Z krzyżem w kawałkach

Od czterdziestu pięciu lat wychodzą z różnych miejscowości archidiecezji gnieźnieńskiej, aby spotkać się na Jasnej Górze i złożyć niesiony w częściach krzyż. Teraz boją się, że wchłonie ich inna pielgrzymka, a tradycja przepadnie.

14.08.2005

Czyta się kilka minut

Łączenie krzyża niesionego przez Pielgrzymkę Promienistą /
Łączenie krzyża niesionego przez Pielgrzymkę Promienistą /

- Przetrwaliśmy najgorsze czasy Gomułki, Gierka i stanu wojennego - mówi Grzegorz Musidlak, jeden z animatorów Pielgrzymki Promienistej Archidiecezji Gnieźnieńskiej. - Teraz możemy nie przetrwać demokracji.

Musidlak obawia się, że Pielgrzymkę Promienistą (po raz pierwszy poszedł na nią prawie trzydzieści lat temu jako nastolatek) wchłonie Pielgrzymka Archidiecezjalna: - Chcą nas połączyć, żeby poprawić frekwencję - tłumaczy Musidlak. Abp Henryk Muszyński odrzuca zarzuty. W liście do wiernych napisał, że chodzi tylko o “zewnętrzny wyraz jedności" wszystkich pielgrzymów.

Ojciec zamiast księdza

Połowa lat 30. minionego wieku. Ks. Józef Chilomer, proboszcz parafii św. Wawrzyńca w Gnieźnie, mobilizuje ponad dwieście osób i rusza z nimi pieszo na Jasną Górę. Odtąd gnieźnianie każdego lata wędrują do Częstochowy. Ostatni raz w 1939 r.

Po dwudziestu jeden latach młody gnieźnieński ksiądz - Wojciech Dzierzgowski, student na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim - postanawia iść pieszo na Jasną Górę. Podczas wakacji zabiera ze sobą Stanisława Pietrzaka, kleryka z seminarium w Gnieźnie, i świeckiego kolegę.

W następnym roku dołączą inni uczniowie, studenci, alumni.

Tymczasem w Polsce, po krótkim okresie odwilży, znów wzmaga się walka z Kościołem. Władze nie mogą wybaczyć listu do biskupów niemieckich ze słowami: “Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Z niepokojem obserwują również tłumy na kościelnych uroczystościach tysiąclecia chrztu Polski. Poznaniacy, zamiast iść na wiec Gomułki, wolą posłuchać pod katedrą kazania prymasa Stefana Wyszyńskiego. Dwa tygodnie potem w Częstochowie milion wiernych odnawia Jasnogórskie Śluby Narodu. Po paru miesiącach władze wyładują złość na pielgrzymach: latem 1966 r. czterdziestoosobową grupę pątników z Gniezna milicjanci i tajniacy zawracają z trasy. Na Jasną Górę dociera jedna osoba.

W następnym roku to pielgrzymi będą górą: ks. Dzierzgowski dzieli ich na małe grupy, żeby nie mogła interweniować milicja. Z różnych miast i miejscowości archidiecezji wyrusza kilka ekip, każda idzie inną trasą. Spotykają się w Częstochowie i razem wchodzą na Jasną Górę. Tak rodzi się Pielgrzymka Promienista.

Odtąd każdego roku, mimo szykan (spisywanie, mandaty, kolegia), grupy z Gniezna, Bydgoszczy, Inowrocławia, Strzelna czy Witkowa idą do Częstochowy. Każda niesie z sobą kawałek krzyża. U kresu wędrówki ks. Dzierzgowski łączy kawałki w krucyfiks i triumfalnie wprowadza pielgrzymów do kaplicy Cudownego Obrazu.

Dla kleryków ks. Dzierzgowski jest ojcem duchowym i spowiednikiem; widzą w nim niedościgniony wzór kapłana. Świeccy cenią go za bezkompromisowość, odwagę i patriotyzm. Pielgrzymkę opuścił tylko raz, gdy zmogła go choroba. Zmarł cztery lata temu; opłakiwała go cała archidiecezja. Księża, którymi opiekował się w seminarium, do dziś mówią o nim: “Ojciec".

Z góralską ciupagą

Lato 1976. Wikariuszem w Witkowie, oddalonym o kilkanaście kilometrów od Gniezna miasteczku z osiedlem dla Ludowego Wojska Polskiego, został ks. Tomasz Peta, wychowanek ks. Dzierzgowskiego, dziś arcybiskup Astany w Kazachstanie. Wówczas jest świeżo po święceniach, łatwo nawiązuje kontakt z młodzieżą. Grzegorz Musidlak: - W sobotnie wieczory, gdy inni spotykali się na dyskotekach lub zasiadali przed telewizorem, my, czyli niewielka grupa młodzieży, uczyliśmy się od ks. Tomasza rozumienia Pisma Świętego i przygotowywaliśmy niedzielne liturgie.

Jesienią 1980 r. byli ministranci ks. Pety (sam kapłan przeszedł już na inną placówkę) zakładają w miasteczku “Solidarność". Podczas stanu wojennego niektórzy trafią do więzienia.

Na razie jednak ks. Tomasz jest w Witkowie. Opowiada młodym o Pielgrzymkach Promienistych i ks. Dzierzgowskim. Grzegorz Musidlak: - Stało się jasne, że idziemy na pielgrzymkę.

Po raz pierwszy wyruszyli w lipcu 1978 r. Z księdzem szło dziewięć osób. Każdy wziął legitymację pieszego turysty - na wypadek, gdyby trzeba było się tłumaczyć przed milicją. Zabrali też góralską ciupagę, którą Krzysztof Musidlak, młodszy brat Grzegorza, przywiózł z wycieczki ministrantów do Krakowa. Zasada była jedna: idą tylko mężczyźni i chłopcy, którzy skończyli ósmą klasę.

- Miałem wtedy trzynaście lat i chciałem iść z braćmi - wspomina Leszek Musidlak, najmłodszy brat Grzegorza i Krzysztofa. - Ksiądz Peta przytulił mnie mocno i powiedział: za dwa lata, jak urośniesz i skończysz ósmą klasę.

Na trasie pielgrzymów śledzą esbecy. Niektórych wzywają na przesłuchania. Jednak grupa rozrasta się z roku na rok. W 1984 r. do udziału dopuszczono dziewczyny. Co roku chodzą z góralską ciupagą, własnym brzozowym krucyfiksem i częścią krzyża dla Pielgrzymki. Elementów krzyża jest zawsze tyle, ile grup liczy pielgrzymka. Grzegorz Musidlak: - Raz było dwadzieścia siedem i jedna grupa niosła śrubki do pasyjki.

Na początku pielgrzymi z Witkowa modlą się za Ojczyznę i Papieża. W kolejnych latach mają ambitny program duszpasterski: rozważają teksty Jana Pawła II i Prymasa Tysiąclecia. Z czasem grupa witkowska bierze na siebie ciężar całego przedsięwzięcia Pielgrzymki Promienistej. Przewodzi jej trzech braci Musidlaków: Grzegorz, Krzysztof i Leszek.

Rok 1989. Pielgrzymom z Witkowa po raz pierwszy od wielu lat nie towarzyszą esbecy. Ba, częstochowska milicja wprowadza ich na Jasną Górę Alejami Najświętszej Marii Panny. Grzegorz Musidlak: - Dotychczas na Wały wchodziliśmy bocznymi uliczkami.

W 1990 r. kierownikiem pielgrzymki został Leszek Musidlak. Jest nim do dziś. Pielgrzymka przeżywa wzloty i upadki. Jednego roku z Witkowa idzie kilkadziesiąt osób, innego - kilka. Leszek Musidlak: - To my, świeccy, uratowaliśmy tę pielgrzymkę.

Chłopak czeka na dziewczynę

Lata 70. W Polsce zaczyna święcić triumfy Pielgrzymka Warszawska. Do wyruszających 5 sierpnia ze stolicy pątników dołączają wierni z całego kraju. Ci z archidiecezji gnieźnieńskiej wędrują w grupie niebiesko-szarej, a za patrona obierają sobie św. Wojciecha. W 1982 r., mimo stanu wojennego, z Warszawy na Jasną Górę idzie pieszo 50 tys. pielgrzymów, w tym tysiąc z archidiecezji gnieźnieńskiej. W następnym roku jak grzyby po deszczu wyrastają pielgrzymki diecezjalne. To jedna z form zamanifestowania sprzeciwu po zdławieniu “Solidarności". Gniezno nie chce być gorsze. 1 sierpnia 1983 r. z katedry wyrusza na Jasną Górę Piesza Archidiecezjalna Pielgrzymka Gnieźnieńska.

Równocześnie, jak w poprzednich latach, z różnych miejscowości podąża Pielgrzymka Promienista. Obie pielgrzymki nie spotykają się. Gdy Promieniści wracają z Częstochowy do domu, na Jasną Górę wkraczają uczestnicy Pielgrzymki Archidiecezjalnej. Leszek Musidlak: - Nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Czasem ktoś od nas czekał na nich, bo szła tam akurat jego dziewczyna.

Kilka lat temu gnieźnieńska kuria postanowiła, aby grupy promieniste i kolorowe (tak nazywa się uczestników Pielgrzymki Archidiecezjalnej ze względu na chusty w różnych barwach) spotykały się w Częstochowie na wspólnej Mszy św. W tym roku dla obu pielgrzymek wprowadzono wspólne hasło i znaczek.

- To próba wchłonięcia nas - twierdzi Grzegorz Musidlak.

Odwagi nie trzeba

Druga niedziela czerwca 2005.

W kościołach archidiecezji księża czytają list abp. Muszyńskiego o pielgrzymowaniu na Jasną Górę. Znalazło się w nim zapewnienie, że wspólne logo, znaczek pielgrzymki i program realizowany zarówno przez “grupy diecezjalne", jak i “grupy promieniste", są tylko “zewnętrznym wyrazem jedności".

“Przy zachowaniu duchowych znamion wspólnoty właściwej Kościołowi diecezjalnemu, którego częścią są wszyscy pielgrzymi, niezależnie od tego, jak pielgrzymują, respektujemy w pełni dotychczasową tradycję ukształtowaną w czasie minionych lat" - napisał arcybiskup. Braci Musidlaków nie przekonał.

Na spotkanie kierowników “grup promienistych", które pod koniec czerwca odbyło się w inowrocławskiej parafii św. Jadwigi, Grzegorz Musidlak wystosował własny list. “Kościół opiera się na Objawieniu i Tradycji - napisał. - I przetrwał dzięki wierze w Objawienie i dzięki uszanowaniu i pietyzmowi dla Tradycji. I ta mała drobinka Tradycji w Kosmosie Kościoła, jakim stara się być Pielgrzymka Promienista, pokornie prosi o uszanowanie jej tradycji w drodze do domu Pana".

Spotkanie u św. Jadwigi było burzliwe. Leszek Musidlak oświadczył, że grupa witkowska nie przyjmie znaczków pielgrzymki, bo już od dawna ma własne. - Już kilka miesięcy temu wszystko przygotowaliśmy - tłumaczy .

Leszek Musidlak poszedł w tym roku na Jasną Górę po raz dwudziesty czwarty. Pamięta dobrze czasy, gdy decyzja o udziale w pielgrzymce wymagała odwagi: - Dziś już odwagi nie trzeba, więc przestaliśmy być Kościołowi potrzebni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2005