Wojna o pokój

Nowy prezydent Palestyny stanie wkrótce przed koniecznością podjęcia podobnej decyzji, jaką w 1948 r. musiał podjąć... premier państwa Izrael.

20.02.2005

Czyta się kilka minut

Gdy Mahmud Abbas, nowo wybrany prezydent Palestyny uroczyście deklarował, że za wszelką cenę chce uniknąć wojny domowej wśród Palestyńczyków, spotkał się z powszechną aprobatą. To oczywiste: wojna nie jest niczym dobrym.

Wiedzą o tym Irlandczycy, którzy w latach 1922-23 wybrali jednak drogę wojny domowej. Michael Collins wynegocjował z Brytyjczykami pokój, na mocy którego powstało wolne Państwo Irlandzkie, ale bez Irlandii Północnej i bez całkowitej niepodległości. Wtedy inny irlandzki bojownik, Eamonn de Valera, oraz jego zwolennicy złapali za broń, żądając więcej: pełnej niepodległości i całego terytorium Irlandii. Collins mógł uniknąć wojny domowej, ale musiałby wtedy stanąć po stronie Valery i rozpocząć kolejną niepotrzebną wojnę z Brytyjczykami. Wybrał pokój z Londynem - i przez ponad rok prowadził bratobójczą walkę z ekstremistami Valery. Zwyciężył ich i ocalił dopiero co powstałe państwo. Ta wojna domowa była potrzebna: bez niej nie byłoby Irlandii.

Przed takim samym wyborem stawał każdy ruch narodowy, poczynając od Grecji w XIX w., a kończąc na Południowej Afryce w ostatnich czasach. Gdy można wreszcie wynegocjować pokój, przynoszący ustanowienie niepodległego państwa, zawsze znajdą się ekstremiści, odmawiający zaakceptowania porozumień. Umiarkowanych liderów ogłoszą tchórzami i zdrajcami. Liderzy narodowi stają wtedy przed identycznym wyborem, jak Collins w Irlandii. Użycie siły jest konieczne, by zdusić ekstremistów. Nawet jeśli może prowadzić do wojny domowej. Inaczej straci się możliwość negocjowania pokoju i wolnego państwa.

Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia również w 1948 r. w powstającym państwie Izrael. Irgun - jedna z organizacji, walczących wcześniej z władzami brytyjskimi o wolny Izrael - odmówiła wcielenia swych zbrojnych oddziałów do powstającej armii izraelskiej. W czerwcu 1948 r. do plaży w Tel Avivie przybił statek “Altalena", wiozący kilkuset ochotników i broń dla Irgunu. Izrael walczył wtedy o najwyższą stawkę, odpierając ataki Egiptu, Transjordanii, Syrii, których armie miały czołgi i artylerię. Natomiast armia izraelska była tak biedna, że pistolet uważano za rzecz niezwykle cenną. Ale David Ben Gurion, który właśnie został premierem i ministrem obrony, nie wahał się: kazał zniszczyć “Altalenę". Wolał stracić ładunek broni niż pozwolić, by Irgun nadal był osobną armią i zagrażał negocjacjom (Irgun mógł sprzeciwić się postanowieniom kończącym w 1949 r. walki i żądać większego terytorium dla Izraela).

Nawet wtedy część Izraelczyków powtarzała fałszywą mantrę, że wojna nic nie rozwiązuje, a najgorsza jest wojna bratobójcza. Ale Ben Gurion znał przykłady Anglii, Szwajcarii, USA: wszystkie te państwa przeszły przez wojny domowe, nim zaczęły prowadzić politykę pokojową, opartą na zasadach demokracji.

Abbas staje dziś przed takim wyborem. Chce utworzyć niepodległą Palestynę na ziemiach oddanych przez Izraelczyków w zamian za pokój. Inaczej niż Arafat, dla którego wszystkie uzgodnienia służyły tylko do wzmocnienia sił przed kolejną rundą walk, Abbas wydaje się szczery. Jako lider Fatahu, przywódca OWP i prezydent Autonomii, cieszy się autorytetem narodowego przywódcy. Jednak mający pod bronią kilka tysięcy kiepsko wyszkolonych ludzi ekstremiści z Hamasu (ich hasło: “Żydzi to synowie małp i świń") oraz Islamskiego Dżihadu nawołują do sprzeciwu wobec jakiegokolwiek traktatu pokojowego. Kontynuując ataki, sabotują układ “ziemia za pokój". Arafat wspierał terroryzm Hamasu i Dżihadu. Ale Izraelczycy nie dadzą się zwieść po raz drugi: Szaron ani żaden inny polityk izraelski nie odda ziemi jednym Palestyńczykom, gdy inni Palestyńczycy nadal będą atakować.

Jeśli Abbas chce państwa dla cierpiących już dostatecznie długo Palestyńczyków, to musi rozbroić rywalizujące z nim siły - jak Ben Gurion w 1948 r. Jeśli odmówią złożenia broni, musi ich aresztować. Jeżeli nie dadzą się aresztować, będzie musiał walczyć. Władze Autonomii mają 30 tys. policjantów i funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, w części dobrze wyszkolonych i lojalnych. Abbas postąpi rozsądnie, jeśli poprosi o czas dla ugruntowania swego autorytetu (i wzmocnienia swej policji). Ale potem musi wyeliminować przeciwników.

Wojna domowa przybiera okrutne formy. Ale dla palestyńskiego ruchu narodowego, walczącego o niepodległe państwo, to ona może okazać się, paradoksalnie, dobrą drogą. Lepsza jest krótka wojna domowa, prowadząca do pokoju i niepodległej Palestyny, niż tolerowanie palestyńskich ekstremistów, którzy będą w nieskończoność przedłużać cierpienia swych rodaków.

Przełożyła Małgorzata Nocuń

Edward N. Luttwak jest doradcą w Centrum Badań Strategicznych i Międzynarodowych. Autor wielu książek o polityce międzynarodowej. Stale współpracuje z “TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2005