony.

Gdybym miał wróżyć, powiedziałbym, że fakt zainwestowania ogromnych sił i środków utrudnia Bushowi zmianę decyzji. Wycofanie się z ataku na Irak miałoby taki wydźwięk, jakby rozgrywkę wygrał Saddam dzięki poparciu Europy Zachodniej. Prawdopodobieństwo, że Amerykanie jednak uderzą, oceniam na 90 procent.

My zaś jesteśmy tak zatumanieni sprawą Rywina i nieczystościami, którymi żywi się polska klasa polityczna, że nie bardzo mamy siły i ochotę wypatrywać, co się dzieje za naszymi granicami. Sytuacja w Polsce, biczowana niedawno słusznie przez arcybiskupa Życińskiego, wydaje mi się tak okropna, że wolę o niej milczeć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2003