Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bo jedna z gazet – wiadomo jaka – wymyśliła, że ludzie kultury, cokolwiek by to znaczyło, powinni napisać list do rządzących, cokolwiek by to znaczyło, żeby byli mądrzejsi i lepsi. Od tamtej pory już się kulturą nie zajmowałem. W każdym razie w felietonach. Ja bardzo zazdroszczę takiemu na przykład Krzyśkowi Vardze, bo on gdzie nie spojrzy, to widzi kulturę. Ba, on od razu widzi gotowy felieton o kulturze. Co tydzień. No więc czuję zazdrość i podziw. Może to się bierze z wczesnej młodości, bo on kończył Liceum św. Augustyna, a ja poszedłem do zakładowej szkoły przy Fabryce Samochodów Osobowych. Bez sukcesu zresztą. Jeśli Varga jest istnym drapieżnikiem kultury i wszędzie węszy zdobycz, to ja nie jestem nawet przeżuwaczem. Patrzę jak wół na jakieś wrota i nie odróżniam kultury od reszty.
Więc dałem spokój i w święta czytałem biografię Chruszczowa. Dość starą zresztą, ale biografie nie starzeją się tak szybko, zwłaszcza gdy ich bohaterowie już nie żyją. Autorstwa Williama Taubmana, wydana po polsku w 2012 r. przez oficynę Bukowy Las. Im jestem starszy, tym bardziej jestem ciekaw, ile straciłem w dzieciństwie nie interesując się polityką. Zresztą czegóż bym się wtedy dowiedział z czarno-białej telewizji, i na dodatek jeszcze cenzurowanej. Polecam młodzieży karkołomne ćwiczenie intelektualne: wyobrazić sobie czarno-biały obraz, jeden kanał i jeszcze cenzurę. No ale wyobrażanie sobie cenzury to oddzielne ćwiczenie na giętkość intelektu...
W każdym razie Nikita Chruszczow w książce Taubmana to postać, od której nie można oderwać oczu. Syn zapadłej ukraińskiej Kalinówki, „uczył się tylko dwie zimy, a jego ojciec zapłacił księdzu za naukę dwoma pudami ziemniaków”. Gdy porzucił rolnictwo dla ślusarstwa i przeniósł się do miasteczka Juzowka, „zbudował ze złomu rower”. Zaraz później zamontował do niego silnik i miał motocykl. Dwadzieścia parę lat później, gdy Stalina już wypchają i zabalsamują, jego najwierniejszy uczeń, też nielicho unurzany we krwi, raptem zmienia front i na początek eliminuje arcyspryciarza Berię, który w dodatku niczego się nie spodziewa. On, geniusz manipulacji, daje się podejść jak dziecko chłopkowi-roztropkowi, który na nocnych przyjęciach u Józefa Wissarionowicza bawił towarzystwo tańcząc hopaka. Niedługo potem zabiera się za pamięć samego Wodza, usuwając go z pamięci narodu oraz światowego komunizmu (wyjąwszy Chiny oraz Albanię) i z mauzoleum. A komunizm i naród spokojnie się na to godzą. To mniej więcej coś takiego, jakby nowo wybrany papież ogłosił, że Boga nie ma, Kościół pokiwałby tylko głową i rozszedł się do domów.
Mały, okrągły, o prosięcej twarzy. Przypominał gnoma, postać z bajki albo wańkę-wstańkę. Parę lat później poleci do Ameryki nowym, ledwo co oblatanym Tu-114. Żeby pokazać Jankesom, na co stać ZSRR. Będzie się przechwalał, awanturował i wpadał w panikę na widok niezliczonej ilości sztućców przy swoim nakryciu podczas przyjęć.
A jeszcze później wyśle na Kubę pociski balistyczne z głowicami atomowymi. Właściwie bez jakiegoś sprecyzowanego planu. Trochę w obronie Fidela Castro po nieudanym desancie w Zatoce Świń, trochę żeby zaszachować Amerykę w sprawie Berlina zachodniego, trochę po to, by sprawdzić, co się stanie. W dodatku z dziecięcą wiarą, że Waszyngton niczego nie zauważy. Nie zauważy 40 tysięcy żołnierzy, czołgów, samolotów, ciężarówek i dwudziestometrowych rakiet płynących przez Atlantyk. I zdaje się, że właśnie ciekawość, co się stanie, była prawdziwym powodem. W każdym razie, gdy sprawa wyszła na jaw, świat struchlał, a ludzie zaczęli drążyć schrony i gromadzić zapasy.
Tak. Nie można od Nikity Chruszczowa oderwać wzroku. Od bosonogiego syna Kalinówki, który własnoręcznie skonstruował rower, a potem jeszcze zmienił go w motocykl. Widzę, jak zaciera ręce i z prysiudami puszcza się w hopaka. Chichocze, prosięco różowieje, gdy świat zaczyna schodzić do schronów.
Piszę to liryczne wspomnienie o Chruszczowie akurat w dniach, gdy inna malownicza postać wysłała drona, by zabić irańskiego generała, którego nie lubiła. Trump w pewnym sensie przypomina Chruszczowa. Obaj wyglądają tak, jakby się wzięli z jakiejś opowieści. Nikita ze starodawnej bajki o głupim Jasiu, który został koniec końców królem-błaznem, przed którym drży świat. Trump jednak jest przy nim postacią z kreskówki. Wysyła ledwo drona. A świat martwi się jedynie o to, by nie wzrosła cena ropy. ©