Wino bez granic

Na świętego Marcina głowa ciężka od wina. Czy nowo wydana księga polskich przysłów odnotuje, że te słowa padły po raz pierwszy na łamach „Tygodnika”?

09.11.2015

Czyta się kilka minut

"Ośmiorniczki to ulubione dziś białko literatów, nie wspominając o odchodzącej władzy" (przepis na końcu tekstu) / Fot. CORBIS
"Ośmiorniczki to ulubione dziś białko literatów, nie wspominając o odchodzącej władzy" (przepis na końcu tekstu) / Fot. CORBIS

Co roku około 11 listopada staram się zwiać tam, gdzie dzień ten kojarzy się tylko z momentem wyzerowania rocznego cyklu na roli, przejścia między starym a nowym, podsumowania prac i dni, wyjadania ostatnich jesiennych darów ziemi, zanim schowa się resztę do piwnicy na zimę. A jak naucza nas dorobek etnologii, ludzkość od zawsze wiedziała, że przez zdradliwą szczelinę między końcem a początkiem należy skakać w odmienionym stanie świadomości.
Wolę nie oglądać z bliska corocznego rytuału wzajemnego nakręcania się głupich, zabójczych złości. O galopie pieszej husarii z białoczerwonymi racami szkoda gadać, w tym roku załamał mnie bardziej pomysł zwołania capstrzyku tzw. antyfaszystów na Umschlagplatzu. Jaką sieczkę poznawczą trzeba mieć w głowie, żeby w tych realiach politycznych dostrzegać pełzanie faszyzmu w historycznie rozpoznawalnym sensie słowa, po czym brać za narzędzie szantażu moralnego w tej rozmowie ofiary Zagłady i zwoływać się w miejscu obezwładniającym do dziś przechodniów bezsiłą wobec grzechu większego niż nasza wyobraźnia o złu?


Nikomu jednak nie bronię, tym bardziej że szykuje się „podemonstracyjny after” i, jak zachęcają organizatorzy, „będziemy się kulturalnie gibać wraz ze Skadyktatorem”. Liczę na barwne relacje, tymczasem jadę w strony już nieraz tu czule wspominane, toczyć ze świętym Marcinem beczki. Na pagórki między Friuli a Słowenią, w dawnym dominium Gorycji, tuż na północ od Triestu. Okolica zwana po włosku Collio, a po słoweńsku Brda, stanowi osobliwy punkt styku żywiołu słowiańskiego ze śródziemnomorskim, ucieleśnienie moich marzeń, że można by przenieść całą Polskę nad ciepłe morze i nadal jeść golonkę z chrzanem.


Bez sensu byłoby tam jechać w duchu austro-nostalgii, odtwarzać c. i k. Arkadię, którą pomimo tylu widocznych śladów już dawno diabli wzięli. Józef Roth, stwórca najsławniejszego Słoweńca w literaturze, nie mógł być celniejszy: „oto ludziom nie wystarcza już podział na ludy, nie, oni chcą przynależeć do określonej nacji. Na taki pomysł nie wpadłyby nawet małpy. Teoria Darwina wydaje mi się niekompletna, a może to małpy pochodzą od nacjonalistów, jako że małpy stanowią tu postęp”.


Włócząc się po Collio/Brdzie, ma się chwilami błogie wrażenie, że ten etap niektórzy mają za sobą. Jak sole trzeźwiące działa pamięć absurdalnej granicy włosko-jugosłowiańskiej, którą politycy wyznaczyli przez środek winnic i podwórek; z perspektywy tych miejsc wielkie projekty narodowe, najpierw Mussoliniego, potem Tity, musiały zamienić się w wiersz wariata. „Najgorzej, jak granicy pilnował Chorwat, z żołnierzem z Bośni można było wszystko za flaszkę załatwić” – mówią dziś starsi ludzie, zapytani, jak sobie wtedy radzili z codzienną pracą. Dziś nadal każdy czuje się trochę bardziej tym lub tamtym, ale ani Włoch, ani Słoweniec to nie są już nazwy twardych tożsamości. Owszem: ludzie bardziej włoscy nadal wspominają z lekkim przekąsem o eks-Jugolach, a ci bardziej słoweńscy mają trochę mściwej satysfakcji, gdy mówią o tym, że skończyły się czasy, gdy byli tylko ubogimi krewnymi. Zwłaszcza że w ich rękach została lepsza gleba i ładniejsze widoki. Ale to drobiazg, nietoksyczne sąsiedzkie prztyczki, niezagrażające poczuciu „tutejszości”.
Fascynuje mnie jego siła, tym bardziej że prawdziwą jego opoką jest trud związany z najczęstszym tutaj zawodem – winogrodnika i winiarza. Winorośl jest cudem i potworem natury w jednym. Wymaga wiedzy, troski, starań i czasu. Szczególnie jeśli robi się wino w najbardziej właściwy sposób: na małą skalę, ręcznie i bez nadmiaru dwudziestowiecznych ulepszeń. „Respekt dla tradycji to nie jest prosty wybór takiej czy innej metody produkcji, tylko wybór, czy chcę mieć winnicę, czy chcę mieć rodzinę” – mówi mi jeden ze sławnych miejscowych pionierów. Jeżę się, gdy ktoś próbuje sprzedać produkt spożywczy gadką o pasji, miłości i misji, ale dla nich robię wyjątek.


Ich wino to esencja udanej kohabitacji dwóch ludów w cieniu jednego krzewu, pod znakiem nieustającego wyzwania teraźniejszości. Nie przypadkiem właśnie w Gorycji mieszkają bohaterowie powiastki Claudia Magrisa „Inne morze”, która jest najdobitniejszą znaną mi pochwałą „posiadania w teraźniejszości własnego życia i własnej osoby, zdolnością przeżywania w pełni każdej chwili, bez poświęcania jej dla czegoś, czego oczekuje się niecierpliwie, marnując w ten sposób życie na oczekiwaniu, aby minęło jak najszybciej”. Może dlatego butelki z napisem Collio lub Brda mają w sobie coś tak naglącego. ©

Wreszcie spełnił się sen Kaczmarskiego: poeci mają kieszenie pełne dolarów. Doszły mnie oto z Polski wieści, że ośmiorniczki to ulubione dziś białko literatów, nie wspominając o odchodzącej władzy. Nie bądźmy gorsi. Rozmrażamy mackę ośmiornicy (ok. 200 gram na 2 osoby) i gotujemy ok. 40 min. w lekko osolonej wodzie o temperaturze tuż poniżej 100 stopni, co pozwoli uniknąć gumowatej konsystencji. Kiedy poczujemy, że jest miękka, wrzucamy do lodowatej wody, po czym obieramy ze skóry z przyssawkami, ściągając ją dwoma palcami od szerszej części do koniuszka gestem dość obscenicznym. Kroimy na cienkie talarki. Miksujemy wielką garść rukoli z oliwą, sokiem z cytryny i solą aż do uzyskania gładkiego sosu – proporcje do smaku; ja lubię, kiedy jest dość kwaskowaty. Układamy talarki na talerzu, polewamy sosem i posypujemy dla elegancji płatkami migdałów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2015