Wojciech Bonowicz: Świadectwo księdza Manfreda

Działa metodą małych kroków dobra. Nie eksponuje własnej roli, raczej się chowa; to właściwie cud, że zgodził się na zrobienie książki, która opowiada o jego doświadczeniach.

28.11.2022

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara /
Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara /

Kaznodzieja był ze mnie kiepski i zaniżałem poziom w parafii, która uznawana była za taką, gdzie warto przyjść w niedzielę, bo będzie fajna msza i dobre kazanie” – wspomina ks. Manfred Deselaers. „Ktoś mi powiedział, że jak ludzie na początku liturgii widzieli, że ja wychodzę z zakrystii, w ławkach rozlegał się jęk zawodu”.

Kto tak opowiada o swoich kapłańskich początkach, ma dystans do samego siebie, to pewne. „Widziałem, że jestem rozczarowaniem”, przyznaje w obszernej rozmowie z Piotrem Żyłką opublikowanej w książce „Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz”. Co pomogło mu przetrwać trudne chwile? Parafia, do której trafił, miała program aktywizowania bezrobotnych, prowadziła dom dla bezdomnych i dom dla kobiet będących ofiarami przemocy domowej. Kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny, wielu parafian, dawnych mieszkańców Breslau i ich potomków, zaangażowało się w pomoc dla wrocławian. Nawet jeśli młody ksiądz nie miał daru słowa, miał możliwość bycia blisko ludzi, działania razem z nimi.

W 1974 r. po raz pierwszy przyjechał do Auschwitz. Zakwaterowano go w budynku, gdzie kiedyś rejestrowano nowo przybyłych więźniów; w czasach PRL-u był tam niewielki hotel. „Mieszkałem w pokoju z widokiem na bramę wjazdową, druty, baraki i budynki obozu”. Podczas tej wizyty wraz z innymi wolontariuszami kosił trawę na terenie Birkenau. Było w tym, wspomina, coś symbolicznego: chodziło o to, żeby to miejsce nie zarosło, nie pokryło się niepamięcią.

W 1980 r. wrócił, wciąż jako student; jego grupę oprowadzał po obozie były więzień Kazimierz Smoleń. Manfred opowiada, że właściwie niewiele z tej wizyty zapamiętał. Tylko jedno: myśl, że musi coś zrobić. Że wprawdzie nie rozumie, jak to było możliwe, że może rozumie tylko trochę, ale przecież nawet za to „trochę” może wziąć odpowiedzialność. „Moja odpowiedź nie musi być tak wielka, jak wielkie było zło Auschwitz. Ona może być według mojej miary”. Wraz z tą myślą spłynął na niego spokój.

Swoje życie związał z Auschwitz na lata, mieszka w Oświęcimiu również dzisiaj. Dostał zgodę swojego biskupa na przeniesienie się do Polski, zrobił kurs przewodnika. Przyjmuje grupy, które chcą porozmawiać o tym, co stało się w tym miejscu, ale i takie, które chcą „u progu Auschwitz” modlić się czy odbyć rekolekcje. Droga do tego nie była prosta, kardynał Macharski chciał, żeby najpierw zrobił w Krakowie doktorat. Z uśmiechem opowiada o tym, jak wspierano go na polskiej uczelni. „Jeśli chodzi o wyciąganie dłoni do delikatnie zagubionego niemieckiego studenta, najdalej szedł ksiądz Tischner, który dawał mi piątki, na które zupełnie nie zasługiwałem. Mówił, że to ocena na zachętę, »ku przyszłości«”.

Doktorat poświęcił osobie Rudolfa Hössa, komendanta Auschwitz. Chociaż bardziej interesowała go perspektywa ofiar, chciał zrozumieć, co takiego stało się w tym człowieku, wychowanym w mieszczańskim, katolickim domu, że był zdolny robić tak potworne rzeczy. „Z niezmierzoną grozą Auschwitz nie uporamy się nigdy, ale to wielkie zło składało się z wielu konkretnych, małych kroków zła”. O tych krokach napisał. Postawił też sobie pytanie o Boga, o jego miejsce w tej historii. I o siebie, o to, co kryje się w nim samym. „Którejś nocy, w okresie, kiedy intensywnie badałem życie komendanta, nagle się obudziłem, usiadłem na łóżku i zrozumiałem, że ja też jestem w stanie zabić. Że zło to jest coś, do czego niestety każdy z nas jest zdolny”.

Manfred działa metodą małych kroków dobra. Nie eksponuje własnej roli, raczej się chowa; to właściwie cud, że zgodził się na zrobienie książki, która opowiada o jego doświadczeniach. Ale te doświadczenia są niepowtarzalne – więc dobrze się stało. Może wiele osób tak tego nie przeżywa, ale dla mnie Auschwitz to coś, co się nie skończyło, i dlatego nie wolno nam stamtąd odejść. Dlatego świadectwo Manfreda jest tak ważne. Jest on jedną z tych osób, które przypominają nam, że cały nasz świat stoi „u progu Auschwitz”. Symbolicznego znaczenia nabiera fakt, że dzień po tym, jak w Moskwie odbyła się promocja jego książki o Hössie, Rosja zaatakowała Ukrainę.

Józef Tischner pisał, że istotą działania etycznego jest odkrywanie „białych plam” nieobecnego dobra i „czarnych plam” obecnego zła. A następnie tworzenie czegoś, co wypełni ową pustkę i przemieni zło w dobro. Wszystko to widzę w działaniach Manfreda i dlatego o nim napisałem.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Manfred