Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wprawdzie komisja zacznie teraz przesłuchania najważniejszych świadków, a pod koniec stycznia staną przed nią bohaterowie afery hazardowej (Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki), ale zarówno oficjalne, jak i nieoficjalne wypowiedzi prominentnych działaczy PO nie pozostawiają złudzeń, że rozgrywka z Beatą Kempą i Zbigniewem Wassermannem jeszcze się nie zakończyła. Gdyby to było możliwe, sam zachowałbym się hazardowo i postawiłbym u bukmachera pieniądze na to, że już niedługo oboje posłowie PiS-u ponownie zostaną powołani na świadków. A skoro tak się stanie, to powróci problem ich wykluczenia z komisji.
Awantura z komisją hazardową oraz zarażający coraz większą liczbę osób i środowisk sceptycyzm dotyczący uczciwego wyjaśnienia tej afery rodzą banalną, choć bolesną konstatację. Okazuje się, że w krótkiej historii komisji śledczych polskiego parlamentu (będących przecież tak ważnymi instrumentami demokratycznej kontroli) tylko pierwsza, komisja ds. afery Rywina, uchodzić może za tę, która wywiązała się z powierzonych jej zadań. Każdej następnej, mimo że mogły korzystać z wcześniejszych doświadczeń, bliżej jest do kompromitacji niż do odkrycia prawdy. Tym samym mocno niedoskonała komisja ds. afery Rywina staje się niedościgłym wzorcem dla tych, które powołano po niej. Teraz największe szanse na przekroczenie "wzorca" miała komisja hazardowa. Ale czy jeszcze ma?
Chciałbym w to wierzyć, choć wiara ta niczym nie różni się od hazardu.