Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Otóż własność prywatna stała się znacznie bardziej anonimowa. Nie wiemy co, a często i skąd właściciel ma to, co ma. Niektórzy znani ludzie czasem (zwłaszcza kiedy zwrócą na siebie uwagę publiczną, czego bardzo nie lubią) są poddawani dziennikarskim śledztwom i dowiadujemy się wówczas, co jest ich własnością, chociaż rzadko do końca. Jest to ich święte prawo, chociaż taka anonimowość ma swoje negatywne konsekwencje, bo w odbiorze społecznym nie jest wiadome, kto np. powoduje, że prywatne elektrownie dostarczają nam tak drogi prąd. Ponadto ułatwia to powstawanie (nie tylko w Polsce) szarej strefy na styku gospodarki i polityki. Jeżeli bowiem w demokracji sprawy publiczne powinny być jawne, to legalne - podkreślam: legalne - umowy gospodarcze jawne nie są, a dla konsumentów mogą mieć poważne konsekwencje. Niegdyś prywatny właściciel fabryki czy małego sklepu był wszem i wobec znany, dzisiaj nie zawsze wiemy, kto za nim stoi.
Ponadto własność prywatna stała się anonimowa na skutek kolosalnego wzrostu spółek akcyjnych i rozmaitych funduszy. Nie wiemy, kto jest właścicielem wielu wielkich międzynarodowych koncernów, a jeżeli powierzamy maklerowi swoje pieniądze, to nawet nie wiemy, na czym zarabiamy (lub tracimy). Powoduje to nieuchronnie inny stosunek do pieniędzy, a także fakt, że wielkie korporacje działają praktycznie bez nadzoru, często bez nadzoru państwa, bo przekraczają granice państw i od wielu państw są potężniejsze. Wśród pięćdziesięciu najbogatszych instytucji świata połowa to państwa, a druga połowa to wielkie korporacje. Ja nie protestuję, tylko zwracam uwagę na skutki tego stanu rzeczy dla tradycyjnie pojmowanej własności prywatnej.
Wreszcie w krajach cywilizowanych, jak wskazują badania, ponad 70 proc. ludzi ma coś lub bardzo wiele na kredyt. Czyja to własność? Teoretycznie kredytodawcy, jednak w prywatnym odczuciu - moja. Daleko więc do takiego stanu rzeczy, kiedy to prywatne posiadanie miałoby całkowicie klarowną postać.
Dlatego też warto zwracać uwagę - chociaż niekoniecznie we wszystkim się zgadzać - na poglądy antyglobalistów, ekologów i rozmaitych zielonych. Dopóki istniała znaczna jasność co do tego, co jest czyje, dopóty problem wspólnej własności lasów, jezior, gór, powietrza i wody nie był tak poważny. Teraz w wielu krajach jeziora są otoczone płotami, a w USA do lasu praktycznie wejść nie można z wyjątkiem parków narodowych, bo wszystkie są prywatne. Niechby były, ale w taki sposób jak prywatne zamki w Szkocji i Anglii, których właścicieli rzadko kiedy stać na ich utrzymanie, więc je coraz częściej udostępniają dla płacącej publiczności. To jest jeszcze pod pewną kontrolą, ale czy właściciel prywatnego lasu może być w pełni pod kontrolą? A przecież od tych lasów zależy nasza przyszłość.
Podejrzewam więc, że będą coraz poważniejsze zamachy na własność prywatną, powodowane nie socjalistycznymi racjami, lecz faktem, że nikt - łącznie z demokratycznym państwem, czyli nami - nie będzie w stanie jej kontrolować. Zmieni to na pewno oblicze gospodarki kapitalistycznej i na tym tle beznadziejnie staroświeckie są neoliberalne wyobrażenia dotyczące świętego charakteru własności prywatnej.