Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wszyscy inni jakieś negocjacje z terrorystami podejmują. Głównie z obawy o polityczne reperkusje twardego stanowiska, ale pewnie po trosze także ze zwykłego ludzkiego strachu przed ciężarem moralnym takiej decyzji. Naturalnie muszą więc pojawić się rozmaite uzasadnienia: bardziej (służby specjalne potrzebują czasu na przygotowanie akcji odbicia zakładników) lub mniej (że to nie terroryści, ale zwykli bandyci - tylko jak odróżnić jednych od drugich choćby w Czeczenii) przekonujące. Szuka się pośredników, by cudzymi rękami załatwić sprawę, by i zakładnicy nie stracili życia, i nie ucierpiał wizerunek niebratającej się z terrorystami władzy. Próbuje przekazać okup zakamuflowanymi kanałami (jak ostatnio zrobili ponoć Włosi, wykupując od terrorystów porwane w Iraku obywatelki). Lecz jeśli nawet operacja się uda, to nie pozostaje nic poza nadzieją, że zachęceni sukcesem porywacze zadowolą się kasą i nie ponowią akcji.
Jak próbę tę przejdzie III RP? Na razie opinie i deklaracje są różne: od twardej odmowy negocjacji z terrorystami, przez przyjęcie, że zapłata haraczu jest dopuszczalna, aż po sugestie, że uprowadzenie zostało sfingowane. Jasne jest tylko to, że wycofanie polskich wojsk pod taką presją byłoby groźnym precedensem. Z kolei inne żądanie porywaczy Teresy Borcz: zwolnienie irackich kobiet z amerykańskich więzień w tym kraju, zwyczajnie nie zależy od Warszawy. Oczywiste jest również, że obrzydliwe byłyby jakiekolwiek próby dyskontowania tej sytuacji dla celów politycznych bądź relacjonowanie działań antykryzysowych w manierze taniej sensacji.