Witajcie w Bawarialandii, miejscu innym niż reszta Niemiec

Najlepsze piwo, najwyższe szczyty, najbogatsze koncerny. I tylko politycy z największym ego mogą zwyciężać i rządzić w tym szczególnym regionie Niemiec.
z Monachium

30.09.2023

Czyta się kilka minut

Witajcie w Bawarialandii
Hubert Aiwanger, bawarski minister gospodarki i przewodniczący Wolnych Wyborców, otwiera sezon Wiesn. Monachium, 16 września 2023 r. / BRITTA SCHULTEJANS / AFP / EAST NEWS

Na terenie całych Niemiec nawarstwiają się problemy. Narasta znowu kryzys migracyjny, rosną ceny, rośnie ogólny niepokój o przyszłość, rośnie też poparcie dla prawicowych populistów z Alternatywy dla Niemiec (AfD).

W takich warunkach wybory do parlamentu landowego w Bawarii – odbędą się one w najbliższą niedzielę 8 października – powinny być ważnym testem nastrojów społecznych. W końcu to największy powierzchniowo i drugi pod względem liczby mieszkańców niemiecki land. Jednak Bawaria bardzo różni się od reszty kraju. Dlatego i relacja z ostatnich dni przed głosowaniem musi być inna. Choćby dlatego, że nawet podczas krótkiej wizyty na czas kampanii wyborczej nie da się uniknąć wychylenia paru kufli piwa.

Obrazki z festynu

Bawarska odrębność zaczyna przebijać się już w trakcie podróży pociągiem, który zmierza w kierunku Monachium. Im bliżej stolicy Bawarii, tym więcej dosiada się kobiet ubranych w dirndl, tradycyjny alpejski strój, składający się z bluzki, gorsetu, spódnicy i fartucha. Jeden z pasażerów, mężczyzna w podeszłym wieku, znika na chwilę w pociągowej toalecie. Jeszcze przed chwilą w jean-sach, po chwili wychodzi ubrany w typową bawarską koszulę i obowiązkowe krótkie skórzane spodnie. Spora część podróżujących raczy się piwem, choć wskazówki zegara ledwo co przekroczyły godzinę dziesiątą rano.

Po przyjeździe do Monachium podobnych przebierańców napotyka się już na każdym kroku. Podobnie jak wielojęzycznych turystów. Wielu z nich przyjeżdża właściwie tylko po to, aby wziąć udział w jednym z największych masowych wydarzeń na świecie: w Monachium od 16 września do 3 października trwa Oktoberfest. I to wydarzenie dominuje zbiorową bawarską wyobraźnię, a nie kampania wyborcza.

Obrazy z festynu w stolicy Bawarii kojarzy chyba każdy. Dla wielu są niemal synonimem Niemiec: litrowe kufle, ludzie w grupowym amoku i uśmiechnięte kelnerki, koniecznie blondynki, eksponujące dekolty i witalność, dzięki której potrafią za jednym zamachem dostarczyć do stolika całe naręcze upragnionych kufli. A że te obrazki nijak mają się do reszty kraju, gdzie dominuje raczej powściągliwy charakter? To już problem reszty Niemiec, a nie dumnych ze swoich biesiadnych tradycji Bawarczyków.

Piąta pora roku

Tradycja Oktoberfestu, zwanego też po bawarsku Wiesn (od niemieckiego Wiese, łąka) sięga roku 1810. Wtedy to dla uczczenia ślubu bawarskiego księcia Ludwika i saksońskiej księżniczki Teresy na łące położonej nieopodal centrum Monachium odbyły się wyścigi konne. – Imprezę zaczęto powtarzać co roku, a dla spragnionych widzów zaczęto stawiać budki z piwem – tłumaczy w rozmowie z „Tygodnikiem” Christian Dahncke, główny piwowar monachijskiego browaru Paulaner.

Rozmawiamy na terenie festynu, w namiocie piwnym należącym do koncernu. Niech nie myli tu słowo „namiot”: to potężna hala, która wraz z dodatkową przestrzenią naokoło zapewnia miejsce nawet dla 8 tys. gości. Jest środa, jeszcze nie wybiło południe, a duża część namiotu jest już zapełniona.

Piwo leje się strumieniami i tak będzie do nocy. W kulminacyjnym momencie, wieczorem, w namiocie panuje hałas porównywalny do stadionowego zgiełku. Tysiące gości tańczy na ławach, a kelnerki faktycznie wykonują nadludzką pracę, radząc sobie w tym chaosie.

– To dla nas piąta pora roku – mówi radośnie Dahncke. Choć jako piwowar większość czasu spędza nad technologicznymi aspektami procesu warzenia i nad umowami z dostawcami chmielu i słodu, w trakcie festynu może poczuć się jak ­supergwiazda. Klienci gratulują, a dziennikarze, po kilku łykach i przy stole pełnym regionalnych mięsiw, szybko zapominają o swojej krytycznej wszak roli i przyłączają się do peanów pod adresem lokalnych piw i atmosfery w namiocie.

Paulaner należy do monachijskiej Wielkiej Szóstki. To miejskie browary, których początki działalności sięgają średniowiecza. Od 1516 r. warzą złoty trunek wedle Bawarskiego Prawa Czystości, które zobowiązuje ich do korzystania tylko z trzech składników: wody, chmielu i słodu. Każdy z Wielkiej Szóstki ma swój namiot piwny na terenie festynu.

Całość uzupełnia trudna do zliczenia ilość dodatkowych atrakcji: karuzel, kolejek górskich, labiryntów strachu. Oktoberfest z bliska sprawia dość przaśne wrażenie, ale nikomu nie wydaje się to przeszkadzać. W przeciwieństwie do tegorocznych cen.

Rezerwacja z wyprzedzeniem

– Czternaście i pół euro za kufel! – wzdryga się Julia.

Blisko sześć lat temu przeprowadziła się z północy kraju do Monachium. ­Innego miejsca do życia 40-latka nie potrafi sobie już wyobrazić. Decydująca jest bliskość Alp, w których czuje się najlepiej. Ale równie ważna jest dewiza życiowa Bawarczyków, że ciężką dniówkę trzeba odreagować, najlepiej w towarzystwie znajomych, przy piwie i muzyce.

Julia przyznaje w rozmowie z „Tygodnikiem”, że w tym roku odwiedziła Wiesn już trzy razy. Planuje jeszcze trzy wyjścia. Wzrost cen zarówno piwa, jak i jedzenia o kilka euro boli, choć nie na tyle, żeby zrezygnować z zabawy. Pierwszą rezerwację na stolik złożyła pod koniec lutego, inaczej mogło być za późno. Wprawdzie część miejsc w namiotach nie podlega rezerwacji, ale te zajmowane są przez gości, którzy do namiotów schodzą się zaraz po śniadaniu.

W ostatnich dekadach Oktoberfest przekształcił się z regionalnej imprezy w globalną markę i jedną z największych imprez masowych na świecie. Na monachijskich ulicach na każdym kroku słychać Amerykanów i Brytyjczyków. Są też Włosi, Hiszpanie, Japończycy, Hindusi.

Ludzie z całego świata nierzadko pierwszy raz przyjeżdżają do Europy specjalnie na monachijski festyn. I po kilkudniowej balandze wyjeżdżają z dość specyficznym obrazem Niemiec, a może i całego kontynentu. Europa jako miejsce, gdzie nosi się góralskie stroje, ma się stale dobry humor i pije piwo do upadłego. Zbyt piękne, aby było prawdziwe.

Północ Południe

Oktoberfest to znak rozpoznawczy Bawarii. Ale festyny odbywają się w całym landzie. Dysponując takim, a nie innym czasem kampanii, politycy muszą się dostosować i dotrzeć do miejsc, gdzie znajdą wyborców. Dlatego również polityczne debaty toczą się przy złotym trunku. – W Bawarii panuje południowoeuropejski klimat. W namiocie piwnym nie można gadać jak wystraszona dziewczynka – tłumaczy Hubert Aiwanger podczas spotkania z międzynarodowymi mediami, w którym uczestniczy także „Tygodnik”.

Aiwanger to lider partii Wolni Wyborcy (Freie Wähler), która obecnie współrządzi w Bawarii. Sondaże dają im ok. 17 proc. głosów. W Berlinie dziennikarze ogólnokrajowych mediów załamują ręce nad populistycznym tonem, który zdominował bawarską kampanię. Aiwanger nic sobie z tego nie robi: – Niemcy z protestanckiej północy nie zrozumieją fenomenu, jakim jest kultura, która panuje w namiocie piwnym.

Podczas takich piwnych wieców Aiwanger nawołuje, by „milcząca większość odzyskała demokrację”, żąda ostrego kursu migracyjnego i rzuca niewybredne przekleństwa pod adresem polityków lewicowo-liberalnej koalicji rządzącej w Berlinie. To zresztą mantra bawarskiej kampanii: problemy generuje Berlin, natomiast u nas wszystko jest co do zasady najlepsze. Takie nieuznające krytyki tony są może i czymś normalnym w Polsce, ale w innych regionach Niemiec bawarski patriotyzm wzbudza politowanie, a czasem i wściekłość.

Taka była również reakcja na publikację „Süddeutsche Zeitung” pod koniec sierpnia. Dziennik z Monachium dotarł do ulotki, jaką Aiwanger miał – tak sugerowało początkowo „SZ” – napisać w wieku 17 lat i kolportować w liceum. Tekst był fikcyjnym ogłoszeniem konkursu „na największego zdrajcę ojczyzny”. Autor proponował takie „nagrody”, jak „darmowy lot przez komin w Auschwitz”; ulotka była szyderstwem z ofiar Holokaustu.

Przez Niemcy przetoczyła się fala oburzenia. Aiwanger zaprzeczył, jakoby był autorem ulotki, ale jego dni w polityce wydawały się policzone. Uratował go starszy brat, który oświadczył, że to on napisał ulotkę, bo był sfrustrowany tym, że nie przeszedł do następnej klasy (bracia chodzili do tej samej szkoły).

Hubert Aiwanger zarzucił lewicowym mediom prowadzenie kampanii przeciw niemu, a poparcie dla Wolnych Wyborców wzrosło. Jego pozycja jako lidera partii jest niezachwiana.

C hristian Dahncke, główny piwowar browaru Paulaner, Monachium, wrzesień 2023 r.  /  ŁUKASZ GRAJEWSKI

Bawaria najpierw

Aiwanger wie, jak trafić do serc swoich wyborców. Dla Bawarczyków ich land to najpiękniejszy skrawek Niemiec, jeśli nie Europy. Ludzie są tu najbardziej życzliwi, a zarazem najbardziej przedsiębiorczy. Jest Bawaria, potem długo, długo nic, a dopiero potem pozostałych 15 innych niemieckich landów.

Dlatego interesy Bawarii mają być na pierwszym miejscu. Rząd z Monachium zaoferował w tym roku nauczycielom z innych landów bonus o wartości 3 tys. euro, jeśli zdecydują się na przeprowadzkę. Aiwanger uważa, że jest to rozwiązanie konieczne krótkoterminowo, ale nie optymalne. – Już teraz musimy oddawać 10 mld euro do federalnej kasy. Jeśli jeszcze więcej zdolnych ludzi przeprowadzi się z innych terenów do nas, to suma, którą będziemy musieli dokładać, tylko się zwiększy – mówi z przekąsem.

W pewnym sensie liczby przyznają dumnym Bawarczykom rację. Land zamieszkuje blisko 13,4 mln ludzi, więcej niż populacja Czech. Trzy dekady temu było ich o 2 mln mniej. Ludność regionu się więc powiększa, podczas gdy w pozostałych częściach Niemiec coraz bardziej daje o sobie znać kryzys demograficzny.

Ludzi przyciągają nie tylko piękno krajobrazów. W Monachium swoje niemieckie siedziby mają Google i Meta (do niej należy m.in. Facebook). Przemysł nakręcają motoryzacyjne legendy, BMW i Audi, jak też setki mniej znanych firm, które z powodzeniem eksportują swoje produkty na cały świat.

Osiem z czterdziestu największych niemieckich koncernów działa na terenie Bawarii. Klub piłkarski Bayern Monachium od ponad 10 lat co roku wygrywa Bundesligę, a bawarscy uczniowie w wynikach biją na głowę resztę kraju.

Do tego dochodzą przychody z turystyki. Ponad 6 mln gości odwiedza Oktoberfest. Półtora miliona zwiedza co roku bajkowy zamek Neuschwanstein, który w swoim logo uwiecznił Disney. Poważna turystyka narciarska jest na terenie Niemiec możliwa w zasadzie tylko w Bawarii. A kto zwiedzi baśniowy Bamberg, dotrze do jeziora Chiemsee lub stanie na szczycie Zugspitze, najwyższego niemieckiego wierzchołka Alp (2922 m n.p.m.), ten szybko zrozumie gorące uczucie, jakim swoją małą ojczyznę darzą Bawarczycy.

Chadecy śladem Wittelsbachów

Region ten był na przestrzeni wieków rządzony przez wielu nietuzinkowych władców, co nie pozostaje bez znaczenia także w kontekście najbliższych wyborów. Król Ludwik I, gdy na jego polecenie w Monachium wzniesiono 18-metrowy posąg z brązu przedstawiający symboliczną Bawarię, miał powiedzieć: „Neron i ja jesteśmy jedynymi, którzy dokonali tak wielkich rzeczy”. Jego wnuk Ludwik II, zwany Bajkowym Królem, był pomysłodawcą wspomnianego zamku Neuschwanstein.

W wieku XX to w Monachium Adolf Hitler stworzył i rozwijał struktury swojej partii. A również w okresie powojennym bawarska scena polityczna nie cierpiała na brak mężczyzn o przerośniętym ego. Franz Josef Strauß, legendarny premier landu w latach 1978-88, prowadził własną politykę gospodarczą i zagraniczną, chwilami niemalże niezależną od władz w Bonn, stolicy Niemiec Zachodnich. Gdy postanowił przeprowadzić rozmowy z władzami Związku Sowieckiego, do Moskwy udał się prywatną awionetką, którą sam pilotował, co podczas awaryjnego lądowania prawie skończyło się tragedią.

Również Markus Söder, który funkcję premiera Bawarii sprawuje od 2018 r., wpisuje się w regionalny charakter. Jak podkreślają wszyscy rozmówcy napotkani w Monachium, to człowiek wyprany z poglądów, którego motywuje przede wszystkim pragnienie władzy. Gdy w poprzednich wyborach nie wykluczał taktycznej koalicji z Zielonymi, pozował do zdjęć, obejmując drzewa. Teraz, gdy koalicja z tą partią mu się nie kalkuluje, niemal codziennie oskarża Zielonych o wszelkie zło.

W kampanii Söder stylizuje się na figurę ojca, który uchroni Bawarczyków przed zewnętrznymi zagrożeniami. Podobnie, jak Aiwanger, jego koalicyjny partner z Wolnych Wyborców, również Söder najlepiej czuje się w formacie przemówień w namiotach piwnych. Choć tajemnicą poliszynela jest, że piwa nie lubi. Kufel odstawia na bok od razu po zakończeniu sesji zdjęciowej.

Nic nie trwa wiecznie

Ponieważ kampania skupia się głównie na jego osobie, to również na barkach Markusa Södera spoczywa odpowiedzialność za przedłużenie rządów Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU), której jest przewodniczącym. CSU to kolejny bawarski fenomen: ta chadecka partia działa tylko regionalnie i sprawuje władzę w Bawarii nieprzerwanie od 1957 r. W wyborach do Bundestagu łączy siły z również chadecką Unią Chrześcijańsko-Demokratyczną (CDU).

Politycy CSU lubią pół żartem, pół serio rzucać aluzje, że władzę w królestwie Bawarii przez ponad 700 lat sprawowała dynastia Wittelsbachów. W poprzednich dekadach CSU wielokrotnie otrzymywała grubo ponad 50 proc. głosów i rządziła samodzielnie. Głos na CSU był dla mieszkańców przede wszystkim wiejskich terenów taką oczywistością, jak niedzielna wizyta w kościele.

Obecnie w tym wciąż najbardziej religijnym regionie Niemiec ludzie masowo odchodzą z Kościoła katolickiego. Tylko w 2022 r. oficjalnie wypisało się ponad 150 tys. wiernych. Niegdyś Monachium nazywane było „niemieckim Rzymem” i „miastem 365 kościołów”. Teraz w monumentalnej katedrze Najświętszej Marii Panny w historycznym centrum księdzu odprawiającemu mszę towarzyszy głównie grupka zagubionych turystów.

Ugrupowanie Södera na pewno wygra i te wybory, w ostatnich sondażach może liczyć na 36 proc. głosów. Dzięki temu w przyszłej koalicji z Wolnymi Wyborcami będzie dalej grać pierwsze skrzypce. Widać jednak, że nie jest to już taka polityczna dominacja, jak niegdyś.

Formuła na przyszłość

Czas po wyborach będzie również okresem dochodzenia do siebie po blisko trzytygodniowych szaleństwach związanych z Oktoberfestem. Bawarczycy będą musieli stanąć w prawdzie, że także ich mała ojczyzna ma własne problemy.

To przykładowo horrendalnie wysokie koszty wynajmu mieszkań i życia, które coraz bardziej hamują napływ nowych mieszkańców. To nierozwinięty sektor odnawialnych źródeł energii, bo dotychczasowa linia rządzących była taka, że Bawaria jest przecież zbyt piękna, żeby stawiać tu jakieś wiatraki. Tylko że po zamknięciu elektrowni atomowych przemysł coraz bardziej cierpi z powodu wysokich cen prądu.

To w końcu także styl uprawiania polityki przez rządzących. Ile by nie powtarzać, że kampania w czasie piwnych festynów rządzi się własnymi prawami, to jeśli Bawaria chce faktycznie być prymusem wśród landów, musi wymyślić dla siebie lepszą formułę na przyszłość niż trwanie w samouwielbieniu i odgradzanie się od zewnętrznych problemów.

Taka wizja przebijała się najbardziej w czasie kampanii polityków, którzy najpewniej będą dalej sprawować tu władzę. A przecież Oktoberfest jest dowodem, że największym magnesem Bawarii jest jej otwartość.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2023