Wolność wcale nie jest łatwa

Dwa lata temu Rewolucja Róż tchnęła nadzieję w gruzińskie społeczeństwo. W atmosferze pokojowych protestów ustąpił wywodzący się z radzieckiej elity politycznej prezydent Eduard Szewardnadze. Przyszedł czas demokracji.

28.08.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Dziś Tbilisi kipi życiem. Główną ulicą - szeroką aleją Rustawelego - mkną zdezelowane wołgi i łady. Pas na środku jezdni nieoficjalnie przeznaczony jest dla toyot i mercedesów. Kto jeździ błyszczącymi wielkimi wozami? Najprawdopodobniej ważni politycy i mafia.

W sklepikach - tworzonych nawet w piwnicach bloków - kultura Zachodu łączy się z gruzińską. Można kupić gruzińskie pieczywo lawasz i coca-colę.

Domów zrujnowanych na skutek trzęsień ziemi i walk ulicznych nikt nie odnawia.

Prowincja żyje inaczej. Działacze organizacji pozarządowych mówią, że Tbilisi i reszta Gruzji to odrębne światy. Marina Elbaqidze, działaczka pozarządowej organizacji Caucasus Institute for Peace, Democracy and Development:

- Mniejszości ormiańska w Dżawahetii i azerska w Dolnej Kartlii nie znają języka gruzińskiego, czasem nawet rosyjskiego. Czują się izolowane przez Gruzinów, na przykład na rynku pracy, ale prawdą jest też, że i sami Gruzini są bezrobotni.

Marina uważa, że rząd w Tbilisi nie ma spójnej i długofalowej polityki dla dalszych regionów. Przypomina, jak Ormianie z Haczkaru w Dżawahetii chcieli postawić pomnik ku czci przodków pomordowanych na początku XX wieku przez Turków. Lokalny rząd wydał zgodę. Działo się to tuż po Rewolucji Róż. Ale ktoś na górze się przestraszył i na noc przed odsłonięciem pomnika wydał policji rozkaz, by go usunąć. Zaraz potem zdenerwowani Ormianie usłyszeli jeszcze co innego: - Możecie ustawić pomnik, ale nie organizujcie uroczystości.

- Wszystko dlatego, że rząd Gruzji boi się zadrażniać stosunki z południowym sąsiadem - Turcją - tłumaczy Marina. Ale zaraz uzupełnia: - Chociaż Ormianie to katolicy, a Gruzini są prawosławi, razem obchodzą Wielkanoc. A jeśli wypada jednego dnia dla jednych, a drugiego dla drugich, i tak świętują razem: dwa razy w roku.

Lewan Khetaguri, teoretyk teatru, zastępca rektora Państwowego Uniwersytetu Teatru i Filmu im. Szoty Rustawelego mówi, że Rewolucja Róż była sukcesem polityków opozycji, skutecznego marketingu, ale przede wszystkim społeczeństwa, które chciało zmian. Miała cechy artystycznego przedsięwzięcia. - Dziś pojawiły się nowe problemy: wraz z Rewolucją Róż powstała autocenzura. Dziennikarze czują strach przed nową władzą, są od nich zależni. Stacje telewizyjne zaprzestały nadawania debat politycznych.

Obawy te podziela Giorgi Pkhakadze z Association of Reforms Support z Kutaisi: - Oczywiście popierałem Rewolucję Róż, ale za mało się zmieniło, nie wszystko idzie jak trzeba.

Pkhakadze mówi także o politykach i popach, którzy grają na dwa fronty, pod pretekstem ochrony gruzińskiej tożsamości (głównie przed Unią Europejską) zaskarbiają sobie zwolenników wśród zwykłych ludzi. - Kiedy idę do cerkwi, wiem, po co to robię, modlę się. A księża chcą, by im potakiwać i bezmyślnie wykonywać ich polecenia. Nie chcę, żeby mój pięcioletni syn uczęszczał do takiej cerkwi.

Z drugiej strony Pkhakadze boi się, żeby podczas przyłączania się do Unii Europejskiej Gruzja nie straciła własnej tradycji: połączenia dziedzictwa europejskiego i azjatyckiego, bizantyjskiej architektury, tradycji tolerancji i współżycia różnych grup etnicznych.

Tymczasem Lewan Berdzenishvili, szef opozycyjnej Partii Republikańskiej, przypomina: - W samej rzeczy, nigdy nie byliśmy tak tolerancyjnymi, jak tego wymagali od nas inni. Jeśli Gruzja będzie mniej chwalić się swoimi zaletami, a pilniej studiować praktykę tolerancji, to pojawi się dla nas szansa. Wierzę w swoje społeczeństwo nie dlatego, że to było dobre społeczeństwo, ale dlatego, że takie będzie.

W południe przed budynkiem Fundacji Sorosa przy ul. Czowelidze zbiera się kilkudziesięcioro zawiedzionych i niezadowolonych - głównie starszych, ale widać też młode dziewczyny. Trzymają transparenty i skandują hasła: “aby obcy opuścili Gruzję". Energiczna pani zagrzewa do aktywniejszego uczestnictwa w demonstracji, zatrzymuje wchodzących i wychodzących interesantów. Tłumaczy, że George Soros [amerykański finansista i filantrop wspierający ruchy demokratyczne - red.] zainstalował na fotelu prezydenta Gruzji marionetkę wbrew woli narodu. Pani nazywa się Manana Archvadze-Gamsakhurdia, jest żoną byłego prezydenta państwa.

Gruzini mówią, że takie demonstracje to folklor i niewielu zwraca na nie uwagę. Ale ojciec Bazyli Kobahidze, któremu cerkiew zabroniła wygłaszania kazań, wcale tego nie bagatelizuje: - Zjawiskiem, które martwi, jest religijny nacjonalizm w Gruzji. Byliśmy kolonią ZSRR przez tyle lat. Edukacja księży zanikła w XX wieku. Panuje ciemnota. U nas z rozmysłem przyjmowano do cerkwi niewykształconych. Dziś zdobyli mocną pozycję, zwłaszcza wśród mnichów. W prawosławiu tylko mnisi mogą zostać biskupami. Większość z nich propaguje nacjonalizm, fundamentalizm, antysemityzm. Duży wpływ na nasz Kościół wywiera Rosyjska Cerkiew Prawosławna. Księża często opowiadają: “Bóg mówi po gruzińsku, Bóg kocha Gruzinów, a św. Maria to nasza święta". A i politycy, którzy oficjalnie deklarują wolę stowarzyszenia z Unią Europejską, organizują konferencje pseudonaukowe, podczas których straszą Europą jakoby w obronie starożytnej gruzińskiej tradycji i tożsamości.

Lewan Khetaguri jest znacznie bardziej optymistyczny w diagnozowaniu sytuacji w Gruzji: - Istnienie próbujących jednoczeście realizować dwa różne pragnienia nie jest w Gruzji nowością. Być może nie dostrzegają oni konfliktu pomiędzy ruchem narodowym i ideą społeczeństwa otwartego. Największe nadzieje pokładam w młodym pokoleniu, tym, które dopiero nadejdzie.

Nowy rząd Gruzji jest oficjalnie prozachodni. Tworzą go młodzi ludzie, którzy zdobyli wykształcenie w Stanach i zamiast rosyjskiego władają angielskim. Mentalnie jednak wciąż tkwią w poprzednim systemie. Myślą, że można prowadzić podwójną grę, być otwartym i nacjonalistycznym jednocześnie. Społeczeństwo gruzińskie zdało egzamin: przeżyło wojnę domową, konflikty etniczne. Wielu młodych ludzi zginęło w ostatnich latach. Gruzini byli całkiem zamożni w czasach sowieckich, ale dzisiaj nie ma żadnej poważnej siły politycznej, która by chciała odnowienia czegoś na kształt Związku Radzieckiego czy zacieśnienia stosunków z Rosją. Nie ma takiego społecznego życzenia. Wszyscy rozumieją, że wolność wcale nie jest łatwa.

Dziękuję Fundacji Pogranicze i European Cultural Foundation z Amsterdamu za sfinansowanie mojej wyprawy na konferencję zorganizowaną w Domu Kaukaskim przez sejneńskie Pogranicze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2005