Wyobrażeń jest 54

Pozornie głosowanie w tych wyborach do Europarlamentu będzie takie samo jak większość dotychczasowych. Kandydaci z plakatów odprowadzą wzrokiem udających się do lokali wyborczych, a ci nazajutrz sprawdzą słupki poparcia dla partii. Chyba nie będą zbyt odbiegać od sondaży. Jeśli jednak wyborcy zainteresują się dalszymi losami swojego wybrańca, wielu czeka zaskoczenie.

30.05.2004

Czyta się kilka minut

Będą mieli o czym myśleć dziennikarze prasy regionalnej w trakcie komentowania wyników wyborów: jak to jest, że nawet jeśli PO wygra na Lubelszczyźnie z LPR, właśnie ta druga partia dostanie mandat? Dlaczego żaden kandydat lewicy z jej tradycyjnych bastionów - łódzkiego i kujawsko-pomorskiego - nie dostanie mandatu, a dostanie go jakiś krakus? Dlaczego z Warszawy będzie tylko dwóch europarlamentarzystów, a z Wrocławia siedmiu?

System przeliczania głosów na mandaty jest zbyt skomplikowany, by był sens objaśniać go komukolwiek spoza klasy politycznej i trudno mieć o to pretensje do twórców ordynacji. Próbowali, najlepiej jak umieli, dopasować podział 54 mandatów do interesów, wyobrażeń i przyzwyczajeń zrodzonych w minionym piętnastoleciu. Do nadziei partii przodujących w sondażach i obaw tych znajdujących się daleko za nimi, do oczekiwań ich władz i struktur lokalnych, do aspiracji województw małych i dużych, metropolii i peryferii. W efekcie powstały reguły gry obnażające słabości całego systemu wyborczego. Może nareszcie uda się te słabości uprzytomnić zainteresowanym?

Kwadratura okręgu

Odległe i abstrakcyjne kompetencje Europarlamentu, zniechęcenie polityką, niedziela po Bożym Ciele (prawdopodobnie część długiego weekendu) - to tylko niektóre czynniki, które zapewne zdecydują o skromnej frekwencji. Brak przedwyborczej gorączki, jakże ważnej dla mobilizacji elektoratu, to jednak przede wszystkim efekt znikomej motywacji do walki wśród kandydatów. Czyżby fotel w Strasburgu był tak mało atrakcyjny? Nie, po prostu już się rozstrzygnęło, kto dostanie mandat, a kto nie. Wątpliwości dotyczą co najwyżej kilkunastu osób w skali kraju i wszystkich list.

Dotychczasowa praktyka prowadzenia kampanii wyborczych nieuchronnie zmierzała w kierunku zasady “każdy sobie...". Wskazywanie przez wyborcę ulubieńca z listy sprawia, że kandydatowi opłaca się wszystko, tylko nie współpraca z kolegami partyjnymi. Każdy z nich jest rywalem znacznie bardziej bezpośrednim niż kandydaci innych partii. Nic dziwnego, że od jakiegoś czasu dowiadujemy się o zrywaniu plakatów wyborczych przez “towarzyszy z listy". Pozyskiwanie nowych wyborców jest w takiej grze znacznie mniej obiecujące niż zabieganie o względy własnego, “twardego" elektoratu.

Kiedyś przypisywano szczególną rolę “lokomotywom wyborczym" - osobom, które wzorem niemieckich spitzenkandidaten, obwoziło się po okręgu wyborczym, by znanym nazwiskiem przyciągnąć niezdecydowanych. Z czasem dotarło do lokalnych kandydatów, walczących o mandaty z dalszych miejsc, że spitzenkandidat jest ich najgroźniejszym konkurentem i najlepiej nie wpuszczać go do matecznika... Także kandydaci z pierwszego miejsca zorientowali się, że mandat, niezależnie od objazdów okręgów wyborczych, mają w kieszeni, a cenny czas mogą spożytkować, zabiegając o przyszłe stanowiska w wewnątrzpartyjnych podchodach. Jeden z takich kandydatów po wyborach do sejmiku wojewódzkiego chwalił się w wywiadzie prasowym, że wydał na kampanię tylko 1,5 tys. złotych - widać jest dobrym kandydatem, skoro bez wielkich nakładów dostał najwięcej głosów. Fakt, że jego ugrupowanie uzyskało wyniki grubo poniżej oczekiwań, jakoś mu nie psuł dobrego humoru.

Gdzie te drużyny?

System ten działał jako tako, dopóki liczba mandatów do zdobycia sprawiała, że spore było grono kandydatów mających nadzieję, lecz nie pewność sukcesu. Bo oni - ci z pierwszej połowy listy mogącej liczyć na kilka mandatów - angażowali czas, przyjaciół i pieniądze, by nawiązać kontakt z elektoratem.

Wybory do Parlamentu Europejskiego wyglądają jednak inaczej. Przytłaczająca większość list nie ma co liczyć na dwa mandaty w żadnym z okręgów. Walka toczy się, co najwyżej, o drugi mandat PO w Małopolsce, na Śląsku lub Pomorzu. W małych ugrupowaniach, mogących liczyć na mniej niż 10 mandatów, o wszystkim i tak rozstrzygnie wielkość województw. To, czy kandydat PiS z Podlasia pojedzie do Strasburga, w równym stopniu zależy od niego, jak od jego kolegów w Wielkopolsce. Jeśli zyskają więcej głosów, raczej jemu zabiorą mandat, niż zdobędą dodatkowy dla siebie.

Skoro nic się nie da zrobić z unijnym wymogiem proporcjonalności, w wyborach odbywających się w tej skali konieczne byłyby zwarte drużyny. Tych jednak w Polsce nie ma, bo z racji opisanego “splotu ordynacyjnego", koordynacja działań natyka się na nieprzezwyciężalne bariery. Nie zrodziły się takie przyzwyczajenia i nie ma takich lojalności, które by skłaniały ludzi do bezinteresownego wysiłku. Te, które były - więzi solidarnościowe i pezetpeerowskie - już się zużyły. Pozostały “spółdzielnie podatkożerców".

Wyborcom pozostaje przekonanie, że polityka to coś, z czym osobiście spotkać się nie można. Dlatego na każdą ulotkę i plakat zawiadamiający o przedwyborczym spotkaniu należy spojrzeć ciepło i z nadzieją. To dowody skłonności do pracy zespołowej - zupełnie nieracjonalnej z punktu widzenia egoistycznych interesów. Być może ci, którzy te skłonności jeszcze przejawiają, zaczną się wreszcie zastanawiać, jak można by je wykorzystać do zmiany reguł politycznej gry. Do stworzenia takich zasad, które popychają ku zdrowej współpracy, nie wystawiając jej ciągle na próbę.

Dr JAROSŁAW FLIS jest socjologiem i pracownikiem naukowym Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ. Zajmuje się badaniami mechanizmów władzy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2004