Wślizgnąć się do ich świata

Ewa Błaszczyk: Moja córka jest od 16 lat w śpiączce. Nie cierpi, czasem się nawet śmieje. Więc tam, gdzie się znajduje, może nie jest aż tak źle.

28.03.2016

Czyta się kilka minut

Ewa Błaszczyk / Fot. Marcin Kaliński / PAP
Ewa Błaszczyk / Fot. Marcin Kaliński / PAP

MAGDALENA KICIŃSKA: Co jest w tym czekaniu najtrudniejsze?

EWA BŁASZCZYK: Myślenie życzeniowe, łapanie się fikcji, iluzji, pragnień, zatracenie się w nich. Bo dużo w czekaniu potrzeba mocnego stąpania po ziemi, nie tylko żeby przetrwać, ale żeby dać coś osobie, która potrzebuje nas całych, a nie rozdartych między tym, co jest, a co mogłoby być. Trudno jest znaleźć równowagę między tymi dwiema skrajnościami, to jak odbijanie się od ścian, ciągle, bez przerwy. Małymi krokami trzeba sobie tę ścieżkę do bycia pośrodku wydeptać.

Jak długo trwało to u Pani?

Szesnaście lat – i nie ma mety. To proces ciągłego zdobywania się na to, żeby w swoim chceniu tego, co powinno się wydarzyć, dopuścić do głosu osobę, która śpi, zrobić jej miejsce.

Jej chcenie postawić ponad nasze. To jest najtrudniejsze w towarzyszeniu osobom, które zapadły w śpiączkę. Nie ma zasady, jak w takich sytuacjach reagować, trzeba to przede wszystkim przyjąć jako proces: zrozumieć, że to się nie „stało” i zaraz „odstanie”, tylko że to się ciągle dzieje. Być w tym, nie obok.


CZYTAJ TAKŻE:

Reportaż Magdaleny Kicińskiej: Jest w Polsce miejsce, w którym pacjenci w śpiączce wracają do życia. W marcu wybudziło się tu aż dwoje dzieci.


Powtarza Pani, że wybudzenie to żaden cud.

Bo to praca. Ciężka, systematyczna praca, oparta na ufności, bezgranicznie i beznadziejnie upartej. I na cierpliwości. Sukces, jeśli w ogóle następuje, przychodzi w spokoju. Takie ma cechy: brak gwarancji, długi czas oczekiwania, drobne przejawy. Kiedy przyjmie się tę sytuację i wejdzie w ten świat, prędzej czy później zacznie się go wespół z tym, który śpi, odczuwać. Przeoranie duszy, które się wtedy dokonuje – bez względu na to, czy dotyczy osoby wierzącej, czy nie – niesie wypełnienie dla tego nowego życia i stąd najpewniej czerpie się siłę, żeby codziennie rano wstawać. I być: nie tylko towarzyszyć, ale właśnie współżyć z kochanym człowiekiem, który od chwili zaśnięcia doświadcza świata w sposób nam niedostępny. Do tego świata jednak możemy się czasem wślizgiwać.

Co można stamtąd przynieść tu?

Jedni mówią, że śpiączka bliskiego ustawia priorytety, przewartościowuje życie. Nie trzeba szukać w tym racjonalizacji. Tak po prostu jest. Wypadek Oli odebrał mojemu światu mnóstwo głupoty. Gdzieś przeczytałam ostatnio: „Cellulit – problem XXI wieku”... Z mojej skóry stan Oli starł cały ten lepki świat nieistotności. Przyniósł dystans wobec tego, co nieważne, co nie ma znaczenia. Dał mi też świadomość, której się w sobie nie spodziewałam – otworzył na doświadczenie świata na takim poziomie, jaki wcześniej nie był mi dostępny. I to nie tylko w kontakcie z nią, ale w kontakcie z ludźmi, z przyrodą nawet: głębsze, pełniejsze. Albo zupełnie intuicyjne. Ktoś, kto się wybudził, powiedział mi kiedyś, że bycie w tym stanie to bycie bez płci, wieku, mowy, bycie samą tylko świadomością. Ktoś inny mówił, że tam nie ma nic, że to wyłącznie absolutne zawieszenie, tajemnica.

Ja w kontakcie z Olą poznałam bliskość, która rodzi się ze zrozumienia czyjegoś położenia, tak diametralnie różnego od mojego, że żeby go dotknąć, musiałam odrzucić wszystkie znane mi schematy komunikacji, ale i własne maski, strome spojrzenia, którymi obdarzałam świat i innych. Zamiast tego musiałam nauczyć się czuć ludzi i otworzyć na to, jak oni czują świat.

Wejść w ten świat, zamiast próbować wyciągnąć z niego Olę? 

Żeby w nim z nią pobyć, wślizgnąć się tam. Moja córka jest w stanie stabilno-stacjonarnym. Nie cierpi, czasem się nawet śmieje.

Więc tam, gdzie się znajduje, może nie jest aż tak źle. Istnieją teorie, jak psychoterapeuty Arnolda Mindella, że tego, który śpi, przed wybudzeniem powstrzymuje jakiś lęk, który jest na zewnątrz, że najpierw musi się z nim uporać, żeby wrócić. Że to śpiący podejmuje decyzje, czy tego chce, czy nie. I że czasem jest to też decyzja, żeby odejść, umrzeć. Psychologia procesu, którą m.in. Mindell proponuje, zakłada dopuszczenie do świadomości, iż śpiący ma wolę, tylko, z różnych przyczyn, nie możemy jej z zewnątrz poznać. Wciąż jeszcze bardzo mało wiemy o mózgu, duszy, o tym, co się dzieje w tych, którzy śpią.

Ale nieustannie próbuje Pani tę wiedzę zdobywać.

Mówiłam: od ściany do ściany... Staram się zachować w sobie otwartość na to, co nowego pojawia się w medycynie. W listopadzie Fundacja zorganizowała konferencję, byli lekarze z całego świata, m.in. Japończycy, prof. Tetsuo Kanno i prof. Isao Morita. Dzięki takim spotkaniom w maju znów przyjadą do Polski, żeby wraz z zespołem prof. Wojciecha Maksymowicza w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Olsztynie przeprowadzić pierwsze w Europie wszczepienie stymulatorów sznura tylnego rdzenia kręgowego. To eksperymentalna metoda, dostępna dla pacjentów do 35. roku życia. Jej wyniki to poprawa stanu u ponad 60 proc. pacjentów, u których była stosowana – część z nich zaczęła chodzić, lepiej się komunikować.

Ola będzie w tej grupie?

Tak, jako jedna z czterech. „Budzik” z założenia nie był budowany dla niej. Przez nią, dzięki niej, dla odnalezienia sensu, żeby się go złapać, ale nie dla niej jako pacjentki. Bo „Budzik” to tzw. krótka stacja, pomaga się w niej pacjentom niedługo po urazie i pomoc ta może trwać maksymalnie półtora roku. Dla tych, u których nie nastąpiła znacząca poprawa, przewidziana jest tzw. długa stacja.

Planuje Pani jej wybudowanie?

Taka placówka działa w Toruniu, przy Fundacji „Światło”. Moja Fundacja zajmuje się teraz przede wszystkim leczeniem eksperymentalnym, jak np. wspomniane stymulatory. Są na świecie lekarze, którzy podejmują wciąż nowe próby, chcą dzielić się efektami. Japończycy przyjadą do Olsztyna na własny koszt, pierwsze stymulatory mamy podarowane – cena jednego to 70 tys. zł. Wszystko dalej finansować będzie Fundacja. Również nasz kolejny program eksperymentalny, który dotyczy terapii komórkami macierzystymi.

Jeździła Pani z córką przez trzy lata do Rosji, gdzie je Oli wszczepiano. 

Choć przełomu nie było, wiem, że ta terapia poprawiła stan Oli. We Wrocławiu już jest realizowany taki program – u chorych na stwardnienie rozsiane. My chcemy rozszerzyć to na pacjentów w śpiączce.

Zależy mi też na uruchomieniu wreszcie kliniki takiej jak „Budzik”, ale dla dorosłych. Nie mamy kolejki do „Budzika”, jednak codziennie odbieramy rozpaczliwe telefony, by przyjąć dorosłych pacjentów w śpiączce. Czasem 18 lat skończyli kilka miesięcy temu, czasem kilkanaście, ale mamy związane ręce. Poza nimi jest też cała grupa pacjentów starszych, którzy pozostają w stanie minimalnej świadomości, w komie, od lat, ale wciąż jest dla nich jakaś nadzieja. Gdyby objąć ich specjalistyczną pomocą, można byłoby poprawić ich stan i jakość życia. Z prof. Maksymowiczem pracujemy nad tym bardzo intensywnie, od ponad roku rozmawiamy z Ministerstwem Zdrowia. Budynek już stoi, nie trzeba go konstruować od podstaw jak „Budzika” dla dzieci; program leczenia dostał pozytywną ocenę Agencji Oceny Technologii Medycznych, czekamy tylko na odpowiednie rozporządzenie. Brakuje kropki nad i, żeby ta placówka mogła przyjąć pacjentów, którzy tego naprawdę potrzebują. Każdy dzień czekania oznacza, że kogoś bezpowrotnie tracimy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2016