Wojownik

Słyszysz? Trener kończy gwizdać, a dźwięk się jeszcze niesie i niesie. Ciężko grać na hali, niektórzy skarżą się na ból głowy.

15.04.2019

Czyta się kilka minut

Marcin Ryszka (po prawej) i Rafał Wisłocki, prezes TS Wisła Kraków / JACEK TARAN DLA „TP”
Marcin Ryszka (po prawej) i Rafał Wisłocki, prezes TS Wisła Kraków / JACEK TARAN DLA „TP”

Jest poniedziałek, chwilę przed dziewiątą wieczorem. Na nowohuckich Suchych Stawach zaczyna się rozgrzewka krakowskiej drużyny blind footballu, piłki nożnej dla niewidomych i niedowidzących. Większość zawodników to reprezentanci Polski. Niektórzy na murawie orientują się całkiem nieźle. Pod warunkiem, że przeciwnik nie wystąpi w zielonych trykotach – te działają jak najprawdziwsze peleryny niewidki. Dla jednego z obrońców drużyny Tynieckiej ubrani na zielono piłkarze wchodząc na boisko dosłownie znikają. W polu widzenia pozostaje tylko żwawo podskakująca futbolówka. Podczas swojego meczu i tak zakłada czarne gogle, ale kibicować w takiej sytuacji – złości się – dramat. Wbrew pozorom w tej grze lepiej radzą sobie niewidomi niż słabowidzący, są przyzwyczajeni do ciemności, mają wyostrzony słuch. Opaska odbierająca resztki światła, którą wkładają wszyscy gracze blinda, bywa dużą barierą, potrzeba rocznego treningu, by pokonać dyskomfort.

Gol z odsłuchu

Trenują bieg slalomem i po łuku, zatrzymanie, zwrot. Ale na boisku najważniejsze jest słowo. „Voy”, czyli z hiszpańskiego „idę, jestem”. Z nim też trzeba się oswoić. Zwykle gdy początkujący zabiera się za piłkę, zapomina wojować. A wojować trzeba na każdym treningu, mówi trener, by się to stało nawykiem, przychodziło automatycznie. Powtarzane raz za razem przez kilkunastu biegnących od bandy do bandy zawodników, wzmocnione pogłosem hali wojowanie brzmi jak mantra. Do mantry dołączają dzwoneczki. W trakcie rozgrzewki znienacka rozbrzmiewa ich cały wór. Po chwili od nawierzchni hali odbija się naraz kilkanaście żółtych, grzechoczących piłek. Są trochę mniejsze od tradycyjnych futbolówek. To dzięki dźwiękowi wiadomo, dokąd biec.

Do pogłosu wojowania dostraja się teraz rytm pobrzękiwań, piłki toczą się od stopy do stopy. Ciała zawodników się pochylają, kulą. Układają tak, by mieć z grzechotką stały kontakt. W połączeniu z piłką każdy deficyt zmienia się w bogactwo, pisał historyk sztuki i kibic Horst Bredekamp. Nogą piłki nie złapiesz. Możesz to ograniczenie jakoś obejść, chwilowo, na próbę. To prawda, trzeba niezwykłej cielesnej wynalazczości, by podczas dryblingu precyzyjnie używać fragmentów ciała, które wydają się najmniej poręczne. I odwagi, by całkowicie oprzeć się na zmysłach rzadziej do oswajania zewnętrznego świata używanych. Ale żeby wlepiać gole z odsłuchu?


Czytaj także: Mąż zaufania - Michał Okoński o Jakubie Błaszczykowskim


Jeśli za czar piłki odpowiada przezwyciężenie ułomności własnego ciała, blind football bliższy jest rozgrywanym w Hogwarcie meczom quidditcha – mała, brzęcząca piłka jeszcze mniej podlega kontroli piłkarza niż zwyczajna futbolówka. Nie widzisz jej. Gdy ucieknie – niewiele zrobisz. Najsłynniejszym szukającym w Hogwarcie był Harry Potter, w drużynie reprezentacji Polski to kapitan Marcin Ryszka.

Dotknąć dźwięku

Spotykamy się w kawiarni miasteczka studenckiego Akademii Górniczo-Hutniczej, na której Ryszka – jeden z pierwszych niewidomych absolwentów tej uczelni – na co dzień pracuje. Dosłownie kilkanaście godzin wcześniej w imieniu Pracowni Tyfloinformatyki odebrał Herkulesa, główną nagrodę w konkursie Kraków Bez Barier. Miasto od 12 lat wyróżnia osoby, instytucje i firmy świadomie ułatwiające niepełnosprawnym funkcjonowanie. W tym roku nagrody przyznano także twórcom innowacyjnych technologii i projektów badawczych.

– Jesteśmy pierwszą i na razie jedyną uczelnią w Polsce, która pracuje nad rozwojem technologii Ultrahaptic – mówi z dumą Ryszka. Co to takiego? Samo urządzenie przypomina niewielką płytkę. Niepozorne, ale składa się z ponad 200 małych głośników emitujących ultradźwięki o takiej częstotliwości, że można ich dotknąć. – Prezentując płytkę na konferencji prasowej czułem się jak czarodziej – śmieje się Marcin, precyzyjnie odstawiając filiżankę na spodek.

– Poruszałem w powietrzu niewidzialnymi dla dziennikarzy pokrętłami i na przykład gasło światło. Albo włączała się muzyka. Dźwiękowy interfejs będzie miał szerokie zastosowanie w życiu codziennym – opowiada. – Zostanie niebawem wmontowany w sprzęty AGD i samochody. Ale mnie się marzy, by dzięki niemu osoby niewidome mogły studiować dotąd niedostępne kierunki, wykonywać rysunki techniczne, modelować wykresy, poznawać mapy, badać ukształtowanie terenu.

Po chwili Marcin jednak studzi swój zapał: – Przed nami jeszcze długa droga – mówi. Poprzedni projekt, który zrealizowali w pracowni „Tyflo” – aplikacja powiadamiająca o nadjeżdżającym autobusie dzięki montowanym na pojazdach i przystankach nadajnikom bluetooth – okazał się zbyt drogi, by miasto zdecydowało się go wdrożyć.

Na brak zajęcia nie narzeka. Kilka dni temu był na spotkaniu w siedzibie jednego z banków w Katowicach. Wypunktował tamtejszemu zespołowi bankowości internetowej błędy uniemożliwiające osobom niewidomym logowanie do konta. Projektanci są wciąż mało wrażliwi na obecność osób niewidomych w internecie, nie testują dostępności swoich serwisów, nie znają aktualnych standardów WCAG. Na poprawę użyteczności swojego konta musi teraz poczekać, ale wypłacanie gotówki już jest łatwiejsze, także dzięki niemu – pracował nad wprowadzeniem udźwiękowionych bankomatów. W Krakowie są takie dwa.

Pokażcie nas

Pamięta kolor nieba. Potem tylko ciemność i jeden z największych lęków – przed zanurzeniem w wodzie. Wzrok stracił jako pięciolatek, obie gałki oczne zaatakował siatkówczak, wówczas nieuleczalny. Unikał lekcji wuefu, szczególnie wtedy, gdy całą klasą mieli iść na basen. W wodzie poza wzrokiem tracił jeszcze słuch i kontrolę nad tym, co dzieje się wokół. Nauczył się pływać jako ostatni. A potem szybko zaczął trenować regularnie. Nie tylko dlatego, by móc zwiewać z kolejnych lekcji, na które zapisali go rodzice – nauki gry na gitarze.

– Moja rodzina ma tradycje sportowe, dziadek grał w piłkę w okręgówce, bracia jeździli na zawody, przywozili medale, też tak chciałem – mówi.

Wszędzie najmłodszy, trenuje z pełnosprawnymi pływakami – w tamtym czasie sytuacja dość niezwykła. Ma na tyle dobre wyniki, że interesuje się nim kadra juniorów. Przeciera szlaki innym, także wtedy gdy jako jedynego niewidomego pływaka przyjmują go do sekcji na AGH.

Dziś jako dziennikarz radia sportowego Weszło.fm rozmawia na antenie z podobnymi sobie zapaleńcami i łamaczami reguł – jednym z ostatnich gości jego audycji jest jedyny na świecie profesjonalny kierowca wyścigowy i drifter bez rąk Bartosz Ostałowski.

Nie lubi, gdy z niepełnosprawnymi sportowcami ktoś obchodzi się jak z jajkiem. Sporty, które uprawia, są równie niebezpieczne i kontuzjogenne jak drift. Powtarza, że blind football to gra z pogranicza rugby i hokeja.

– Mimo wojowania nie da się uniknąć starć, co chwilę ktoś ląduje na parkiecie, zdarzają się wstrząśnienia mózgu i połamane zęby. Widzowie siedzący zaraz za bandą także ryzykują uraz, na trybunach „ślepej” lepiej nie spuszczać piłki z oczu – śmieje się.


Czytaj także: Andrzej Ficowski: Gra w ślepą


Jako pływak wiele razy, dosłownie, zderza się ze ścianą.

– Będzie trochę matematyki – uprzedza. – Wyobraź sobie dwudziestopięciometrowy basen. Czterdzieści długości to kilometr, a my na treningu musieliśmy przepłynąć kilometrów sześć. To jest dwieście czterdzieści nawrotów do wykonania. Pływałem przez piętnaście lat, a treningów w tygodniu było jedenaście. Tak, kilka razy porządnie rozwaliłem głowę. Na zawodach jest zwykle lepiej – tapper z teleskopową pałką zakończoną czymś miękkim sygnalizuje dotknięciem głowy czy barku, że możesz wykonać nawrót. Na treningach rzadko kiedy mieliśmy tappera, bo pływało nas jednocześnie dwudziestu.

Jak sobie radził?

– Liczyłem ruchy. Z czasem zdobywasz doświadczenie, ciało pamięta. Bywało, że trener obiecywał, że będę „klepnięty”, żebym do końca dał z siebie wszystko, a potem bum! – śmieje się. – Okazywało się, że tappera nie było.

Treningi przynoszą rezultaty. W 2011 r. wygrywa Mistrzostwa Świata Osób Niewidomych w pływaniu w Antalyi. Jest najlepszy na 50, 100 i 200 metrów stylem klasycznym. Przez kolejne trzy lata zdobędzie jeszcze kilka krążków na mistrzostwach Europy i pojedzie na igrzyska paraolimpijskie.

– Niestety – rozkłada ręce – wyjazd do Londynu skończył się kompletną klapą.

I choć żartuje, że to już był najwyższy czas, by zawiesić majtki na kołku, w jego słowach słychać wciąż gorycz przegranej. A przegrywać nie lubi. Ostatecznie po zdobyciu czwartego miejsca na mistrzostwach Europy mówi „dość”. Rozstanie z zawodowstwem nie jest łatwe – brakuje adrenaliny, rywalizacji, codziennej harówy na treningach. Zdarzają się momenty, gdy odcina mu prąd. Potrafi cały dzień leżeć na kanapie z włączonym kanałem National Geographic.

Przed paraolimpiadą w Rio de Janeiro jednak się podnosi. Chce, by zmagania jego koleżanek i kolegów tym razem można było oglądać w telewizji, żeby o paraolimpijczykach było równie głośno jak o wyczynach zdrowych, ­pełnosprawnych sportowców – żebyśmy ich poznali. W fundacji aktywizującej osoby niepełno- sprawne, gdzie pracuje, wpadają na pomysł akcji „Pokażcie nas w Rio”. Proszą o pomoc dziennikarzy i komentatorów sportowych – Przemysława Babiarza, Rafała Patyrę, Marka Jóźwika. Wybierają materiały ze zwycięskich startów niepełnosprawnych sportowców, których nikt nigdy nie miał okazji obejrzeć w telewizji. Na przykład ten, na którym widać rekordzistkę Europy Oliwię Jabłońską, której niepełnosprawność związana ze stawami skokowymi uniemożliwia szybkie „wypalenie” ze słupka. Oliwia na dystansie 100 metrów powoli nadrabia straty, w ostatnim momencie niezwykle efektownie wyprzedzając rywalki.

Dziennikarze dogrywają komentarz tak, jakby zawody odbywały się na żywo. Zmontowane filmy pokazują na konferencji prasowej. Udaje się. TVP transmituje igrzyska, a Marcin debiutuje w roli komentatora, siadając w studiu telewizyjnym obok Babiarza i Patyry. Rola „dwójki” go kręci, ma niesamowitą pamięć, lubi opowiadać.

– Komentator nie musi widzieć, równie ważne jest to, co dzieje się poza basenem i boiskiem, historia, która stoi za wysiłkiem i zwycięstwem – tłumaczy.

Nie trzeba widzieć piłki

Pierwszy raz na mecz blind footballu trafia przypadkiem, podczas feralnych igrzysk. Objawienie, że niewidomi także mogą grać. Trzeba to koniecznie zorganizować w Krakowie, myśli, i już siedząc na trybunach nie może się doczekać, by o „ślepej” opowiedzieć chłopakom. Drużyny składają się z pięciu zawodników. Ich jest na początku trzech. Piłki muszą sobie zrobić sami. Rozcinali zwykłe futbolówki, do środka wrzucali dzwonki, zanosili do wulkanizatora żeby połatał.

– Ludzie łapali się za głowę – wspomina z uśmiechem.

Niestety – gra trwała krótko, piłki natychmiast rozchodziły się na szwach. Marcin się uparł, że napisze do Międzynarodowej Federacji Sportu Niewidomych (IBSA) – i tak w 2010 r. dostali pierwszych dziesięć profesjonalnych grzechotek. A z trzech chłopaków regularnie trenujących blinda zrobiło się piętnastu.

– Niedługo później zadzwonił do nas trener z Wrocławia z propozycją wyjazdu na mistrzostwa Europy do Anglii. Fajnie, tyle że nie mieliśmy wtedy niczego – nawet strojów.

Pomógł im Robert Lewandowski.

– Grało dziesięć drużyn, zajęliśmy dziewiąte miejsce – śmieje się Marcin. Wygrana z Grekami po serii porażek była jednak na tyle motywująca, że po powrocie postanowili założyć oficjalną drużynę i fundację – tak narodziła się Tyniecka Nie Widząc Przeszkód.

Wróćmy do matematyki: boisko ma 20 na 40 metrów, mecz dwie połowy – każda trwa po 25 minut. A zawodnikom w polu gry potrzebni są przewodnicy. Jeden krzyczy zza bramki – dzięki temu wiadomo, gdzie jej szukać. Najlepszym przewodnikiem Tynieckiej jest Jurek, kierowca drużyny. Kiedyś dopingował chłopaków tak wytrwale, a potem tak bezwzględnie ochrzaniał w szatni po przegranym meczu, że zdecydowali się włączyć go do sztabu szkoleniowego. Dziś ćwiczy z zawodnikami, prowadzi treningi. Polecenia wydaje także ze środkowej strefy boiska trener. Ten, który opiekuje się Tyniecką, jest osobą słabowidzącą, często swoich graczy nie rozpoznaje, dostrzega ledwie zarys ich postaci. Chłopaki się z niego śmieją, bo czasami widzi, że dobrze rozegrali jakiś schemat i po meczu chwali: „Świetnie zachował się w tej sytuacji napastnik”. Tyle że to był pomocnik.

Gra jest płynna, ponieważ toczy się nawet wtedy, gdy piłka odbija się od bandy – profesjonalne kosztują 30 tys. euro. Każdych innych trzeba się uczyć. Na turnieju we Francji mieli np. bandy jak do hokeja, długo nie wiedzieli, jak się od nich odepchnąć. Zanim zdążyli się przyzwyczaić – przeciwnicy zostawiali ich dwa metry w tyle.

Jak się w ogóle na boisku rozpoznają? Ktoś wydaje dziwne dźwięki, inny nosi na ręku charakterystyczną frotkę, krzyczy.

Krakowskiej drużynie bandy sfinansował Zarząd Infrastruktury Sportowej.

– Od kwietnia mamy także swoje boisko, na którym będziemy mogli je postawić – cieszy się Marcin. – Wyglądamy już organizacyjnie jak poważna drużyna. Stworzyliśmy też międzynarodową ligę. Grają regularnie z Pragą, Brnem, Budapesztem, Wiedniem i Wrocławiem. Każda z sześciu drużyn organizuje turniej u siebie, w sezonie mają więc 30 spotkań.

Jak idzie Tynieckiej?

– Gramy w lidze po raz drugi i zajmujemy drugie miejsce po trzech kolejkach – odpowiada z dumą Marcin. Na przełomie maja i czerwca organizują w Krakowie międzynarodowy turniej towarzyski – zagrają go już z Białą Gwiazdą na koszulkach. Kilka dni temu wzięła ich pod swoje skrzydła Wisła Kraków – to pierwsza w Polsce drużyna ekstraklasy z sekcją piłki nożnej osób niewidomych.

Żegnamy się. Marcin proponuje, żebyśmy sprawdzili, o której przyjedzie jego autobus. Zanim zdążę odblokować telefon, podnosi swojego iPhone’a na wysokość prawego ucha i na wygaszonym ekranie szybko swipuje, przesuwając palcem w różnych kierunkach. Słyszę kilka rwanych sylab wyczytanych przez przyspieszony do maksymalnej prędkości syntezator mowy – nieartykułowany szum spółgłosek.

– W porządku – mówi Marcin – autobus będzie za pięć minut. ©℗

MARCIN RYSZKA (ur. 1990) jest pływakiem, piłkarzem i dziennikarzem radia sportowego Weszło.fm, w którym prowadzi autorską audycję „W ciemno”. Trzykrotny mistrz świata w Pływaniu Osób Niewidomych IBSA w Antalyi, brązowy medalista Mistrzostw Europy w Pływaniu Osób Niepełnosprawnych w Berlinie, uczestnik igrzysk paraolimpijskich w Pekinie i Londynie, wielokrotny mistrz i rekordzista Polski. Kapitan drużyny Tyniecka NWP Kraków, która od kwietnia stanowi sekcję piłki nożnej osób niewidomych i słabowidzących Wisły Kraków. Kapitan reprezentacji Polski w blind footbalu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2019