Wojna, która trwa nadal

Zgodnie z najbardziej brutalnymi standardami terroryzmu XXI wieku, pakistańscy talibowie zamordowali polskiego inżyniera. Polska weszła w kolejny krąg wojny z terroryzmem.

10.02.2009

Czyta się kilka minut

Wojny nieco już, zdawałoby się, przykurzonej i negowanej przez rozmaitych ekspertów. Wojny zrośniętej, zdawałoby się, z osobą George’a W. Busha i skazanej na odejście do historii wraz z nim.

Dla Polski wojna ta najpierw była telewizyjnym widowiskiem, dziejącym się gdzieś daleko, a z czasem stała się sojuszniczym obowiązkiem ograniczonym do zawodowych żołnierzy. Na wojnie tej ginęli Polacy: kolejni żołnierze i popularny dziennikarz, wyłuskiwani z tłumu ofiar, na wpół anonimowi Polacy podczas zamachów na World Trade Center, na Bali, w Madrycie, w Londynie. Potem był szok po tragedii w Nanghar Khel, gdzie polskich żołnierzy - dalece przedwcześnie - postawiono wśród sprawców, a nie ofiar, i odsądzono od czci i wiary. I wreszcie inżynier Piotr S., z umierania którego terroryści uczynili tragiczny spektakl dla całego świata. W kraju zaś wybuchła wrzawa - i głosy domagające się ministerialnych głów.

Co było można

Nie sposób nie mówić tu o tragicznym zbiegu przypadków: kilkutygodniowy kontrakt w Pakistanie, przerwany porwaniem w bezpiecznym (jak na miejscowe warunki) Pendżabie we wrześniu 2008 r.; uwikłanie w rozgrywkę między miejscowymi talibami a ich własnym rządem Pakistanu (żadnych żądań bezpośrednio wobec Polski); fatalny pech, że nowa stosunkowo organizacja talibska (powstała w 2007 r.) postanowiła uwiarygodnić się pierwszą od 2002 r. "egzekucją" cudzoziemca w Pakistanie - wybierając właśnie Polaka, a nie świeżo porwanego Amerykanina, przetrzymywanych dyplomatów irańskiego i afgańskiego czy chińskiego robotnika. Wszystko wskazuje na to, że wyrok do ostatnich chwil nie był przesądzony i nie przeczuwała go sama ofiara. Tak czy inaczej, straszną śmiercią zginął człowiek.

Zbieg okoliczności okazał się także niezwykle trudny dla rządu polskiego: terroryści od Warszawy w zasadzie nic nie chcieli, polskie związki z Pakistanem nie mają tradycji - kontakty i interesy ograniczone są do minimum, przełożenie na rząd w Islamabadzie zapewne słabe (nieporównywalne z wpływami USA, Iranu, Afganistanu czy Chin, na których interwencje mogą liczyć pozostali porwani). Szansa na operację uwolnienia przy użyciu siły była od początku minimalna: tam jest trudniej niż np. w Iraku czy Afganistanie, gdzie Polacy byli/są, zwłaszcza że Pakistańczycy strzelają do obcych - także amerykańskich - wojsk na swoim terytorium.

Nie ma podstaw, by wątpić, że zrobiono wszystko, co należało zrobić, aby uratować Polaka. Nie ma też wątpliwości, że "wszystko" okazało się niewystarczające, co bynajmniej nie jest domeną wyłącznie Polaków: wielokrotnie ginęli zakładnicy amerykańscy czy izraelscy, których państwa głębiej znają ten problem. W Pakistanie ofiary porwań i zamachów liczy się na tysiące. Ale to żadne pocieszenie.

Wojna zawsze zaskakuje

Wojna, której podobno nie ma, trwa już ósmy rok. Na co dzień dla Polski to rutyna sojuszniczych rytuałów politycznych, cichy odpływ środków budżetowych i łopot flagi nad pustynią pokazywanej w serwisach informacyjnych w dniu świąt narodowych.

Dopiero śmierć na chwilę przywołuje grozę wojny, ta szybko ginie jednak w obrazach medialnych i doraźnych politycznych gierkach. Bodaj wszystkie polskie partie polityczne na scenie politycznej od 2001 r. zdążyły stanąć w roli "obwinianych" i "obwiniających" w prawie identycznych sytuacjach; to jednak niewiele znaczy.

Problem w tym, że wojna - także polska wojna z terroryzmem - to coś więcej niż, nawet tragiczne, wydarzenie medialne. Coś więcej niż uścisk dłoni w świetle kamer i coś więcej niż retoryka czy doraźne zyski i straty na słupkach sondażowych.

Wojna jest realna. Wojna - zwłaszcza ta tzw. wojna asymetryczna, wojna z terroryzmem w egzotycznych miejscach - zawsze wyprzedza i zaskakuje państwo z jego ociężałą rutyną, doraźnością i minimalizmem.

Pytania na przyszłość

W takich dniach jak teraz budzą się - po raz kolejny - pytania.

Może pora przestać myśleć o tej wojnie jako o towarzysko-sojuszniczej imprezie? Może warto skatalogować instrumenty nacisku na sojuszników czy państwa takie jak Pakistan, zamiast w przyszłości liczyć na dobrą wolę lub zrzucać winę na Amerykanów, którzy rzekomo naciskali na przerwanie pertraktacji z porywaczami Piotra S.? Może warto przewietrzyć procedury postępowania w sytuacjach kryzysowych? Może - po ośmiu latach misji wojskowej w Afganistanie - warto stworzyć na jednym czy drugim uniwersytecie pełnowymiarowy instytut zajmujący się Afganistanem i Pasztunami, uczący języka itd.? Może warto byłoby pokazać niektórym politykom na mapie, gdzie leży Pakistan, i przypomnieć, co to za kraj, zanim zacznie się tam "dopadać porywaczy"? Może warto się zastanowić, jak współpracować z takim Pakistanem, który dziś jest jeszcze główną trasą zaopatrzenia misji NATO w Afganistanie, ale stale balansuje między chaosem wewnętrznym a wojną z Indiami? Może warto zastanowić się, co by było z Afganistanem, polską misją i NATO, gdyby Pakistan nagle "wypadł"?

Życia ludzkiego to nie wróci, bólu bliskich nie ukoi i nawet nie gwarantuje sukcesu na przyszłość. Ale może właśnie teraz warto trochę przyspieszyć, bo czas ucieka, a problemów szukać nie trzeba, one przychodzą same. Polska dawno już straciła luksus bycia zacisznym zaściankiem, z rzadka zerkającym tylko - z nadzieją czy strachem - a to na Waszyngton, Brukselę, Berlin, a to na Moskwę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2009