Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zamiast podatku od samochodów spalinowych państwo dopłaci nam nawet 30 tysięcy do przesiadki na elektryka. „Zielona zmiana metodą zachęt, nie nakazów. Taki prezent od Koalicji 15X na 20-lecie w Unii” – napisał Szymon Hołownia na portalu X.
Rozpakowując taki piękny i duży (budżet całego grantu ma wynosić 1,5 mld zł) prezent, powinienem się cieszyć. Potrzebujemy bezemisyjnego transportu, nie tylko po to, by hamować ocieplenie klimatu, ale też z troski o jakość powietrza w naszych miastach (i nasze zdrowie). Tym bardziej że rządowy program ma kilka zalet. Po pierwsze: obejmie też zakup używanych aut, a także leasing i wynajem długoterminowy. Po drugie: będą górne limity cen. Mówi się o 225 tys. zł dla nowych aut i 150 tys. zł dla używanych, ale jedno jest pewne: państwo nie będzie nikomu dopłacać do porsche czy najdroższych modeli Tesli. Po trzecie: bazowa stawka wyniesie 30 tys. zł, ale dopłata będzie większa dla słabiej zarabiających oraz tych, którzy zezłomują poprzednie auto. Na papierze zrobiono sporo, by nie był to kolejny program, w którym wszyscy zrzucamy się na błyszczące zabawki dla bogatych.
Dlaczego więc się nie cieszę? Bo rząd wyda 1,5 mld zł, opierając się na fałszywym założeniu: Polacy nie jeżdżą elektrykami, bo nie stać ich na takie auta. Pierwsza część tego zdania jest prawdziwa: w Polsce przez cały zeszły rok zarejestrowano 19 612 nowych aut elektrycznych. W Niemczech tylko w marcu 2024 r. było to ponad 30 tys. Niemcy są dużo bogatsze od nas? Weźmy inne przykłady: Łotwa ma dwa razy większy udział elektryków wśród nowych aut niż Polska, Rumunia – trzy razy, Portugalia – cztery razy większy.
Polacy nie są za biedni na elektryki i nie trzeba im budżetowym palcem pokazywać, jaki samochód mają kupić. Po prostu nikt nie przesiądzie się do auta, którego nie ma gdzie naładować. O tym jednak rząd już milczy.
W Polsce na 100 tys. mieszkańców przypada 9 publicznie dostępnych ładowarek. We wspomnianej Portugalii jest ich 60, średnia unijna wynosi 106, a rekordzistka Holandia ma 577. My w europejskiej tabeli wyprzedzamy tylko Cypr. Zmiana tego jest trudniejsza niż sypanie dopłatami, które ostatecznie trafią do zagranicznych koncernów samochodowych, zamiast budować naszą infrastrukturę. Na razie dla rządu – zmiana zbyt trudna.