Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale to był kawałeczek Polski, bo dokoła Niego były mogiły jego lotników - cała kwatera cmentarza z biało-czerwonymi wstążeczkami na zatkniętych pod każdą tabliczką gałązkach. Więc był u siebie, tak jak gen. Władysław Anders na cmentarzu Monte Cassino. Tutaj też brzmiała ta sama piosenka: "Ta ziemia do Polski należy, choć Polska daleko jest stąd"...
Potem w ’93 roku na Błoniach krakowskich czekaliśmy na przylot Jego szczątków, które miały spocząć na Wawelu. Nie było tłumów, a przecież wracał do Polski nareszcie wolnej. Ale gdy się wspomniało, że zabrano go od Jego chłopców, że zostali tam, osieroceni, robiło się smutno.
Czytam teraz od kilku dni, że wszystkie władze kolejno uznały za potrzebne, ba, konieczne, otworzenie Jego grobowca w krypcie na Wawelu, bo mamy poszukiwać jakichś nowych dowodów na Jego śmierć w wyniku zamachu. Te dowody ma przynieść badanie szczątków, więc konieczna będzie ekshumacja, a przedtem rozmontowanie sarkofagu z użyciem dźwigu, który (dostarczony do krypty w częściach) zdoła unieść ciężar. Trudno to zrozumieć. Przecież od początku, od katastrofy w Gibraltarze, nikt nie wierzył w przypadek. Przecież zginął, nie zmarł. Skąd przekonanie, że wersja o innym rodzaju śmierci (zastrzelenie? Tylko po co, skoro i tak spowodowano katastrofę lotniczą?) wyjaśni cokolwiek więcej?...
Historycy, skoro tak chcą, niech szukają. W czekających na otwarcie archiwach przede wszystkim. Nie umiem jednak pogodzić się z faktem, że to szukanie, na tak wątłych przesłankach oparte, warte jest zakłócenia ciszy, która winna rozpościerać się nad grobem. Takiej, w której odnajdujemy coś, czego zgiełk hipotez i domysłów nigdy zrównoważyć nie potrafi.