Własność państwowa

Przy okazji dyskusji na temat prywatyzacji banku PKO BP po raz kolejny część posłów i dziennikarzy zaczęła bronić idei własności państwowej. Jest to idea niemądra, ale nie należy jej atakować z radykalnych pozycji neoliberalnych, bo ingerencja państwa w gospodarkę jest potrzebna, tyle że w tym celu państwo nie musi ani nie powinno być wielkim właścicielem.

03.10.2004

Czyta się kilka minut

Wprawdzie w niektórych krajach zachodnich państwo jest właścicielem, ale coraz silniejsze są tendencje do jego wycofywania się, a ponadto tam, gdzie państwo jest właścicielem, najczęściej mamy do czynienia z rozmaitymi aferami, także korupcyjnymi. W Polsce - pisałem o tym wielokrotnie - państwo jest na przykład właścicielem ZUS, co prowadzi do horrendalnego deficytu tej instytucji. Ostatnio miałem okazję obejrzeć (z zewnątrz) kolejny jej pałac, tym razem w Augustowie, tuż obok wspaniałych jezior. Państwo jest zawsze złym właścicielem, bo zawsze podstawowe kategorie gospodarki, czyli dochód i zysk, będzie stawiało na dalszym miejscu oraz będzie miało kłopoty z jasnym określeniem, czy mamy do czynienia z zyskiem, czy też nie.

Argument, że należy zachować część gospodarki w polskich rękach, brzmi nieco niepoważnie. Gdyby go jednak sformułować inaczej, a więc powiedzieć, że są takie dziedziny, w których ze względów strategicznych lub - o dziwo - z racji dobra polskiej kultury większość udziałów powinni mieć inwestorzy krajowi, warto by tę sprawę poważnie rozpatrzyć. Na przykład sprzedanie telewizji publicznej na wolnym rynku i bez żadnych ograniczeń byłoby groźne dla jej tak zwanej misji. Jednak nie oznacza to, że telewizja publiczna musi być de facto państwowa, jak to jest obecnie. Podobnie nie byłoby pożądane, żeby wiele innych przedsiębiorstw medialnych i kulturalnych znajdowało się w zagranicznych rękach. Ale z tego nie wynika, że nie może być gazet stanowiących własność zagranicznych koncernów, tylko że niedobrze by było, gdyby wszystkie były w rękach zagranicznych koncernów.

Czy decyzje takie wymagają regulacji prawnych? Mam wątpliwości. Wymagają raczej życzliwej interwencji państwa, jego opieki lub pomocy. Nie jest nigdzie powiedziane, że w niektórych przypadkach państwo nie powinno sprzyjać polskim instytucjom w konkurencji z zagranicznymi, chociażby dlatego, że polskie instytucje są słabe finansowo. Sprawy mają się jednak zupełnie inaczej, kiedy idzie na przykład o autostrady. Tu im więcej inwestycji zagranicznych, tym lepiej, bo w Polsce nie ma pieniędzy, a autostrad raczej nikt nie sprzeda ani nie przeniesie gdzie indziej.

Skoro jesteśmy w Unii Europejskiej, to mamy obowiązek zapewniać wolność konkurencji. Jednak dotacje dla rolnictwa świadczą o tym, że nawet w Unii tego obowiązku nie przestrzegają, więc nie musimy być nadmiernie gorliwi. Polskie państwo ma, poza uczestnictwem w Unii, realizować interes narodowy, czyli zapewniać rozwój gospodarki i nie pozwalać, żeby Polską bawił się międzynarodowy kapitał. Do tego trzeba jednak używać niesłychanie delikatnych i subtelnych narzędzi, które nie mają nawet śladu ideologicznego zabarwienia. Państwo, czy raczej władza wykonawcza, ma obowiązek dbać o dobro i bezpieczeństwo społeczeństwa. Musi np. sprawdzać banki: czy nie są na granicy plajty; musi nadzorować fundusze emerytalne: żeby nie oszukały ludzi. Kontrola i nadzór mogą się jednak doskonale obywać bez własności.

Wreszcie ostatni argument zwolenników państwowej własności, czyli przekonanie, że majątek państwowy jest własnością nas wszystkich. To nieprawda. Nie jest tak, jak chcieliby niektórzy populiści, że tę własność można oszacować i rozdzielić między wszystkich. To jest po prostu niewykonalne. A ponadto, skoro miałaby to być własność nas wszystkich, to powinniśmy się domagać, by akcje PKO BP rozdano nam po równo, a nie żebyśmy musieli je kupować.

Z tego wszystkiego wynika, że własność państwowa to rzecz mało jasna prawnie, często ułatwiająca korupcję, źle obliczalna z ekonomicznego punktu widzenia. Precz z nią zatem, ale nie ulegajmy też idiotycznym argumentom, jakie słyszymy z mównicy sejmowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2004