Z góry widać więcej

Ktoś powie, że wszyscy bohaterowie Rosy mają podobne, trywialne pragnienia, ale nie będzie to jedyną o nich prawdą. W każdym z tych przypadków chodzi o coś więcej niźli tylko o tęsknotę za materialnym bezpieczeństwem - chodzi o najbardziej podstawową ludzką godność.

13.12.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Co widziało słonko w znanym wierszu Marii Konopnickiej, pamiętamy lepiej lub gorzej ze szkolnej lektury. Oto z jakiejś odgórnej, panoramicznej perspektywy staje przed nami sielski obrazek: owczarz na pastwisku, Wojtek wyciągający żurawia ze studni, Antek, co "karemu rozczesuje grzywę", Zosia wylizująca ukradkiem śmietanę... Wreszcie w finale wszyscy bohaterowie wierszyka po skończonym dniu ciężkiej, ale owocnej pracy spotykają się przy wspólnym stole i "z misy głębokiej łyżkami barszcz jedzą". Zbiorowy portret współczesnych mieszkańców Śląska w filmie Michała Rosy przyjmuje podobną optykę, wyłuskując z miejskiego pejzażu pojedyncze postaci złączone podobnym losem, choć zazwyczaj rozmijające się w codziennej krzątaninie. I choć Śląsk w filmie Rosy nie jest aż tak mocno przyczerniony jak w innych współczesnych filmach polskich, odnajdujących w tamtej scenerii malowniczą metaforę całej beznadziejnej polskiej kondycji, to daleko mu jednak do bukolicznego obrazu z wiersza XIX-wiecznej poetki. Bezrobocie, wynikająca stąd społeczna i moralna degradacja "człowieka pracy", zachwianie tradycyjnego modelu rodziny, beznadziejna gonitwa za najbardziej przyjemnymi marzeniami - to wszystko nie pozwala bohaterom filmu zasiąść wieczorem przy stole w poczuciu dobrze przeżytego dnia.

Co widzi słonko wędrujące nad dzisiejszym Zabrzem? Widzi zwariowaną rudą dziewczynę, która rozpaczliwie próbuje zarobić parę groszy i wyjechać do Norwegii za chlebem. Widzi chłopca, który dzień w dzień sprzedaje przy ruchliwej ulicy główki czosnku i żurek w butelkach (nic dziwnego, że potem nie może nawet patrzeć na zupę, którą tak zajadali się bohaterowie Konopnickiej). Jest także zwolniony z kopalni starszawy mężczyzna imający się każdego, nawet najbardziej absurdalnego zajęcia, by sprawić żonie nowe zęby. Mijają się co chwila, czasem połączy ich przypadkiem nić wspólnego losu.

Ktoś powie, że wszyscy bohaterowie Rosy mają podobne, trywialne pragnienia, ale nie będzie to jedyną o nich prawdą. W każdym z tych przypadków chodzi o coś więcej niźli tylko o tęsknotę za materialnym bezpieczeństwem - chodzi o najbardziej podstawową ludzką godność. Marta ma dobry głos, marzy o zawodowym śpiewaniu, ale jeśli nie wyrwie się z zaklętego kręgu biedy, będzie co najwyżej śpiewać do kotleta. Sebastian, osierocony tuż po urodzeniu przez matkę, rozmawia z nieobecną, próbując nadać w ten sposób sens kolejnym jałowym dniom. Józef znosi upokorzenia i poci się nieludzko, przebrany za pluszowe ptaszysko, reklamując pewnie jakąś telefonię komórkową - wszystko po to, by zarobić na protezę, dzięki której żona nie będzie musiała się wstydzić podczas wyczekiwanego zjazdu absolwentów. Każde z nich dokonuje jakiegoś przekroczenia: złamania prawa, prywatnego oszustwa, czynu kwalifikowanego potocznie jako niemoralny. My jednak, z perspektywy śląskiego słońca, widzimy znacznie więcej. I dlatego nie mamy czelności wystawiać im pochopnych cenzurek.

Albowiem film Rosy ma w sobie łagodne zdziwienie i bezwarunkową życzliwość wobec swoich bohaterów. Stąd też tak chętnie przyrównuje się go do filmów czeskich (a w szczególności do "Miasta słońca" Martina Sulika), w których nie czuje się paternalistycznego spojrzenia oceniającego nie zawsze cne postępki bohaterów i dystansującego się wobec ich pospolitości. W zamian za to dostajemy prosty gest rozgrzeszenia i solidarności. Podoba mi się także surrealistyczne "skrzywienie", z jakim reżyser "Gorącego czwartku" obserwuje swoich żałosnych w gruncie rzeczy bohaterów. Owa żałosność zostaje dowartościowana w scenach tragikomicznych, jak ta, w której Józef z rozpaczy włamuje się do zakładu protetycznego, czy chaplinowski epizod, w którym Marta wrzuca swojego synka do kubła z używaną odzieżą, by wyłowił dla niej co lepsze egzemplarze.

Tragikomiczne są także regularne pielgrzymki Józefa do bankomatu, który staje się dla bezrobotnego czymś na kształt surrealnej kapliczki, obojętnej na wszelkie modły i zaklęcia. Naznaczone jakąś niepokojącą dziwnością są rodzinne relacje poszczególnych postaci filmu. Czy mały chłopczyk jest w istocie bratem, czy może dzieckiem Marty? Czy matka Sebastiana rzeczywiście umarła? Gdzie podziewał się przez tyle lat dorosły syn Józefa? Sekrety i kłamstwa mają pomóc bohaterom w pogodzeniu się z rzeczywistością, która żadnego z nich nie oszczędza. Dlatego też oni sami tak bardzo starają się oszczędzić sobie nawzajem choć trochę gorzkiej prawdy.

Rosa operuje prostą formułą, ale właśnie w bezpośredniości tkwi istota tego filmu, tak innego od przygnębiających i nakreślonych szkicowo produkcji polskich ostatnich lat. Skupiając się na malutkim wycinku, nie zaniedbuje szczegółów ani szerszych zewnętrznych realiów: film sprawia momentami wrażenie serii obrazków podpatrzonych gdzieś na hałaśliwej ulicy, niemal wydartych rzeczywistości. Oglądamy mieszkańców ciasnych mieszkań, w których czas zatrzymał się w epoce PRL-u, widzimy śpieszących gdzieś znajomych, szary tłum, kraciaste torby ulicznych handlarzy, tanie pizzerie, zgrzebne biura. A wszystko to jakby zaimprowizowane, nietrwałe, niepodrasowane na użytek filmowego widza.

Jadwiga Jankowska-Cieślak, Krzysztof Stroiński, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Tomasz Sapryk weszli w swoje role w sposób całkowicie przezroczysty, grając jednocześnie dyskretnie i mocno. Odkryciem filmu jest młodziutka Dominika Kluźniak w roli Marty - niespokojna i rozedrgana, chłopięco-dziewczęca, raz delikatna i krucha, to znów brawurowa i bezczelna. Tym bardziej zgrzytliwie na tle tak przekonującym wypada zakończenie filmu, wzorowane najwyraźniej na apokaliptycznych finałach głośnej amerykańskiej "Magnolii" (gdzie bohaterów dopadła plaga spadających z nieba żab) czy "Na skróty" (z finałowym trzęsieniem ziemi). Bohaterowie Rosy też poczują na sobie palec boży czy może egzystencjalny wstrząs spowodowany przypadkowym, acz wielce spektakularnym zdarzeniem, które każe im wszystkim spotkać się i zobaczyć nawzajem jakby na nowo.

To ono każe im zadumać się nad swoim losem i przypomnieć sobie o najbliższych, o prawdziwym sensie tej całej bezładnej bieganiny. Puenta wydaje się ze wszech miar celna, ale przeczy temu, co zostało tak ładnie wypracowane przez cały czas trwania filmu: zdążyliśmy przecież uwierzyć w bohaterów, zadomowić się w ich małym "żyćku", docenić wagę i powagę ich prostych tęsknot. Niepotrzebna była więc ta pełna szlachetnego patosu, metaforyczno-sentymentalna koda, w dodatku sprowadzająca wszystko do banalnego "kochajmy się". A przecież największą cnotą tego filmu było coś zgoła innego: operowanie subtelnym niedopowiedzeniem, zawierzenie wrażliwości widza, otwarcie na tajemnicę. Kino spod znaku Roberta Altmana najwyraźniej inspiruje, ale w tym przypadku lepiej było jednak pozostać przy Czechach i ich małym, bezpretensjonalnym realizmie.

"CO SŁONKO WIDZIAŁO", scen. i reż.: MICHAŁ ROSA; zdj.: Andrzej Szulkowski, Bartłomiej Karczmarek; muz.: Mateusz Pospieszalski, wyst.: Dominika Kluźniak, Damian Hryniewicz, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Krzysztof Stroiński, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Tomasz Sapryk, Kinga Preis i inni; prod.: Polska 2006, dystryb.: Kino Świat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2006