Wstań i spójrz w oczy

Jakie miałam prawo mu nie wybaczyć? Miałam w głowie zdjęcie Jana Pawła II, który wybacza Alemu Agcy. A on powiedział, że po mnie przyjedzie, i że będzie niespodzianka.

01.02.2021

Czyta się kilka minut

 / IL.: KASIA KOZAKIEWICZ
/ IL.: KASIA KOZAKIEWICZ

Nie wiem, kiedy pojawiła się myśl, by założyć fundację. Być może wtedy, gdy zrozumiałam, że nie mam na czole tatuażu z napisem: „zgwałcona przez księdza”.

Tak, to fakt z mojego życia. Fragment mojej przeszłości. Ale „Agnieszka” nie równa się już – „zgwałcona”. Zdjęłam tę etykietę. Wcześniej długo myślałam o sobie, że jestem warta tyle, co szmata do podłogi. Nie miałam świadomości swojej siły.

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w końcu przez to wszystko przeszłam.

Pod opieką

Poznałam go w czasie gimnazjum, gdy razem z siostrą chodziłyśmy do wspólnoty młodzieżowej. Było super, jeździliśmy na różne wyjazdy. W którymś momencie zmienił się prowadzący ją ksiądz. Przyszedł nowy, oraz, dodatkowo, właśnie on – ksiądz Michał.

Umiał grać na gitarze, w piłkę, w bilard, co tylko sobie zamarzyliśmy. Bywał z nami coraz częściej. Zaczął przychodzić do domu, uczyć mnie i siostrę matematyki. Poznał naszego kilkuletniego, niepełnosprawnego brata. Wieczorami często zapraszał nas dwie – i jeszcze dwóch chłopaków – na kręgle lub bilard. Wreszcie miałyśmy co robić. Rodzice cieszyli się, że mamy atrakcje i jesteśmy pod opieką.

Ksiądz Michał poznał nas naprawdę dobrze. Nie wiedziałam, że świadomie budował taką zaufaną grupę. Nie wiedziałam, że ostatecznie wybrał mnie – osobę najbardziej wrażliwą, najsłabszą, trzymającą się zawsze z tyłu, ale zarazem mającą „syndrom zbawiciela świata”.

Moja siostra jest inna. Twarda, od razu mówi, co myśli. Ona by się nie dała. Nawet księdzu.

Drzwi

Pewnego dnia ksiądz Michał zadzwonił z prośbą o pomoc w związku ze swoją pracą w szkole. Od razu przyjechałam na plebanię. Szłam z przodu, a on zamykał za mną wszystkie drzwi. Niektóre miały zamek. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie będę mogła uciec.

Zrozumiałam to, gdy włożył mi rękę pod koszulkę. Przed plebanią nie stał żaden samochód. Nie mogłam nic zrobić.

Usłyszałam, że w ten sposób najbardziej mu pomogę.

Po gwałcie ksiądz Michał otwierał mi wszystkie drzwi po kolei. Poszłam na tramwaj, wróciłam do domu, umyłam się, zasnęłam.

Rano rodzice poprosili, bym przywiozła im obiad na działkę. Połknęłam wszystkie leki, które były w domu, i popiłam „Kubusiem”. Działały wolno. Próbowałam się pociąć. Nie udało się. Przestraszyłam się swojego wyglądu w lustrze. Potem na trzy dni urwał mi się film. To wtedy, zapewne majacząc, opowiedziałam o wszystkim siostrze.

Mama spotkała się z księżmi z parafii. Poinformowano arcybiskupa Głódzia. Pouczył księdza Michała, by nie zajmował się „jakimiś miłostkami”, ale duszpasterstwem. A ksiądz zaczął do mnie wydzwaniać. Raz, jeden raz, odebrałam. „Przecież wiesz, że jak coś komuś powiesz, to będziesz całkiem sama. Stracisz przyjaciela, zabiorą mnie” – usłyszałam.

Powiedział: będzie niespodzianka

Pisał SMS-y. Przekazywałam je drugiemu księdzu ze wspólnoty. Dotarły do biskupa. Po miesiącu znów telefon. Płakał. Mówił, że chce przeprosić, zaprosił do siebie.

Jakie miałam prawo mu nie wybaczyć? Miałam w głowie zdjęcie Jana Pawła II, który wybacza Alemu Ağcy. Przecież katolik wybacza nie siedem, ale siedemdziesiąt siedem razy. A on powiedział, że po mnie przyjedzie, i że będzie niespodzianka.

Gdy wsiadłam do auta, gdzieś zadzwonił. Myślałam, że rezerwuje stolik w restauracji. Rezerwował saunę w hotelu. Do dziś pamiętam, że wisiała na nim reklama „Shreka”. Mężczyźni, którzy byli wtedy w saunie, wyszli, gdy nas zobaczyli.

Po wszystkim mnie odwiózł. Mama zadzwoniła do biskupa. Powiedziała, że jeśli się go nie pozbędą, zadzwoni do telewizji. Trzy dni później księdza Michała przeniesiono.

„Traci na tym cała grupa”

Chciałam być daleko od tamtego miejsca, więc przeprowadziłam się do dziadków. To dzięki nim zdałam maturę, poszłam na studia na Akademii Marynarki Wojennej i skończyłam je z wyróżnieniem.

Dołączyłam też do duszpasterstwa akademickiego. Tam poznałam zakonnika, który został moim spowiednikiem. Poza spowiedzią opowiedziałam mu o księdzu Michale. Po tygodniu dostałam SMS-a, że zgłosił sprawę na policję i do kurii. Byłam wtedy w pracy, to był chyba 13 października, godzina na pewno piętnasta. Pamiętam to, bo wtedy zawaliło mi się życie. Nie zapytał, czy jestem na to gotowa. Nie porozmawiał ze mną, podjął decyzję za mnie. Rozwalił mi ułożone życie. Rozwalił wszystko, co udało mi się odbudować. Wrócił zespół stresu pourazowego (PTSD). Nie mogłam jeść. W dwa miesiące straciłam 10 kilo.

Po wigilii wyrzucił mnie z duszpasterstwa. Powiedział mi: „Kiedy jesteś, to czuję, że sytuacja jest napięta. Traci na tym cała grupa”. Ci, którzy zostali, usłyszeli, że sama odeszłam.

Myślę, że ten zakonnik do tej pory nie ma świadomości, co zrobił. Moja lekarka próbowała się z nim umówić na spotkanie we czwórkę: ja, ona, on i jego przeor. Ale oni przecież nie rozmawiają o swoich błędach i problemach. Kilka razy mijałam go na ulicy. Miał szczęście, że nie szedł sam, bo miałam ochotę go uderzyć.


Dziesiątki świadectw, apeli, komentarzy i głosów ekspertów – o sprawie wykorzystywania seksualnego, zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów w  aktualizowanym wydaniu specjalnym Po stronie ofiar.


 

Wiem, co to jest PTSD. Nauczyłam się go „obsługiwać”. I dlatego sama nie zgłosiłabym wtedy tej sprawy. Bo do tego trzeba być przygotowanym, mieć świadomość przez co się przeszło. Nie chcę nikogo zmuszać do zgłaszania takich spraw w sposób, w jaki zmuszono mnie.

Wiem jednak, jak działają ludzie, którzy tego doświadczyli. Tacy ludzie nie myślą o tym, że to problem, że stała im się krzywda. Oni myślą, że to, że są ofiarą, że dzieje im się krzywda, jest problemem – nie tylko dla nich, ale też dla innych. I że trzeba z nim skończyć.

Wiem, jak ich wesprzeć. Żeby przygotować ofiarę molestowania do procesu sądowego, nie chodzi o jej rozumienie, ale również o współodczuwanie. Świetnie, że dzięki zgłoszeniu złapaliście pedofila czy gwałciciela – ale gdzie w tym była ich ofiara? Co z nią zrobiliście?

Razem

Na szczęście był inny zakonnik, który mi pomógł i wziął na siebie to, co się ze mną działo – moje emocje, PTSD, żal i ból. A potem nie odepchnął, nie uciekł. To on uratował moją wiarę w to, że ksiądz może być dobrym człowiekiem. I chyba tylko dzięki niemu zostałam w Kościele.

Był ze mną cały czas. Siedział po kilka godzin na korytarzu, gdy byłam w kurii. Zawsze mogłam do niego zadzwonić, spotkać się – ale, na jego prośbę, tylko w publicznym miejscu – i pogadać. Postępował mądrze, tak że czułam się bezpieczna.

Po najgorszych dla mnie zeznaniach w prokuraturze mówił, że się na tym nie zna, ale że chce mnie zabrać na zakupy. Spędziliśmy kilka godzin w centrum handlowym. Nie ciągnął do kościoła, by „dziękować Panu Bogu”. Było normalnie, po prostu.

Zostałam

Nie wierzę, że w Kościele coś się zmieni. Tak bardzo brakuje przyznania się do winy przez Episkopat! Ludzie uciekają z Kościoła, ta łódź tonie, może nawet już utonęła – a co z biskupami? Jest ich chyba dziewięćdziesięciu. I ani jednego, który mówi „przepraszam”. Zapyta: „Co możemy dla was, dla ofiar, zrobić?”.

Marzyłabym, żeby wyruszyli w Polskę i osobiście, w imieniu Kościoła, przeprosili ofiary molestowania – inaczej na uratowanie tu Kościoła nie ma chyba szans. Rozumiem tych, którzy odchodzą i mówią, że „nie chcą być członkami mafii”.

Ja sama nie odejdę. Wierzę w Boga, wierzę, że Jezus żyje, i że to On wymyślił Kościół i Eucharystię. Miałam też doświadczenia, których nie umiem sobie wyjaśnić. Wiem, że w Kościele jest coś, a raczej Ktoś – ponad.

Bardzo cenię takie działaczki jak Justyna Zorn. Bardzo wątpię jednocześnie, by ktoś wyszedł do niej lub do mnie. Takich ludzi jak ja czy ona traktuje się w Kościele jak wrogów. Jesteśmy niewygodni. Księża nie wierzą, że mogę im pomóc, że mogę pomóc ofiarom ludzi Kościoła. Nie chcą, abym im pomagała.

Nie chciałam patrzeć

Mnie bardzo pomógł mój prawnik, Patryk Łukasiak – jego profesjonalizm i chłodna głowa. Choć sam przyznał potem, że podczas pierwszej rozprawy nie wiedział, jak się wobec mnie zachować. Leżałam wtedy pod ławą. Bałam się. Nie chciałam patrzeć na księdza Michała.

Potem mówił, żebym się wyprostowała i patrzyła mu w oczy. Pisał mi karteczki na aktach, takie liściki jak w podstawówce, komentując wszystko moim językiem. Był ze mną cały czas, te dwa lata – tyle trwał proces.

Pomogła rodzina. Nasze więzi nigdy nie były słabe. Ale to, co zrobili w czasie procesu, sprawiło, że kochamy się na zabój. Im też się wtedy oberwało – obrona księdza Michała wyciągała przeciwko nim różne rzeczy. Przeszliśmy przez to razem.

Dzięki bliskim

Słowo „fundacja” źle mi się kojarzy, bo w fundacjach najczęściej chodzi o to, że jest ktoś biedny, komu się daje pieniądze. A ofiarom Kościoła kasę trzeba dawać od ręki – inna sprawa, że tak naprawdę ona niczego nie załatwi. Tu chodzi o coś więcej.

Mojej samoświadomości, tego zdjęcia etykiety, nie zbudowałam w czasie terapii czy dzięki lekom, które jakiś czas brałam. Uwolniłam się od takiego myślenia o sobie dzięki bliskim mi ludziom, którzy – gdy mówiłam, że jestem problemem – potrafili powiedzieć: „stop”. Pokazywali, co robię dobrze. Robili to ze mną. Byli ze mną. Dzięki temu zobaczyłam inną prawdę o sobie niż „zgwałcona”.

Nie sądzę, by takie działania, jakie planuję, były możliwe w Kościele. Tu zbyt często załatwia się problemy słowami: „pomodlę się za ciebie”. Modlitwa nie wystarczy. Znalezienie mądrego księdza jest trudne. A przecież najbardziej potrzebna jest mądra obecność, a nie wyrzucenie kogoś ze wspólnoty, rekolekcje albo spowiedź, w czasie której słyszysz od przypadkowego księdza: „jesteś na prostej drodze do piekła”.

Ja to przeżyłam – i nie pomogło.

Tak długo jak piłka wytrzyma

Teraz pracuję w przedszkolu naukowo-sportowym, jestem edukatorką i trenerką. Moja terapeutka mówi, że to może dlatego, że wiem, iż dziecko mnie nie skrzywdzi. Ale to nie o to chodzi. Nie ma nic lepszego na świecie od patrzenia na to, jak rozwijają się dzieci.

Lubię widzieć, jak są zaangażowane. Gdy chcą ćwiczyć, gdy pytają, czy robią coś dobrze. Są to momenty, w których wiem, że wspólnie odnosimy jakiś sukces.

Mam też taki pomysł: chciałabym pojechać do sierocińca, na przykład do Ameryki Południowej. Taki wyjazd przyniósłby mi satysfakcję. Pracuję w prywatnym przedszkolu, w którym dzieci chodzą w markowych ciuchach. Ale przecież gdzieś, nie tak daleko, są takie czterolatki, które nie mają co jeść.

I nie chodzi o to, by wykarmić wszystkie dzieci. Ale drobne kroki też się liczą. Pamiętam historię człowieka, który rozdawał piłki w azjatyckich slumsach. Dla tych dzieci to było jak przywrócenie dzieciństwa. Choćby na te kilka godzin, tak długo jak piłka wytrzyma. ©

 KSIĄDZ MICHAŁ L. zgwałcił Agnieszkę dwukrotnie w 2011 r. Miała wtedy 17 lat.

▪ Michał L. do września 2019 r. był kapłanem w archidiecezji gdańskiej. W tym czasie przenoszono go pięciokrotnie z parafii do parafii. Proboszczom nie mówiono o powodach przenosin.

▪ 7 października 2020 r., po kilkumiesięcznym procesie, Michał L. został skazany prawomocnym wyrokiem na 10 lat pozbawienia wolności. Sąd zakazał mu kontaktowania się z Agnieszką oraz zbliżania się do niej na odległość mniejszą niż 50 metrów przez najbliższe 15 lat.

▪ Nigdy już nie będzie mógł pełnić funkcji związanych z opieką nad małoletnimi, musi zapłacić 100 tys. zł zadośćuczynienia.

Jeśli chcesz wesprzeć marzenia Agnieszki o pomocy osobom skrzywdzonym, skontaktuj się z autorem: kmwilczynski@gmail.com

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2021