Wspominając Nikitę

Obiecałem Redaktorowi, że napiszę coś o kulturze. Że w końcu zajmę się jakimś porządnym kulturalnym wydarzeniem, bo ostatnio zrobiłem to długie lata temu, opisując obraz Ilii Repina pod tytułem „Zaporożcy piszą list do sułtana”.

03.02.2020

Czyta się kilka minut

Bo jedna z gazet – wiadomo jaka – wymyśliła, że ludzie kultury, cokolwiek by to znaczyło, powinni napisać list do rządzących, cokolwiek by to znaczyło, żeby byli mądrzejsi i lepsi. Od tamtej pory już się kulturą nie zajmowałem. W każdym razie w felietonach. Ja bardzo zazdroszczę takiemu na przykład Krzyśkowi Vardze, bo on gdzie nie spojrzy, to widzi kulturę. Ba, on od razu widzi gotowy felieton o kulturze. Co tydzień. No więc czuję zazdrość i podziw. Może to się bierze z wczesnej młodości, bo on kończył Liceum św. Augustyna, a ja poszedłem do zakładowej szkoły przy Fabryce Samochodów Osobowych. Bez sukcesu zresztą. Jeśli Varga jest istnym drapieżnikiem kultury i wszędzie węszy zdobycz, to ja nie jestem nawet przeżuwaczem. Patrzę jak wół na jakieś wrota i nie odróżniam kultury od reszty.

Więc dałem spokój i w święta czytałem biografię Chruszczowa. Dość starą zresztą, ale biografie nie starzeją się tak szybko, zwłaszcza gdy ich bohaterowie już nie żyją. Autorstwa Williama Taubmana, wydana po polsku w 2012 r. przez oficynę Bukowy Las. Im jestem starszy, tym bardziej jestem ciekaw, ile straciłem w dzieciństwie nie interesując się polityką. Zresztą czegóż bym się wtedy dowiedział z czarno-białej telewizji, i na dodatek jeszcze cenzurowanej. Polecam młodzieży karkołomne ćwiczenie intelektualne: wyobrazić sobie czarno-biały obraz, jeden kanał i jeszcze cenzurę. No ale wyobrażanie sobie cenzury to oddzielne ćwiczenie na giętkość intelektu...

W każdym razie Nikita Chruszczow w książce Taubmana to postać, od której nie można oderwać oczu. Syn zapadłej ukraińskiej Kalinówki, „uczył się tylko dwie zimy, a jego ojciec zapłacił księdzu za naukę dwoma pudami ziemniaków”. Gdy porzucił rolnictwo dla ślusarstwa i przeniósł się do miasteczka Juzowka, „zbudował ze złomu rower”. Zaraz później zamontował do niego silnik i miał motocykl. Dwadzieścia parę lat później, gdy Stalina już wypchają i zabalsamują, jego najwierniejszy uczeń, też nielicho unurzany we krwi, raptem zmienia front i na początek eliminuje arcyspryciarza Berię, który w dodatku niczego się nie spodziewa. On, geniusz manipulacji, daje się podejść jak dziecko chłopkowi-roztropkowi, który na nocnych przyjęciach u Józefa Wissarionowicza bawił towarzystwo tańcząc hopaka. Niedługo potem zabiera się za pamięć samego Wodza, usuwając go z pamięci narodu oraz światowego komunizmu (wyjąwszy Chiny oraz Albanię) i z mauzoleum. A komunizm i naród spokojnie się na to godzą. To mniej więcej coś takiego, jakby nowo wybrany papież ogłosił, że Boga nie ma, Kościół pokiwałby tylko głową i rozszedł się do domów.

Mały, okrągły, o prosięcej twarzy. Przypominał gnoma, postać z bajki albo wańkę-wstańkę. Parę lat później poleci do Ameryki nowym, ledwo co oblatanym Tu-114. Żeby pokazać Jankesom, na co stać ZSRR. Będzie się przechwalał, awanturował i wpadał w panikę na widok niezliczonej ilości sztućców przy swoim nakryciu podczas przyjęć.

A jeszcze później wyśle na Kubę pociski balistyczne z głowicami atomowymi. Właściwie bez jakiegoś sprecyzowanego planu. Trochę w obronie Fidela Castro po nieudanym desancie w Zatoce Świń, trochę żeby zaszachować Amerykę w sprawie Berlina zachodniego, trochę po to, by sprawdzić, co się stanie. W dodatku z dziecięcą wiarą, że Waszyngton niczego nie zauważy. Nie zauważy 40 tysięcy żołnierzy, czołgów, samolotów, ciężarówek i dwudziestometrowych rakiet płynących przez Atlantyk. I zdaje się, że właśnie ciekawość, co się stanie, była prawdziwym powodem. W każdym razie, gdy sprawa wyszła na jaw, świat struchlał, a ludzie zaczęli drążyć schrony i gromadzić zapasy.

Tak. Nie można od Nikity Chruszczowa oderwać wzroku. Od bosonogiego syna Kalinówki, który własnoręcznie skonstruował rower, a potem jeszcze zmienił go w motocykl. Widzę, jak zaciera ręce i z prysiudami puszcza się w hopaka. Chichocze, prosięco różowieje, gdy świat zaczyna schodzić do schronów.

Piszę to liryczne wspomnienie o Chruszczowie akurat w dniach, gdy inna malownicza postać wysłała drona, by zabić irańskiego generała, którego nie lubiła. Trump w pewnym sensie przypomina Chruszczowa. Obaj wyglądają tak, jakby się wzięli z jakiejś opowieści. Nikita ze starodawnej bajki o głupim Jasiu, który został koniec końców królem-błaznem, przed którym drży świat. Trump jednak jest przy nim postacią z kreskówki. Wysyła ledwo drona. A świat martwi się jedynie o to, by nie wzrosła cena ropy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2020