Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rodziny nie wybieramy, nie wybieramy też ojczyzny. Wprawdzie obie te wspólnoty możemy porzucić (pierwszą z większym, drugą z mniejszym trudem), ale zdarza się to na tyle rzadko, że stanowi wyjątek. Interesujące, że otwarte granice i możliwości zamieszkania, jakie niedawno stworzyła Unia Europejska, są w niewielkim stopniu wykorzystywane. Nieco ludzi poszukujących pracy i nieco emerytów - i to wszystko.
Natomiast wybieramy przyjaciół, środowisko towarzyskie czy też wspólnotę religijną. Różnica między wspólnotami niedobrowolnymi a dobrowolnymi polega tylko na tym, że z dobrowolnych możemy w każdej chwili wystąpić, chociaż w praktyce jest to często trudne. Jednakże przynależność do każdej wspólnoty ogranicza naszą wolność i jest to nieuniknione. Nawet w najbardziej banalnej sytuacji towarzyskiej, kiedy odmówimy udziału w planowanych zajęciach czy rozrywkach, psujemy nastrój i nie jesteśmy dobrymi członkami wspólnoty. Musimy więc zgłaszając akces do wspólnoty, dobrze wiedzieć, że jednocześnie rezygnujemy z części naszej wolności.
Problem ten nie był tak doniosły, a w każdym razie, tak wyraźnie uświadamiany sobie przez ludzi, dopóki nie nadeszła era indywidualizmu, w jakiej teraz żyjemy. Indywidualizm ma liczne zalety, jesteśmy i czujemy się wolni oraz mamy prawo robić, co nam się zachce, bez względu na opinię publiczną, obowiązujące wzorce i mody. Indywidualizm ma jednak konsekwencję, która już stała się przedmiotem obserwacji i troski socjologów i psychologów, a mianowicie samotność. W zasadzie wszyscy są zgodni co do tego, że utrzymanie, a nawet umocnienie rozmaitego rodzaju więzi społecznych jest potrzebne, a nawet niezbędne dla istnienia społeczeństwa. Gdyby nie istniały więzi społeczne, co miałby oznaczać postulat realizacji “dobra wspólnego"? A równocześnie obserwujemy strach przed silnymi więziami społecznymi, obawę przed zawłaszczeniem przez wspólnotę części naszej wolności.
Robert Putnam, Francis Fukuyama i wielu innych wybitnych myślicieli uważa, iż erozja więzi społecznych i zaufania, z jaką mamy obecnie do czynienia, może doprowadzić do osłabienia cywilizacji zachodniej. A ponadto powoduje zanik solidarności społecznej, z jakim w drastycznej formie mamy do czynienia obecnie w Polsce. W efekcie ubożsi lub znajdujący się w trudniejszej sytuacji są skazani sami na siebie, czyli zapadł już na nich wyrok.
A przecież żadne formy przymusu państwowego czy przymusu opinii publicznej na nic w takich przypadkach się nie zdadzą. Dostaliśmy tak dużo wolności, jak nigdy w dziejach. Także wolności od opinii publicznej i od wspólnot wszelkiego rodzaju. Teraz do nas należy decyzja, co z tą wolnością uczynimy. Kiedy ks. Józef Tischner pisał o trudnym darze wolności, myślał właśnie o tej naszej wyjątkowej sytuacji. Wolni uczestnicy wspólnot - to niemożliwe. Nie możemy, jak małe dziecko, obrazić się i powiedzieć:“ jak tak, to ja się z wami nie bawię". A z drugiej strony ostrożność w zgłaszaniu akcesu do wspólnoty powoduje, że zachowujemy się jak stary kawaler, który nagle orientuje się, że już zostanie sam do końca życia.
Kłopot zatem polega na tym, że wszystko od nas zależy, a nie jest to sytuacja, którą zawsze lubimy. Od nas też zależy, czy będziemy uczestniczyli w dobrych wspólnotach dobrego społeczeństwa, czy w niebezpiecznych, na skutek ich skłonności do dominacji nad jednostką, wspólnotach ideologicznych lub religijnych, ale fundamentalistycznych.