Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Amerykański Departament Stanu wyraża niepokój nałożeniem przez KRRiTV na stację TVN24 kary finansowej za rzekomo stronnicze relacjonowanie demonstracji sprzed roku pod Sejmem. Wedle KRRiTV, która tę karę wymierzyła, owo relacjonowanie naruszyło zapis ustawy o radiofonii i telewizji, który mówi o „sprzyjaniu zachowaniom zagrażającym bezpieczeństwu”. Rada zadecydowała tak na podstawie raportu ekspertki związanej z mediami ojca Rydzyka, która w jednym z wywiadów twierdzi, iż „media komercyjne kierują się sobie znanymi interesami” i „są stroną konfliktu”. Raportu nie znamy, a trudno w powyższej, nieco bełkotliwej wypowiedzi znaleźć ślad rzetelnej argumentacji, że w działaniach TVN24 były elementy wypełniające poważnie brzmiące zapisy ustawowe, niemal wprost odwołujące się do racji stanu.
Pierwsze oczywiste wnioski, jakie płyną z decyzji KRRiTV: władza – poprzez organ, który ostatnio popadł w zapomnienie i nie odgrywał żadnej istotnej roli – próbuje wywołać efekt mrożący krew we wszystkich mediach, małych i dużych. A zwłaszcza tych, które działają jako wielkie podmioty gospodarcze i dla których każda finansowa strata jest rozpatrywana pod kątem wyników dla właścicieli. Taki rodzaj nacisku ekonomicznego, obliczony na potencjalny oportunizm medialnych magnatów, zwłaszcza odległych geograficznie i być może – tak sądzili zapewne autorzy decyzji – niezainteresowanych polską walką o zachowanie warunków wolności przekazu, jest perfidną formą cenzury.
Tymczasem jednak odlegli geograficznie właściciele stanowią część rzeczywistości, która rządzi się innymi standardami, jeśli chodzi o relacje mediów i władzy. I cokolwiek byśmy złego nie sądzili o najnowszych trendach w amerykańskim życiu publicznym, to tak jaskrawa próba cenzurowania spotkała się z reakcją wyrażoną wprost, co prawda przez organ dyplomatyczny, ale językiem wyjątkowo jasnym. Departament Stanu ocenia, że decyzja ta „podkopuje wolność mediów w Polsce, bliskim sojuszniku i bratniej demokracji”. W konkluzji znalazły się wyrazy zaufania w „siłę i zdolność polskiej demokracji, aby zapewnić, że instytucje demokratyczne będą sprawne i szanowane”.
Kiedy się pomyśli o tym, że PiS dokłada wiele starań, by podkreślać szczególnie dobre relacje z Ameryką, która często w oficjalnej narracji jawi się jako ten lepszy od zdradliwej Unii sojusznik, to trudno przyjąć, że decyzja KRRiTV była tylko głupią wpadką ludzi tak bardzo pragnących się przypodobać Prezesowi, że nie pomyśleli, iż wywołają łatwą do przewidzenia reakcję owego sojusznika. Jeśli ich kroki były przemyślane, to trzeba dojść do wniosku, że przyduszenie mediów niepubliczych jest obecnie kluczowym punktem strategii PiS.