Wizyta

Odwiedził mnie redaktor rosyjskojęzycznego pisma wydawanego w Izraelu - Żyd pochodzący ze Lwowa i mówiący po polsku. Pismo nazywa się Wiesti i ma 50 tysięcy nakładu - dużo jak na niewielki kraj, ale liczni w Izraelu emigranci z Rosji bardzo są przywiązani do swojej proweniencji kulturalnej.

06.02.2005

Czyta się kilka minut

Rozmawialiśmy o polityce i o Putinie. Gość mój zgodził się, że prezydent Rosji reprezentuje mentalność kagiebistowską i że nie przez burzę śnieżną opóźnił on swój przyjazd do Krakowa, ale że chciał w ten sposób pokazać, jak bardzo obrażony jest na Polskę i na Kwaśniewskiego. Powiedziałem mu, że ponure gesty Putina i obecne poglądy Rosjan na Polskę aż tak bardzo mnie nie przejmują; mając niepodległość, nie musimy rozpaczać, że nas Putin nie kocha. Interesują mnie perspektywy odleglejsze.

Rosja to dziś sierota po sowietyzmie; imperium sowieckie miało 250 milionów mieszkańców, a Federacja Rosyjska ma ich tylko 144 miliony, w dodatku liczba ta w najbliższych dziesięcioleciach będzie się dalej zmniejszała. W “Heraldzie" czytam, że Rosja nie tylko topnieje ludnościowo, ale też gwałtownie wzrasta w niej liczba chorych na AIDS. Mąż stanu stojący na czele takiego państwa powinien się zastanowić, co robić. Zniewolić młode małżeństwa do tego, by miały więcej dzieci, praktycznie nie sposób, natomiast jeśli chodzi o postawienie tamy epidemii AIDS, można zrobić sporo. Putin bardziej jednak przywiązany jest do gestów i najwidoczniej uważa, że skoro siedzi na ropie, gazie i innych kopalinach, wszyscy przed nim powinni drżeć.

Różnica między rzeczywistością rosyjską a poglądami Putina, który wydaje się samemu sobie niezmiernie ważny, zdaje mi się kluczowa. Widziałem zdjęcia, na których Putin otoczony jest przez oficerów ubranych w mundury carskie; on się coraz bardziej lubuje w wystawności dworskiej. Gdybym był na jego miejscu, bardziej bym się martwił tym, że potęga dawnego imperium skruszała, a próby kontynuowania eksperymentów kosmicznych świadczą tylko o daremnych wysiłkach dorównania Stanom Zjednoczonym, które jednak mają już prawie trzy razy tyle ludności co Rosja i odpowiedni potencjał.

Dla Rosjan jedynym powodem do uciechy może być to, że Stany Zjednoczone są obecnie kierowane przez ekipę zupełnie beznadziejną. Bush ma, jak Kubuś Puchatek, maleńki rozumek, nie martwi się gigantycznym deficytem budżetowym, do którego doprowadził, i dalej śmiało pakuje pieniądze w rozmaite zbędne działania. Powinien mieć przy boku kogoś, z kim mógłby prowadzić spory i dyskutować alternatywne wersje działań politycznych, ale pani Condy Rice, nowemu sekretarzowi stanu, też nie dostaje rozumu politycznego.

Gość mój pytał, jak widzę przyszłość świata; podzieliłem się z nim przekonaniem o nieuchronności konfliktu nuklearnego. Państwa, które aspirują do potęgi nuklearnej, jak Iran czy Korea Północna, nie zrezygnują ze swoich aspiracji i ten nieodwracalny proces doprowadzić musi niestety do progu krytycznego. Rozmawialiśmy też o niewesołych perspektywach Izraela; rozmówca mój zauważył, że jest to państwo, którego część obywateli trzyma się ortodoksji religijnej sprzed wielu stuleci, a otaczają je wrogie kraje, w których panuje islam, czyli najmłodsza z wielkich religii świata, przeżywająca dziś odpowiednik naszego średniowiecza religijnego - stąd zaciekłość, nienawiść, zamachy.

Potem powyciągał rozmaite książki moje, które musiałem podpisać, i zasypał mnie komplementami; uważa, że nie jestem żadnym autorem science fiction, najwyżej ceni “Wysoki Zamek". Mam wrażenie, że najwięcej czytelników mam dziś nie w Polsce, tylko poza jej granicami, i to coraz dalej: trochę jak kręgi rozchodzące się na wodzie po wrzuceniu do niej kamienia. Podpisałem właśnie trzy umowy egzotyczne, z Koreą, Tajwanem i Chinami kontynentalnymi, a i na Zachodzie zaczęto mnie znów silnie wznawiać. Twierdzę zresztą, że literatura jest to zwierzę śmiertelne i 95 procent powstających na świecie książek ulega całkowitemu zapomnieniu. Biblioteka światowa, także i laureatów Nobla, to właściwie wielka nekropolia. A co będzie ze mną - zobaczymy.

Na koniec rozmowy obaj wyraziliśmy ubolewanie z powodu tego, że Lwów nam zabrano. Mój gość był niedawno w swoim - naszym - rodzinnym mieście i zdumiewał się, jak zupełnie polski duch je opuścił, i jak przybysze z Ukrainy nie wiedzą nic o tym, że Polacy tu przez całe wieki pracowali. Oglądając pomnik Mickiewicza pytają, kto to jest. Sic transit gloria mundi.

Słysząc to, straciłem zupełnie humor. Najlepiej byłoby nie pamiętać, ale ja o Lwowie zapomnieć nie mogę. Dlatego z mieszanymi uczuciami czytałem nagłówki prasowe w rodzaju “Lwów wolny". Juszczenko wydaje mi się bardzo dobrym politykiem, będzie próbował jakoś zabliźnić tę ranę w organizmie Rosji, jaką jest utrata Ukrainy. Czy mu się uda - nie wiem, życzę mu jednak dobrze. Ale od więzów, które mnie ze Lwowem łączą, wyzwolić się nie potrafię. Nigdy już nie zdołam strząsnąć z siebie tej lwowskości ani odżałować miasta, w którym spędziłem dzieciństwo i młodość.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2005