Wokół Dekalogu

Tekst jest skróconą wersją książki Wokół Biblii. Z ks. Józefem Tischnerem rozmawia Ewelina Puczek, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Znak. Złożyły się na nią rozmowy nagrane w katowickim ośrodku TVP w latach 1994-95, poświęcone wybranym księgom Starego Testamentu..
 /
/

EWELINA PUCZEK: - Przykazania poprzedzają słowa: "Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli". Stwórca zaczyna od przypomnienia, kim jest i co mu Izraelici zawdzięczają...

Ks. JÓZEF TISCHNER: - Proponuję te słowa zinterpretować inaczej: nie chodzi tu o to, co Mu zawdzięczają, ale o to, że Bóg nimi kieruje, że stanął na ich drodze. Spotkanie z Bogiem zawsze musi z czegoś wyzwalać: Izraelitów wyzwoliło z niewoli, człowieka wyzwala z grzechu. Jeśli nic się w nas nie zmieni, nie może być mowy o tym, że Stwórca stanął na naszej drodze.

- "Nie będziesz miał innych bogów przede Mną!". Dlaczego Pan Bóg tak rygorystycznie to ujął?

- Bo uważał, że tylko On jest w stanie dać człowiekowi to, co jest najwyższą dla niego wartością, a mianowicie - wolność. Znani z poprzednich kultur bogowie żywiołów - ognia czy wody - utrzymywali człowieka w nieustającym poczuciu zagrożenia, a więc w zniewoleniu. Dlatego Bóg ostrzega: jam ciebie wyzwolił, zatem nie będziesz hołdować tym, którzy traktowali cię jak niewolnika...

- Kolejne przykazanie: "Nie bierz imienia Pana Boga nadaremnie". Z imieniem Boga na ustach człowiek robił rzeczy straszne!

- Ludzie uważają, że jak dążą do czegoś, na czym im zależy, a w ich subiektywnej ocenie słuszność jest po ich stronie, mają Boga za sobą. I tak z okopów po obu stronach do niebios płyną te same słowa modlitewnych próśb. Właśnie przed takim instrumentalnym traktowaniem Boga przestrzega to przykazanie. Jest w nim zawarta także krytyka tego, co dzisiaj nazywamy “religią polityczną", czyli takiej ideologii, która uważa, że środkami religijnymi można dążyć do osiągnięcia władzy świeckiej.

- Co takiego jest w tej władzy, że zabiegamy o nią, nie przebierając w środkach?

- Sam się temu dziwię... Ja po stokroć wolę myśli wielkich filozofów! Wtedy można się spierać, intelektualnie mocować, stosując siłę perswazji, a nie środki przymusu. Jeśli uda mi się kogoś przekonać, jest to także pewnego rodzaju “panowanie", “władanie" kimś. Wtedy doznaję uczuć, których niejeden człowiek z najwyższych stanowisk mógłby mi pozazdrościć.

- Przykazanie trzecie traktuje o pracy i wypoczynku: człowiek ma przez sześć dni pracować, ale siódmy dzień jest święty.

- Piękna sprawa! Dowód na to, że słowa idące jakby z zewnątrz celnie trafiają w potrzeby ludzkiej natury. Dlatego często podkreśla się, że Dziesięć Przykazań to wykładnia prawdy o nas. Niedzielny odpoczynek powinien być czasem, w którym dominuje bezinteresowność. Możemy zrobić coś dla wzbogacenia siebie i bliźnich, dla ich dobra. Wtedy dopiero można dojść do szczytu góry Synaj, którą nosimy w sobie. Możemy wejść na nią i... zaśpiewać całym sobą. Po góralsku nazywa się to “wierchowanie". Jest nawet takie powiedzenie: “Wse wierchował nie bees, ale coś uwierchował, to twoje". Wierchujmy zatem w niedzielę.

- I wreszcie: "Czcij ojca swego i matkę swoją". Czy nie uważa Ksiądz, że wagę tego przykazania rozumiemy i doceniamy dopiero wtedy, kiedy sami zostajemy rodzicami lub - gdy tracimy matkę czy ojca?

- W pytaniu tym jest dużo prawdy o relacjach rodzice-dzieci. Inną sprawą jest przekonanie, że za to, co uczyniliśmy naszym rodzicom, odpłacą nam nasze dzieci. Wiara w tę zależność pomaga budować więź pomiędzy dziećmi a rodzicami. Jest doświadczaniem nadziei, która wiąże nas z przeszłością i pozwala optymistycznie myśleć o przyszłości.

Nasza cywilizacja podniosła motyw winy przenoszonej z rodziców na dzieci do rangi sztuki. Przykładem jest Edyp, którego zbrodnia ciążyła nad potomstwem. Nic nie mogło odwrócić tego losu; stąd tragedia Antygony. Ale kiedy przyjrzeć się historii Abrahama, sytuacja się odwraca. Błogosławieństwem ojca, jego nadzieją są synowie, błogosławieństwem, szczęściem matki są córki. W ten sposób świat nadziei buduje się, jak to się dzisiaj zwykło mówić, od tej najmniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina.

  • "Nie zabijaj"

- W kolejnym przykazaniu słyszymy kategoryczne wezwanie: "Nie zabijaj".

- Wielkość tego przykazania polega na jego prostocie i zwięzłości. Zasadniczą sprawą jest sposób, w jaki wypowiada się słowa tego przykazania. Zupełnie inaczej zabrzmią, gdy wypowie je aktor na scenie, a inaczej, gdy usłyszymy je z ust kapłana. W chwili szczególnie dramatycznej możemy wydać okrzyk przerażenia: “Nie zabijaj!". Może to powstrzymać rękę gotową do ciosu. Kiedy indziej uciekamy się do błagalnego tonu, by oprawca nas oszczędził i pozwolił ujść cało. Możemy też odwołać się do naszych umiejętności dydaktycznych i przekonać napastnika, że nie wolno zabijać bliźniego, bo tym samym podnosi się rękę na Pana Boga, który przecież dał nam wszystkim życie.

- A jednak cała historia ludzkości jest jedną wielką lekcją zabijania...

- Cóż, świat dostarczał i dostarcza wielu przykładów, że chętnie omija się i bagatelizuje to przykazanie, szukając usprawiedliwienia dla zbrodni. Co więcej, żeby nie odejść zbyt daleko od boskiego nakazu, tworzono oryginalne ideologie, które odbierały prawo do człowieczeństwa jednostkom lub całym narodom. Autorzy tych ideologii natrafiali na pewien problem: czy nasz wróg, nasz antagonista jest człowiekiem? Nie, odpowiadano, on jest naszym przeciwnikiem i dlatego można go zabić. Nasz stosunek do drugiej osoby określało słowo “inny", a “inny" znaczyło “gorszy", co było wystarczającym usprawiedliwieniem dla eliminowania ze społeczności, dla zabijania.

Warto zwrócić uwagę, że ci, którzy wyznawali ideologię eliminowania “gorszych", kierowali się zasadą sprawiedliwości. Ale na czym ona polegała? Skoro wasi praojcowie - mówiono - wyzyskiwali naszych przodków, to teraz wy musicie za to zapłacić.

- Czy zdarza się Księdzu usłyszeć podczas spowiedzi wyznanie: "zabiłem"?

- Tak. Jestem w pewnym sensie świadkiem win wojennych, bo należę do pokolenia, które przeżyło okupację. Rozmawiam z ludźmi, którzy stanęli wobec konieczności zabijania - wyznają w konfesjonale ten grzech.

- Dlaczego jest to grzech, skoro - jak Ksiądz sam powiedział - zabijanie było w ich przypadku koniecznością: bronili siebie, swojej rodziny, ojczyzny?

- Nie zmienia to faktu, że doszło do zabójstwa. Sprawę tę można rozważać na dwóch poziomach: po pierwsze - uciekając się do szukania motywów mordu, po drugie - analizując sam fakt jego dokonania. Oba te poziomy nie przystają do siebie. Z upływem lat motyw zabójstwa odchodzi w cień w świadomości sprawcy. Czas nie ucisza natomiast sumień, a wręcz przeciwnie - obraz zabójstwa powraca coraz częściej. I wtedy człowiek, który zabił, nie mogąc sobie poradzić z tym problemem, zwraca się do Pana Boga.

Nie chcę przez to powiedzieć, że ludzie, którzy zabijali w wojennych, ekstremalnych warunkach, powinni nosić w sobie niepokój sumienia. Wiele zależy od okoliczności. Inaczej odczuwa to na przykład lotnik, który zrzuca bombę, nie widząc, gdzie ona uderzy, a inaczej ten, który widzi twarz ofiary, ale zabija w obronie własnej. Niemniej obydwaj muszą myśleć o tym, że rezygnacja z użycia siły mogłaby oznaczać wydanie wyroku na innych lub na samego siebie. W takim przypadku motyw zabójstwa i sam fakt jego dokonania wcale nie muszą wywoływać rozterek natury moralnej. A jednak człowiek często ma wątpliwości, z którymi zwraca się do Boga, powiem więcej: niekiedy oczekuje od Niego nie tylko przebaczenia, ale też - co dziwniejsze - pochwały.

Pamiętam rozmowę (nie była to spowiedź) z kimś, kto dowodził baterią artyleryjską podczas I wojny światowej. Zginęło 70 żołnierzy przeciwnika. Ów obrońca niepodległości Polski miał głębokie przeświadczenie dobrze spełnionego obowiązku. Widać z tego, że kwestie zabójstwa mają różne oblicza i trudno z góry wyrokować czyjąś winę lub jej brak.

- Czy Ksiądz Profesor widzi różnicę między zabójstwem a morderstwem?

- Zabójstwo może być zamierzone, ale też przypadkowe. Zabójcą jest przecież sprawca wypadku samochodowego, w którym były ofiary śmiertelne. Granica między przypadkiem a winą umyślną jest tu ledwie widoczna. Natomiast terminu “mord", “morderstwo" używamy, gdy ktoś pozbawia życia drugiego człowieka z zimną krwią, w sposób szczególnie okrutny.

Kultura średniowiecza, a zatem chrześcijańska, dopuszczała walkę na śmierć i życie. Popularne w tamtej epoce turnieje rycerskie odbywały się zgodnie z rytuałem. Dwóch rycerzy przystępowało do pojedynku z przekonaniem, że tylko jeden z nich może pozostać przy życiu... Jeśli jednak ktoś uważa, że etyka rycerska może mieć zastosowanie dzisiaj, popełnia błąd.

Przypadki morderstw są raczej przejawem ucieczki od człowieka. Bandyta, zanim zabije kasjerkę w banku, wcześniej morduje tę postać w sobie. Innymi słowy - zabijając człowieka fizycznie, dokonuje tego czynu powtórnie; jest to jakby zewnętrzny wyraz tego, co stało się już przedtem. Ucieczka od człowieka oznacza potraktowanie go jako narzędzia - w tym przypadku - do pilnowania pieniędzy. Jeśli na człowieka patrzy się jak na przedmiot, wszystko staje się proste, także - odebranie temu komuś życia.

  • "Oko za oko"

- W swoistym komentarzu, który następuje po przykazaniach, mamy wyraźną wskazówkę, że karą za zabójstwo ma być śmierć. "Jeśli kto tak uderzy kogoś, że uderzony umrze, winien sam być ukarany śmiercią".

- Przykazanie mówi po prostu “nie zabijaj", natomiast ten tekst jest wykładnią zasady sprawiedliwości i jednocześnie instrukcją, jak karać za ten grzech.

Często stajemy w obliczu tak potwornego zła, że nawet najcięższa kara nie może zminimalizować tego postępku i wyrównać krzywd. Przypomnijmy sobie Hitlera czy Stalina. Jak można by takich ludzi ukarać za zbrodnie przeciwko ludzkości? Rozszarpać na kawałki, aby umierali powoli? Przecież pozbawilibyśmy w ten sposób życia jednego człowieka, podczas gdy za ich sprawą umierały miliony. Zawsze będziemy mieli poczucie braku proporcji. Immanuel Kant, rozważając tę nierówność winy i kary, powiedział, że kara śmierci jest postulatem rozumu praktycznego. Wydaje się, iż rzeczywiście nosimy w sobie taki “uczciwy praktycyzm", który domaga się, aby kara za złe postępki była sprawiedliwa. Jednakże spotykamy się z tak potwornymi zbrodniami, że trudno mówić, aby jakakolwiek kara za nie mogła być sprawiedliwa. Zgodnie z ogólną tezą myśli chrześcijańskiej, zło rodzi się z braku dobra. Każdy człowiek składa się z mieszaniny kąkolu i kłosów pszenicy. Do pewnego momentu obie te rośliny rosną, nie przeszkadzając sobie wzajemnie; stąd w chrześcijaństwie obowiązuje zasada niewyrywania kąkolu, aby nie uszkodzić pszenicy.

- Ale co w sytuacji, kiedy kąkol się rozrasta i zaczyna dominować na polu?

- To, co powiem, może się wydać paradoksalne, ale żeby czynić zło, trzeba być przywiązanym do jakiegoś dobra. Ideologia komunistyczna została zbudowana na idei sprawiedliwości. Komuniści twierdzili, że nadszedł czas wyrównania “rachunków krzywd" i że to usprawiedliwia zabijanie milionów ludzi. Podobnie - ideologia nazizmu. Zabijano Żydów w przekonaniu, że są niższą kategorią ludzi, która niesłusznie dominuje nad “rasą panów". Iluż zbrodniarzy wojennych z zaskoczeniem przyjęło wyroki śmierci? Do końca wierzyli w słuszność swojej misji!

Albo przykład z czasów najnowszych: mafijne porachunki. W centrum miasta bandyta podkłada nagle bombę w samochodzie--pułapce. Może to zabrzmi obrazoburczo, ale uważam, że ów bandyta działa w przeświadczeniu, iż czyni jakieś dobro, na przykład chroni swój gang. Jest to iluzja - straszna iluzja! - a jednak jej źródeł należy upatrywać w myśleniu pozytywnym. Dlatego w chrześcijaństwie od samego początku starano się maksymalnie ograniczyć karę śmierci.

- Jednak z tekstu biblijnego wynika jednoznacznie, jak należy postąpić z zabójcą. Pod tym względem przypomina on Kodeks Hammurabiego, też wprowadzający prawo odwetu.

- Wydaje mi się, że kara śmierci jest bardziej odruchem zemsty niż aktem sprawiedliwości. Zdarzają się postępki, których dopuszcza się całe społeczeństwo i które sprawiają, że człowiek o słabszej konstrukcji moralnej, bardziej podatny na demoralizację, wkracza na złą drogę i popełnia zbrodnię. Wówczas społeczeństwo, chcąc jakby zatuszować swoje błędy wynikające z nieumiejętności wychowania jednostki, domaga się zastosowania wobec niej kary śmierci.

Mówiąc o ferowaniu wyroków, pamiętajmy, że człowiek może być dobry tylko dzięki drugiemu człowiekowi, który potrafi w nim odnaleźć lub potwierdzić określone wartości. Istnieją środowiska czy rodziny, które całymi latami potrafią kogoś - czasami nawet małe dziecko - poniżać, traktować w okrutny sposób. W takim człowieku rodzi się gorycz, bunt przeciwko całemu światu. W końcu puszczają wszelkie hamulce. Komuś takiemu wystarczy byle pretekst i narzędzie, którym się posłuży do dokonania zbrodni. Na pewno zrobi z niego użytek, bo czuje się przepełniony złem, które go spotkało. Życie - tak jego własne, jak cudze - nie ma dla niego żadnej wartości.

- Nie zmienia to faktu, że większość naszego społeczeństwa opowiada się za utrzymaniem kary śmierci.

- W moim przekonaniu świadczy to o tym, iż większość z nas nie rozumie istoty chrześcijaństwa. Przebywając tu, na ziemi, oczekujemy na “wyrok śmierci" zgodny z Bożą wolą. Fakt, że śmierć czeka nas wszystkich, może mieć pozytywny wpływ na naszą postawę życiową, nasze człowieczeństwo. Jak powiedział Rainer Maria Rilke: “Każdemu daj śmierć jego własną, Panie". Człowiekowi nie wolno podejmować roli, jaką ma do spełnienia wyłącznie Pan Bóg.

  • "Nie cudzołóż"

- Przykazanie szóste: “Nie będziesz cudzołożył" wzbudza najwięcej emocji...

- ...w pewnym wieku.

- Zgadzam się. Ale gdyby odnieść je nawet tylko do historii biblijnych, gdzie mamy tyle przykładów seksualnej rozwiązłości, to może się nam wydać nieco dziwne, że Pan Bóg zajął tak rygorystyczne stanowisko w tej kwestii.

- W księgach biblijnych mamy opis krystalizowania się związku między mężczyzną i kobietą. Z jednej strony mamy tam przepiękną, miłosną Pieśń nad pieśniami, z drugiej - rzeczywiście, co krok przykłady seksualnej swobody. Jednak wiarołomstwo powoli ustępuje miejsca na rzecz wyższych wartości, do których należy nierozerwalność związku mężczyzny i kobiety. Boski nakaz jest rygorystyczny. Twarda jest ta mowa - mówili ci, którzy szli za Chrystusem - któż może jej słuchać.

- A jednak w Biblii pojawia się też możliwość rozwodu.

- W Starym Testamencie rozwiązanie małżeństwa było możliwe, gdy ze związku nie narodziło się potomstwo. Nadrzędny był interes rodziny lub narodu i jemu należało podporządkować kwestie etyczne.

Trzeba pamiętać, że związek między kobietą a mężczyzną opiera się na zasadzie wierności, której podstawą jest logika słowa, inaczej mówiąc - złożenie przyrzeczenia. Człowiek, jako jedyna istota na ziemi, jest zobowiązany do dotrzymania raz danego słowa. Słowo przecież stanowiło początek wszystkiego. Zatem pomiędzy kobietą a mężczyzną też ma zaistnieć ten początek, który wyraża się siłą słowa. Związek małżeński jest czymś wspaniałym, dlatego że przypomina relację między Bogiem a człowiekiem. Jeżeli Boga stać na wierność, a człowiek jest stworzony na Jego obraz i podobieństwo, to znaczy, że on również może się wywiązać z raz złożonej obietnicy.

- Czy mimo wszystko nie uważa Ksiądz, że - w przeciwieństwie do przykazań "nie kradnij" i "nie zabijaj" - przykazanie "nie cudzołóż" brzmi nieco anachronicznie?

- Próbując dotrzeć do istoty cudzołóstwa, moglibyśmy powiedzieć “nie zdradzaj", albo po prostu - “nie lekceważ swoich słów". Istotą związku dwojga ludzi jest powierzenie siebie drugiej osobie, a nie tylko oddanie jej swojego ciała.

- Ale gdyby nie było tych zdrad, awantur miłosnych, romansów, nasza kultura byłaby dużo uboższa. Nie spotkalibyśmy się z Casanovą - przyznam się, że opowieści o nim były moją ulubioną lekturą...

- Casanova reprezentował styl życia epoki romantyzmu. Kobiety zmieniał jak rękawiczki, znajdując radość w miłosnych podbojach. Miał tysiąc kobiet, ale żadnej z nich nie pokochał. Jest zatem tragicznym bohaterem, który tęskni za wiernością, za trwałym związkiem. Źle rozumiana miłość i niewierność sprowadza same nieszczęścia. Finałem jest nie tylko rozbicie związku, lecz przeważnie śmierć.

  • "Nie kradnij"

- Niewątpliwie w niektórych krajach istnieje stereotyp Polaka-złodzieja. Czy my, jako naród, mamy rzeczywiście jakieś szczególne trudności z respektowaniem siódmego przykazania?

- Nie chciałbym rzucać złego światła na inne narody, ale pod tym względem wcale nie jesteśmy najgorsi... Ale do rzeczy. Przykazanie “nie kradnij" wiąże się ze świadomością, że coś stanowi cudzą własność i dlatego powinniśmy się do tego - podobnie jak do właściciela - odnosić z respektem.

Pamiętajmy, że przykazanie to nie ogranicza się wyłącznie do będących w posiadaniu drugiego rzeczy lub zwierząt. Ma o wiele szerszy wymiar, o czym zazwyczaj zapominamy. Mieści się w nim cała sfera ludzkiej wrażliwości, otwarcia na drugiego człowieka. Bliźniemu nie wolno odbierać nie tylko jego chleba lub osła, ale także należnej mu czci, dobrego imienia, nie wolno szafować jego uczuciami, kraść jego pomysłów itd. Jan Jakub Rousseau stwierdził wręcz: “Kto pierwszy powiedział »moje«, ten jest złodziejem"...

- ...bo przywłaszczył sobie coś, co do niego nie należało.

- Według Rousseau to, co teraz jest “moje", przed chwilą było jeszcze własnością wszystkich. Dlatego mówiąc “moje", automatycznie odbieram to coś drugiemu człowiekowi. Ale też nie ma u Rousseau takiej sytuacji, że coś należy do wszystkich. Przeciwnie - człowiek, aby być, musi mieć, i to nie tylko mieć swój kawałek chleba czy dom, ale też (co jest niezwykle ważne!) mieć prawo do własnego spojrzenia na świat, do tego, żeby widzieć, myśleć i czuć inaczej. Jeśli nam się coś w jego myśleniu nie podoba, możemy podjąć dialog, dyskusję, nawet sprzeczkę, ale nie wolno nam zanegować jego inności, bo wówczas odzieramy go, okradamy z tego, co jest jego i tylko jego, nie wyłączając osobowości, która wyróżnia jednostkę spośród innych.

Chodzi tu, najogólniej, o atak na słowo “mieć", które w naszym życiu odgrywa ważną rolę. Weźmy na przykład miłość. Myślę, że jedną z najbardziej szczęśliwych chwil podczas rodzenia się tego pięknego uczucia jest moment, kiedy kochankowie po raz pierwszy mówią do siebie: “jesteś mój", “jesteś moja". Nie wolno wówczas ingerować w taki stan, gdyż wiąże się on z bardzo głębokim doświadczeniem dwojga ludzi. Wszelka ingerencja byłaby w takim przypadku atakiem wymierzonym w prywatność, czyli - próbą odebrania cudzej własności.

Powyższy tekst jest skróconą wersją książki “Wokół Biblii. Z ks. Józefem Tischnerem rozmawia Ewelina Puczek", która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Znak. Złożyły się na nią rozmowy nagrane w katowickim ośrodku TVP w latach 1994-95, poświęcone wybranym księgom Starego Testamentu.

Za tydzień, w numerze na Dni Tischnerowskie, opublikujemy m.in. teksty arcybiskupa Józefa Życińskiego i Tadeusza Gadacza oraz sylwetki tegorocznych laureatów nagród im. ks. Tischnera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2005