Za co jestem wdzięczny papieżowi

Cieszę się, że Franciszek jest papieżem, i martwię, słysząc nieprzychylne dla niego słowa.

10.03.2014

Czyta się kilka minut

 /
/

Na stronie „Corriere della Sera”, pod wywiadem z papieżem Franciszkiem komentarze czytelników. Komentarz podpisany AndreaL jest napisany tak, jakby autor chciał powiedzieć, za co jest wdzięczny Papieżowi: „Może za jego przepowiadanie, które trafia do serca, za umiejętność prowadzenia dialogu z niewierzącymi, może za uporządkowanie IOR, za otwarcie na rozwiedzionych, a może po prostu za to, że przekazuje coś (charyzma?), co trafia do człowieka. Nie wydaje mi się, żeby to było mało. A Tobie?”.


I ja jestem mu wdzięczny... Wdzięczny jestem za słynne buona sera zaraz po wyborze i za programową adhortację „Evangelii gaudium”, o której uważne przeczytanie prosi, wiedząc, że zwykle tego rodzaju dokumenty czyta się pospiesznie, z roztargnieniem albo nawet nie czyta się ich wcale. Jestem wdzięczny za to, że głośno mówi to, o czym wszyscy wiemy, lecz nie mówimy, bo nauczono nas, że o pewnych sprawach się nie mówi, a więc za uroczyste stwierdzenie (w „Evangelii gaudium”), że niektóre, nawet bardzo zakorzenione w historii zwyczaje Kościoła z upływem czasu przestały służyć przekazywaniu Ewangelii oraz że niektóre kościelne normy, kiedyś pożyteczne, dziś straciły dawną siłę wychowawczą.

Wdzięczny jestem za jego spontaniczność, która (prawdopodobnie) jest przyczyną tego, że się nie publikuje jego improwizowanych (acz przemyślanych) wypowiedzi. Codzienne homilie nie są drukowane in extenso, lecz „referowane” w „L’Osservatore Romano”.

Wdzięczny jestem za swobodne rozmowy w miejsce przemówień, takie jak np. na spotkaniu z wyższymi przełożonymi zakonów męskich. Nie wygłosił przemówienia, ale ponad godzinę rozmawiał z nimi (wyjaśnił, że tyle miał czasu przed pójściem do dentysty). Podobnie rozmawiał z polskimi biskupami przybyłymi z wizytą ad limina.

Wdzięczny jestem za to, jakich chce dla Kościoła biskupów. Mówił o tym do wyszukujących kandydatów na biskupów nuncjuszy apostolskich (21 czerwca 2013): biskupi „mają być pasterzami bliskimi ludzi, ojcami i braćmi, mają być cisi, cierpliwi, miłosierni; mają kochać ubóstwo wewnętrzne jako wolność dla Pana i zewnętrzne jako prostotę i surowość życia, nie mogą mieć mentalności »książąt«; (...) niech nie będą ambitni, nie zabiegają o biskupstwo (...); niech będą oblubienicami jednego Kościoła i nie szukają innego – to się nazywa cudzołóstwo. Niech będą zdolni do czuwania nad powierzoną im owczarnią, to znaczy do troski o wszystko, co utrzymuje ją w jedności”. Dokładniejszy „portret” kandydata na biskupa nakreślił w przemówieniu do Kongregacji ds. Biskupów (27 lutego 2014). Podejmując ewentualną wątpliwość, czy odpowiadających takim wymaganiom kandydatów w ogóle da się znaleźć, przypomniał historię proroka Samuela, poszukującego następcy Saula. Samuel pyta starego Iessego czy ci, których widział, to wszyscy jego synowie, na co ten odpowiada, że jest jeszcze najmłodszy, Dawid, który pasie owce. Samuel każe go sprowadzić („Nie siądziemy do stołu, zanim on nie przyjdzie”). To był właśnie ten, którego Samuel szukał. Odpowiedni kandydaci są, zapewnia papież Franciszek, tylko my za mało krążymy po polach w ich poszukiwaniu.


Wdzięczny jestem za to, co w orędziu na Wielki Post napisał o obowiązku dzielenia się tym, co mamy, z ubogimi, zwłaszcza za te dwa zdania: „Nie zapominajmy, że prawdziwe ubóstwo boli: ogołocenie byłoby bezwartościowe, gdyby nie miało wymiaru pokutnego. Budzi moją nieufność jałmużna, która nie boli”. Kto z nas nie doznał pokusy ograniczania się do dobrych uczynków bezbolesnych?

Wdzięczny jestem papieżowi Franciszkowi za to, że w rozmowie z Ferruccio de Bortoli (zamieszczonej w tym numerze „Tygodnika”), wyraźnie odróżniając, co małżeństwem jest, a co nim nie jest, spokojnie mówi o potrzebie prawnych regulacji statusu różnego typu związków między ludźmi.

Wdzięczny jestem, że chce, by najbliższy Synod Biskupów zajął się sprawami, które – jak się wydawało – zostały raz na zawsze przesądzone: kościelnej sytuacji ludzi rozwiedzionych oraz antykoncepcji (o tej ostatniej: „Nie jest to kwestia zmiany doktryny, ale pójścia w głąb. Trzeba, by duszpasterstwo brało pod uwagę sytuacje i możliwości konkretnych osób”).

Najbardziej wdzięczny jestem za to, w czym wszystko, także to, co dotychczas napisałem, się zawiera, za to, że stawia na porywającą moc piękna Ewangelii. Bo Kościół papieża Franciszka jest po to, aby to piękno ukazywać. Kościół oczyszczony z pozorów, z pustych słów i gestów, wolny od pychy i hipokryzji, Kościół w starych, zdeptanych butach, które dobrze znają krzywe ścieżki biednych ludzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2014