Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Animacja Pixara jest sequelem słynnego „Gdzie jest Nemo?”, filmem z przesłaniem radykalnie niezgodnym z wszystkim, co przyniosło Trumpowi prezydenturę: że ekologia, że łączenie rodzin, że nie masz Żyda ni Greczyna, że keine Grenzen nie oprą się miłości. I teraz świat wstrzymuje oddech, próbując wykopać jakieś głębsze znaczenie prezydenckiej decyzji o doborze pierwszego filmu nowej władzy w Białym (nomen omen) Domu. Dlaczego nie „Narodziny narodu”? Dlaczego nie „Kevin sam w domu”? Przypadek? Czyżby empatia? Czyżby altruizm? Czyżby? Donald lubi animacje. Donald ma również i małe dziecko.
Donald jest prorodzinny, i to po wielekroć. Donald wspiera amerykański przemysł (chodzi o dzieło Pixara). Poczwórne poszlaki wiodące do wniosku, że wybór pierwszej projekcji nie padł łupem przypadku, a raczej jest owocem świadomie i cierpliwie wypielęgnowanej, procesualnej decyzji. Chodzi o rybki i o akwarium.
I właśnie wtedy, kiedy my, Ziemianie, zaczęliśmy po cichu cieszyć się z subtelnej sugestii, że może Donald Trump jednak nie rozwali NATO, Europy i świata, poczęliśmy czerpać otuchę z jego ludzkiego oblicza, wszystko wzięło w łeb. Sean Spicer, świeży, ale już niezapomniany rzecznik prasowy Białego Domu, oznajmił, że Trump nie oglądał „Gdzie jest Dory?”. No, może 60 sekund, gdyż po prostu powitał pracowników Białego Domu oraz ich pociechy, a następnie – nie oglądając się na ekran – „powrócił do pracy”. Ostatni cytat jest wielce niepokojący, nawiasem mówiąc. Aha, rzecznik wyjaśnił sprawę za pomocą Twittera, oczywiście.
Ech! Nie warto marzyć, nie warto rojeń śnić, point de reveries – jak rzekłby John Kerry (ale nie rzeknie, bo zna francuski i dlatego Amerykanie go nie wybrali). Lista zajęć Trumpa na niedzielę: król Arabii Saudyjskiej Salman bin Abd-Aziz, następca tronu Zjednoczonych Emiratów Arabskich książę Mohammed bin Zayed oraz oczywiście Hwang Kyo-ahn – przywódca Korei Południowej (Czajna, Czajna, Czajna, Czajna, Czajna, Czajna, Czajna). A rybka gdzie? Tylko kilkadziesiąt sekund, i to nieuważnie.
Trump raczej lubi filmy kręcić, nawet podświadomie, w Moskwie. Prosty podział świata: Trump kręci, inni oglądają. Niestety. ©